Polska trzyma rękę na pulsie gospodarki zachodniego sąsiada. Coraz więcej argumentów przemawia jednak za tym, że unijny gospodarczy król jest nagi
Każda analiza bieżącej sytuacji gospodarczej Polski rozpoczyna się
dzisiaj od spostrzeżenia, że sytuacja w Niemczech jest trudna. Przemysł
motoryzacyjny naszych zachodnich sąsiadów cierpi z powodu wojny
handlowej między Stanami Zjednoczonymi a Chinami, które są jego
największymi rynkami eksportowymi poza Unią Europejską. Polski sektor
automotive jest uzależniony od koniunktury na niemieckie auta. Kluczowe
pytanie w kontekście przyszłości polskiej gospodarki brzmi zatem, czy
problemy Niemiec są jedynie tymczasowe i zależne od czynników
zewnętrznych, czy eksportowy kryzys jest symptomem znacznie
poważniejszego, strukturalnego problemu, który dotychczas bardzo
sprytnie ukrywał się za Odrą.
Aktywuj dostęp do pb.pl – zyskasz nieograniczoną możliwość czytania najświeższych informacji z gospodarki i rynków. Aby korzystać z nich jeszcze wygodniej, pobierz aplikację mobilną.
Zamów wersję Premium, a do Twojej dyspozycji będzie pełna zawartość pakietu Basic, a dodatkowo: e-wydania, raporty branżowe, LexBiznes oraz atrakcyjne rabaty na konferencje.
Polska trzyma rękę na pulsie gospodarki zachodniego sąsiada. Coraz więcej argumentów przemawia jednak za tym, że unijny gospodarczy król jest nagi
Każda analiza bieżącej sytuacji gospodarczej Polski rozpoczyna się
dzisiaj od spostrzeżenia, że sytuacja w Niemczech jest trudna. Przemysł
motoryzacyjny naszych zachodnich sąsiadów cierpi z powodu wojny
handlowej między Stanami Zjednoczonymi a Chinami, które są jego
największymi rynkami eksportowymi poza Unią Europejską. Polski sektor
automotive jest uzależniony od koniunktury na niemieckie auta. Kluczowe
pytanie w kontekście przyszłości polskiej gospodarki brzmi zatem, czy
problemy Niemiec są jedynie tymczasowe i zależne od czynników
zewnętrznych, czy eksportowy kryzys jest symptomem znacznie
poważniejszego, strukturalnego problemu, który dotychczas bardzo
sprytnie ukrywał się za Odrą.
Problemem trawiącym wszystkie państwa o bardzo niskich stopach
procentowych są tzw. firmy zombie. Według definicji zaproponowanej przez
OECD to przedsiębiorstwa, których suma przychodów operacyjnych nie
wystarcza na pokrycie wydatków na odsetki od kredytów przez kolejne trzy
lata. Są to zatem firmy, które utrzymują się na rynku mimo bardzo
niskiej produktywności. W ten sposób „psuje się” rynek pracy i kapitału,
angażując spore zasoby tych czynników produkcji w sytuacji, gdy mogłyby
trafić do wydajniejszych firm. Zjawisko to występowało zawsze, jednak po
kryzysie z 2008 r., kiedy Europejski Bank Centralny obniżył stopy
procentowe do zera i nie zdecydował się ich od tego czasu podwyższyć,
liczba tego typu patologii wzrosła, uderzając także w Niemcy. Według
szacunków OECD ponad 12 proc. kapitału w Niemczech zainwestowane jest w
firmy zombie. Z kolei według agencji Creditreform 15,4 wszystkich firm
za naszą zachodnią granicą można tak sklasyfikować. To duża bariera dla
rozwoju kraju — może stać się tym większym problemem, im mocniej
niemiecka gospodarka ucierpi na spowolnieniu gospodarczym.
Eksport szkodzi
Kolejną kwestią jest zależność niemieckiej gospodarki od przychodów z
eksportu. W sytuacji gdy każde państwo ma własną walutę, wzrost eksportu
powoduje naturalny wzrost wartości waluty kraju eksportującego, a tym
samym jego konkurencyjność cenowa relatywnie spada. W momencie
utworzenia strefy euro niemiecka gospodarka ze względu na swój
eksportowy profil stała się jej największym beneficjentem — dzięki temu,
że Niemcy zaczęły dzielić walutę z Hiszpanią, Włochami czy Grecją,
wzrost eksportu poza strefę euro nie powodował wzrostu wartości euro, co
gwarantowało zwiększone zyski niemieckiego sektora eksportowego. W erze
przed Donaldem Trumpem kraje otwarte na handel międzynarodowy,
nastawione na eksport uważane były za wzór wykorzystania korzyści z
globalizacji. Dziś jednak taki model okazuje się źródłem problemów.
Sprawę komplikuje fakt, że niemieckie firmy nie wykorzystały dobrych
czasów do zwiększania inwestycji. W latach 2001-18 gospodarka za Odrą
rosła rocznie średnio o 1,3 proc., a braki w inwestycjach szczególnie
wyraźnie widać w najważniejszym sektorze — motoryzacji.
Niemieckie firmy samochodowe bardzo długo zwlekały z inwestycjami w
innowacyjne technologie silników elektrycznych. W rezultacie Mercedes,
BMW czy Volkswagen zostały znacznie w tyle z technologią, którą dzisiaj
powszechnie wspierają rządy większości zachodnich państw świata jako
bardziej ekologiczną od tradycyjnych samochodów spalinowych. Problem
rozrósł się do tego stopnia, że najlepsi inżynierowie niemieckich potęg
wyjechali do USA lub Chin, by to tam rozwijać swoje technologiczne
ambicje.
Wynagrodzenia chudną
Za brakiem inwestycji podąża zastój w produktywności. W latach 1995-2005
produktywność niemieckich pracowników rosła rocznie średnio o 1,9 proc.
W latach 2005- -14 natomiast średnia ta spadła do 0,8 proc. i stale się
pogarsza. Kiedy produktywność nie rośnie, pracownicy nie mają
dostatecznie mocnych argumentów, by wymusić podwyżki płac. W efekcie
realne wynagrodzenia (a więc skorygowane o inflację) od 1995 r. rosły
średnio zaledwie o 0,5 proc. Rzecz jasna taka średnia oznacza, że
najbiedniejsi realnie notowali spadek wynagrodzenia za pracę. W
połączeniu z rosnącymi cenami nieruchomości coraz więcej ludzi nie stać
na własne lokum. Taka sytuacja jest jednym z powodów rosnącej
popularności skrajnych partii politycznych, jak Alternatywa dla Niemiec
czy lewicy. W ostatnich latach produktywność znów zaczęła rosnąć, jednak
wynikało to z niedoboru siły roboczej, nie oznacza więc zbawienia dla
niemieckiej gospodarki.
fb545d1e-8c30-11e9-bc42-526af7764f64
Ekonomia na dzień dobry
Newsletter autorski Marcela Lesika
ZAPISZ MNIE
Ekonomia na dzień dobry
autor: Marcel Lesik
Wysyłany raz w tygodniu
Autorski newsletter poświęcony światowej ekonomii: analizy, prognozy, badanie trendów i sprawdzanie faktów.
consents-consent_340
ZAPISZ MNIE
consents-consent_294
Administratorem Pani/a danych osobowych będzie Bonnier Business (Polska) Sp. z o. o. (dalej: my). Adres: ul. Kijowska 1, 03-738 Warszawa.
Kliknij w link w wiadomości, aby potwierdzić subskrypcję newslettera.
Jeżeli nie otrzymasz wiadomości w ciągu kilku minut, prosimy o sprawdzenie folderu SPAM.
Internet ucieka
Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego, wskazuje kolejne
znaki zapytania co do przyszłości gospodarki naszych zachodnich sąsiadów.
— Niemcy nie czują się komfortowo z rozwojem internetu rzeczy i innych
technologii opartych na świecie wirtualnym. Choć są wielką gospodarką,
wciąż nie mają żadnych gigantów technologicznych. Innym wyzwaniem jest
wzrost popularności ekonomii współdzielenia. W Chinach i USA, a więc na
największych rynkach zbytu dla niemieckich producentów aut, rośnie —
szczególnie wśród młodego pokolenia — popularność Ubera i innych usług,
które redukują popyt na nowe auta, szczególnie jeśli mają spalinowy
napęd. Spośród „tradycyjnych” ekonomicznych problemów wskazać można
także kwestię podaży pracy. W 2020 r. liczba aktywnych zawodowo zacznie
się kurczyć, i to mimo wpuszczenia rzeszy imigrantów z Bliskiego Wschodu
— mówi Rafał Benecki.
Co z tą Polską?
Kilka miesięcy temu rząd z dumą ogłaszał, że Polska awansowała na
piątego co do wielkości importera niemieckiej gospodarki. By jednak
uniknąć „zarażenia się chorobami” od naszych największych partnerów
handlowych, Polska powinna starać się uniezależniać gospodarczo od
Niemiec. W ostatnich latach oba kraje łączą problemy z inwestycjami —
bardzo wysoki wzrost PKB w Polsce jest związany nie z inwestycjami
prywatnymi, które kuleją, ale z rosnącymi transferami społecznymi, które
nakręcają konsumpcję. Zdaniem Rafała Beneckiego jedną ze słabości
polskiej gospodarki jest także brak dużych polskich prywatnych firm,
które mogłyby rzucić wyzwanie europejskim konkurentom.
— Ciągle nie mamy dużych prywatnych marek, które mogłyby pociągnąć
polską innowacyjność oraz wzrost wartości dodanej. Żeby być trwale
konkurencyjni i bardziej niezależni od eksportu do Niemiec, musimy robić
wszystko, by zachęcać biznes do inwestycji — uważa główny ekonomista ING
Banku Śląskiego. [BAM, KAP]
OKIEM EKSPORTERA
Potencjał i potrzeby
KRZYSZTOF ZOŁA, członek zarządu Cognoru
W należącej do Cognoru spółce HSJ wykorzystanie mocy produkcyjnych
spadło do 55,4 proc. wobec 92,2 po trzecim kwartale 2018 r. Wynika to
m.in. z wyłączenia pieca na czas inwestycji oraz spadku zapotrzebowania
na wyroby firmy związanego głównie z gorszą koniunkturą na niemieckim
rynku motoryzacyjnym. Dzięki inwestycji w HSJ zwiększyliśmy zdolności
produkcyjne z 261 do 300 tys. ton rocznie, ale w związku z niskimi
zamówieniami z Niemiec na razie ich w pełni nie wykorzystamy. Obecnie
zawieramy kontrakty na przyszły rok — pozyskanie nabywców jest
trudniejsze niż dotychczas.
OKIEM EKSPERTA
Nie czas na kryzys
ALFRED FRANKE, prezes Stowarzyszenia Dystrybutorów i Producentów
Części Motoryzacyjnych
Nie lubię mówić o kryzysie w kontekście spowolnienia w Niemczech — im
więcej osób o tym mówi, tym więcej firm reaguje, ogranicza inwestycje i
kryzys gotowy. Nasze badania wśród właścicieli i menedżerów firm
motoryzacyjnych w Polsce faktycznie wykazują spadek optymizmu. Moim
zdaniem wynika on jednak z wielu czynników, np. wyzwań czekających naszą
branżę i niepewności związanej z brexitem, a nie tylko z sytuacji
gospodarczej u zachodniego sąsiada. Widzimy spowolnienie, ale taka jest
natura gospodarki — jest za wcześnie, by mówić o kryzysie.