Wybór jak w greckiej tragedii, czyli dylematy RPP

Marek ChądzyńskiMarek Chądzyński
opublikowano: 2025-03-11 20:00

Ceny energii i ich odmrożenie z końcem września to jeden z najważniejszych powodów, dla których Rada Polityki Pieniężnej jest tak wstrzemięźliwa nawet w sygnalizowaniu obniżenia stóp procentowych. Za chwilę orzech, jaki będzie miała do zgryzienia, stanie się jeszcze twardszy, gdy rząd oficjalnie zapowie przedłużenie mrożenia cen do końca roku. A przecież to niejedyny dylemat, przed jakim stają członkowie RPP.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Oczywiście żadne formalne decyzje co do cen energii w rządzie jeszcze nie zapadły. Ale z rozmów z osobami z tzw. rządowego otoczenia wynika, że pomysł „mrozimy do końca grudnia” ma w Radzie Ministrów coraz więcej zwolenników. Co więcej, coraz głośniej mówią o tym ministrowie. Ostatnio w rozmowie z radiem TOK FM Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, ministra funduszy i polityki regionalnej, stwierdziła, że nie rozumie mrożenia przez trzy kwartały i powinno ono obowiązywać cały rok.

Jeśli rzeczywiście rząd przymierza się do takiego kroku, to nowa projekcja inflacji i wzrostu PKB, jaką do rąk dostali właśnie członkowie Rady, jest już częściowo nieaktualna. Zapewne nie będzie przyspieszenia wzrostu cen wywołanego odmrożeniem pod koniec roku rachunków za prąd. A całą ścieżkę inflacji na kolejne kwartały trzeba będzie przesunąć. Trudno teraz powiedzieć, czy utrzymanie zamrożenia cen to argument za tym, żeby już obniżać stopy, ale na pewno analitycy Narodowego Banku Polskiego będą mieli tu sporo do policzenia.

Najbardziej interesujące jest to, że ceny energii, które zaprzątają głowy zasiadającym w Radzie, nie są wcale największym z problemów, jakie przyjdzie im za chwilę rozwiązać. Pytań jest bowiem coraz więcej. Na przykład, czy w obliczu powszechnych oczekiwań, że w gospodarce powinien odpalić drugi motor wzrostu PKB, czyli inwestycje, Polskę stać na kredyt najdroższy w Unii Europejskiej. Owszem, ekonomiści mówią głównie o inwestycjach publicznych, zasilanych pieniędzmi z Krajowego Planu Odbudowy i funduszy spójności Unii Europejskiej, ale to inwestycje prywatne ważą w gospodarce więcej. I jeśli wierzyć bankom, to właśnie obecne stopy procentowe banku centralnego są powodem wysokiej ceny kredytu. Gdyby ta była niższa, to może i popyt na kredyt, w tym także inwestycyjny, byłby większy.

Inne pytanie, jakie w tym kontekście trzeba sobie zadać: czy utrzymywanie wysokich stóp, co studzi przecież popyt krajowy (choćby przez wspomniany kanał kredytowy), to na pewno dobry pomysł w obliczu spowolnienia w wiodącej gospodarce świata, czyli USA. Prezydent Donald Trump swoją wypowiedzią o tym, że jest w stanie zaakceptować przejściową recesję wywołaną przez wojnę handlową, jaką sam właśnie rozpętał, już wprawił w popłoch rynki w USA. Ekonomiści Goldman Sachs obniżyli swoją prognozę wzrostu PKB w USA w 2025 r. z 2,4 proc. do zaledwie 1,7 proc. (w ujęciu rok do roku). Ich zdaniem nowe założenia amerykańskiej polityki celnej mogą odejmować nawet 0,8 pkt proc. od rocznego wzrostu PKB.

Jak to się ma do nas? Bezpośrednio nieszczególnie, bo w handlu z USA mamy deficyt. Ale cła Trumpa mogą uruchomić efekt domina, jeśli kraje, na które administracja amerykańska nałoży taryfy, zdecydują się na retorsje. Cła na towary z UE, a potem ewentualna odpowiedź Unii to prosta droga do wzrostu cen towarów sprowadzanych zza oceanu – w naszym przypadku surowców, co może przełożyć się na mniejszą aktywność w przemyśle. No i oczywiście więcej niepewności, która nie sprzyja wspominanym inwestycjom.

Ale to jeszcze nic. Tu i ówdzie już jest odkurzane słowo „stagflacja”. To termin opisujący stan gospodarki, w którym spowolnienie (a nawet recesja) idzie w parze z utrzymywaniem się dużego wzrostu cen. Taki efekt może przynieść wymiana ciosów w wojnie celnej. W Polsce i tak utrzymuje się podwyższona inflacja, niektórzy ekonomiści dodają jeszcze określenie „lepka”, czyli taka, którą bardzo trudno jest zbić instrumentami polityki pieniężnej. W sumie odpowiedź na pytanie, jak się zachować w środowisku stagflacyjnym przy dużej uporczywości inflacji, to największa zmora banków centralnych. RPP mogłaby stanąć przed wyborem jak z greckiej tragedii - każdy byłby zły. Na takim tle rozważania na temat mrożenia cen energii zaczynają blednąć.