Jak szacuje bank inwestycyjny Morgan Stanley, w styczniu 2024 r. globalni inwestorzy nadal ograniczali swoją ekspozycję na chińskie akcje, w wyniku czego z parkietów w Chinach Kontynentalnych i w Hongkongu odpłynęły środki o wartości ponad 2,6 mld USD netto. Oznacza to co prawa kontynuację negatywnego trendu, jednak wartość środków, które wyjęto z rynków była znacznie niższa niż miało to miejsce w grudniu zeszłego roku. Wtedy spadek zaangażowania zagranicy podliczono na 3,8 mld USD netto.
Tak gwałtowny odpływ środków implikowany był m.in. słabą kondycją drugiej na świecie gospodarki, obaw geopolitycznych i lepszą koniunkturą panującą na innych parkietach w tym w USA. Doprowadziło to do ostrej przeceny na chińskich giełdach, a korekta okazała się tak silna i bolesna, że w rozwiązanie tego problemu zaangażowały się w końcu władze.
W styczniu spadek benchmarkowego indeksu CSI 300 sięgnął 6 proc., podczas gdy hongkoński wskaźnik Hang Seng stracił aż 9 proc. W tym czasie japoński Nikkei zyskał 8 proc., a szeroki indeks amerykańskich akcji S&P500 wzrósł o 1,6 proc.
Styczniowa sprzedaż była napędzana głównie przez fundusze z siedzibą w Europie, które zwiększyły redukcję ekspozycji w Chinach, „dostosowując to do stanowiska swoich amerykańskich odpowiedników” – stwierdzili analitycy Morgan Stanley.
W rezultacie systematycznego pogarszania się koniunktury, w okresie ostatnich trzech lat chiński rynek akcji stał się jednym z najtańszych na świecie.