Wydawcy płyt stracili trzecią część rynku

Wojciech Surmacz
opublikowano: 1998-12-29 00:00

Wydawcy płyt stracili trzecią część rynku

Wytwórnie chcą wyższych kar dla fałszerzy

NIESZKODLIWI: Prokuratury bardzo często umarzają postępowanie przeciwko piratom fonograficznym, ze względu na niską szkodliwość społeczną popełnionego przestępstwa. Tymczasem rynek muzyczny traci rocznie z tego tytułu minimum 90 mln USD. Jeżeli to jest nieszkodliwe, to ja im gratuluję — zżyma się Andrzej Kosmala, prezes ZPAV. fot. Borys Skrzyński

Krajowe ustawodawstwo zbyt liberalnie traktuje muzycznych piratów. Ci, korzystając z tego, zdobyli już prawie 35 proc. polskiego rynku płytowego. Wytwórnie fonograficzne zanotowały przez to o 30 proc. mniejszą sprzedaż płyt i kaset niż przed rokiem.

Do 1994 roku ponad 92 proc. polskich produktów fonograficznych nie spełniało wymogów formalnych odnoszących się do praw autorskich. Sytuacja uległa diametralnej zmianie po wejściu ustawy o prawach autorskich. Wydawało się, że rynek powoli ulega stabilizacji. W latach 1995-96 nielegalne płyty stanowiły tylko 12 proc. rynku fonograficznego. Niestety, taki stan nie utrzymał się długo. W roku 1997 piractwo muzyczne sięgnęło już do 30 proc. Dzisiaj prawdopodobnie przekracza 35 proc.

Przemysł fonograficzny stał się drugą branżą w Polsce (po komputerowej) najbardziej zagrożoną piractwem intelektualnym. Dlatego ostatnio pięć największych wytwórni płytowych w kraju postanowiło wspólnie walczyć z piratami.

Ich interesy reprezentuje Związek Producentów Audio Video (ZPAV).

Oczko w głowie

W branży muzycznej panuje przeświadczenie o znikomym zainteresowaniu organów ścigania nielegalną produkcją płyt. Wśród przyczyn wymienia się zbyt liberalne prawo, regulujące ten rodzaj przestępstwa.

— Świat idzie szybko do przodu. Jednym z objawów tego procesu jest fakt, iż oczkiem w głowie każdego cywilizowanego państwa są wartości intelektualne. Niestety u nas nie traktuje się ich zbyt poważnie — skarży się Andrzej Kosmala, prezes ZPAV.

Ta sytuacja spowodowała, że środowisko muzyczne domaga się od rządu zmian w prawie.

— Nie chcemy, by wszystkie sprawy dotyczące nielegalnego kopiowania odbywały się z powództwa cywilnego. Będziemy dążyć do tego, żeby uzyskać takie prawa jak firmy softwaretowe. One mają dużo większą możliwość interwencji w piracki rynek. Większość rozpraw w branży oprogramowania ma charakter karny. A to m.in. pozwala nakładać na przestępców wyższe kary — twierdzi Marek Kościkiewicz, prezes wytwórni płytowej ZIC-ZAC.

Plastikowy krążek

Mówi się, że licencjonowane płyty są w naszym kraju zbyt drogie. A to jest przyczyną rozkwitu szarej strefy na rynku fonograficznym. Tymczasem ludzie z branży twierdzą, że taniej produkować już po prostu nie są w stanie.

— My nie sprzedajemy płyt, lecz fonogramy. Pirat sprzedaje plastikowy krążek. Ceny naszych płyt i tak są niższe niż w krajach Europy Zachodniej o jakieś 18-25 proc. Wydając płytę wytwórnia pokrywa wszystkie koszty związane z tym procesem.

W jej cenę wlicza się m.in. wydatki na promocję. Średnio jest to około 150 tys. zł. Pirat okrada cały sztab ludzi, którzy pracowali nad produkcją płyty — irytuje się Andrzej Kosmala.

Działalność piratów fonograficznych dała się w tym roku mocno we znaki wszystkim wytwórniom płytowym. Łączna sprzedaż kaset i płyt spadła bowiem z około 9 mln szt. w 1997 r., do około 6 mln w tym roku.