Wielce utalentowany pan Grufik

Karol JedlińskiKarol Jedliński
opublikowano: 2012-03-19 00:00

Na hasło Nomad polska konkurencja zgrzyta zębami. Sprawili to czeski inżynier oraz potomek irackiego ministra

Kto z warszawiaków nie zna inżyniera Frantiska Grufika, czeskiego likwidatora salonu z dywanami Nomad — Perskie Dywany?

Od kilku miesięcy wie o nim chyba całe miasto, bo to biznes utkany na marketingowej ofensywie. Wyróżniają się wielkie reklamy w prasie, w tym w stołecznych mutacjach „Gazety Wyborczej” i „Rzeczpospolitej”. Na zdjęciach inżynier Grufik z perskim kobiercem w dłoniach. Ogłoszenia kuszą dziesiątkami okazji, przecen, szokujących ofert w sam raz dla wszystkich: od blokowisk Woli po rezydencje Mokotowa.

I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że spółka, która, jak szacują konkurenci, wydała na marketing w 2011 r. prawie 1 mln zł, jest formalnie, nie tylko reklamowo, od września 2011 r. w likwidacji. Co więcej, z reklamowania likwidacji Nomad uczynił główną podporę handlu. „Sprzedaż perskich dywanów w ramach likwidacji” — wali po oczach nagłówek reklam, „ze względu na to, iż cały asortyment i pozostały majątek spółki musi zostać zlikwidowany, ceny likwidacji zostały radykalnie obniżone od cen detalicznych” — stoi na dole.

Wszystko firmowane pieczątką „Likwidator, inż. F. Grufik”. Odmiana najcenniejszych słów, czyli „likwidacja” i „likwidator”, powtórzone są ponad 60 razy na czterech stronach gazetki reklamowej. Wśród konkurencji zawrzało. Jej zdaniem, Czech do spółki z Arabem (o nim dalej) z likwidacji uczynili sobie okazję do zarobku.

Lep na klienta

— To robienie ludziom wody z mózgu. Ceny po obniżkach wcale nie są takie okazyjne w porównaniu z promocjami w innych sklepach — twierdzi jeden z większych handlarzy dywanami w Warszawie. Na dowód wskazuje na irański dywan Tabriz z ulotki Nomada. Przed „radykalną obniżką” kosztował 495 tys. zł, podczas likwidacji — już niecałe 114 tys. zł.

Podobny dywan można znaleźć na włoskich, amerykańskich i brytyjskich serwisach internetowych za około 75 tys. zł. Konkurencja pyta, czy to zgodne z prawem tak na likwidacji kokosy zbijać? Zanim głos zabierze prawnik, pytamy marketingowca. Według Marka Żołędziowskiego, szefa Change Integrated, podobne praktyki stosuje się na Zachodzie. Z dobrym dla właścicieli skutkiem.

— Likwidacja jest marketingowym krokiem dalej od wyprzedaży. Daje większe złudzenie kupienia czegoś po wyjątkowej cenie. To jeszcze silniejszy lep na klienta — mówi Marek Żołędziowski.

Prawnicy też nie mają większych zastrzeżeń. Izabela Gnieciecka-Krysztofowicz z kancelarii Baker & McKenzie przyznaje, że likwidowane spółki wcale nie muszą mieć wierzycieli. Mogą też wykazywać zyski.

— Nie przypominam sobie jednak przypadku, aby jakaś spółka w likwidacji chwaliła się tym faktem w reklamach, co nie jest niezgodne z prawem, o ile nie wprowadza klientów w błąd — mówi Izabela Gnieciecka- -Krysztofowicz.

Praskie koberce

A inżynier Grufik? Zameldowany w Ołomuńcu biznesmen jest nie tylko likwidatorem polskiej spółki. Jest też, na co pozwala polskie prawo, jej udziałowcem, i był nim (pełniąc funkcję prokurenta), jeszcze zanim została postawiona w stan likwidacji.

Urzęduje w biurowym zapleczu obszernego salonu sprzedażowego w centrum miasta. Z zewnątrz po oczach bije wielki, czerwony baner: „Wyprzedaż przy okazji likwidacji — perskie dywany”. W środku, według obsługi, zmieściło się niemal 1,5 tys. dywanów.

— Moim zdaniem, samo zatowarowanie sklepu kosztowało około 4 mln zł, nie mówiąc o czynszu czy reklamie na start. To jest jeden z największych, o ile nie największy, sprzedawca perskich dywanów w Polsce. Będzie się likwidował przez kilka lat, o ile będzie zarabiał — twierdzi właściciel sklepów z podobnym asortymentem co Nomada.

Czeski rejestr firm wskazuje, że Frantiskowi Grufikowi pomysł na biznes nie przyleciał ot tak, na dywanie. Jest zaprawiony w branży, od kilku lat ze wspólnikami prowadzi m.in. firmę Nomad — Perske Koberce, działającą głównie w czeskiej Pradze. Perske Koberce są także w likwidacji, także tu 44-letni inżynier podjął się obowiązków likwidatora.

Z dziennikarzami rozmawia bez entuzjazmu. I tylko po angielsku.

— Dlaczego pan likwiduje biznes, skoro chyba nie idzie najgorzej, kupujących dużo, ogłoszenia w prasie biją po oczach?

— Firma nie jest w złej kondycji, ale wspólnicy zdecydowali, że to za trudny biznes. Chcą zająć się innym.

— Dlaczego nie przebranżowią spółki i nie zmienią jej nazwy, zamiast ją likwidować? — Właściciele chcą robić co innego. Muszę iść. Mam dużo zajęć — kończy jedną z rozmów likwidator Grufik.

Reputacja po arabsku

Polski KRS podpowiada, że Frantisek Grufik ze wspólnikami robi biznesy w Polsce od prawie dwóch lat. Na początku,podobnie jak czeska spółka p. Grufika, ich biznes nad Wisłą nazywał się z angielska Nomad — Persian Carpets. Spolszczona nazwa przyszła wraz z decyzją o likwidacji. Rywale na hasło Nomad dostają piany.

— To taki biznes w arabskim stylu. Niby się targujesz i dostajesz wielki upust, i tak jednak kupujesz drożej niż na prawdziwej przecenie — utyskuje jeden z nich. Wątek arabski pojawia się nie bez kozery. Decyzję o likwidacji musieli bowiem podjąć solidarnie wszyscy udziałowcy spółki, w tym jej ówczesny (i jedyny w historii) członek zarządu, czyli Nisan Al-Jazairi, współzałożyciel czeskiego Nomada. To nie tylko utalentowany handlarz dywanami z manufaktur z Iranu, Afganistanu czy Pakistanu.

To także, o ile wierzyć Wikipedii, syn byłego ministra kultury Iraku po interwencji USA, a wcześniej dziennikarza czechosłowackiego radia. Inżynier Grufik o wspólnikach nie chce rozmawiać. Przyznaje tylko, że likwidacja może potrwać nawet do końca roku, bo towaru w magazynach i sklepie jest dużo. Na pytanie, czy likwidacja nie jest marketingowym trikiem, oburza się.

— Jak to trik? Przecież w ten sposób zniszczylibyśmy sobie reputację! I bardzo przeprasza — nie chce zamiatać dyskusji pod dywan, ale nie ma czasu na pogaduszki. Likwidacja pali się w rękach.