Niszczenie danych to dzisiaj nie jest wyłącznie problem odpowiedniej utylizacji papierów. Trzeba pozbywać się także informacji zapisanych na nośnikach magnetycznych i elektronicznych. O ile w biurze niszczarka do papieru to standard, o tyle narzędzia do niszczenia danych z nośników cyfrowych rozwijają się z opóźnieniem. Do tej pory wymyślono ich kilka (więcej czytaj w ramce).
Musi być jakiś sposób
Podczas gdy cały świat idzie w kierunku ulepszania istniejących metod, polscy naukowcy (ppłk dr inż. Waldemar Maliszewski, płk mgr inż. Kazimierz Szyszka oraz Janusz i Rafał Iwańcowie) postanowili wymyślić coś zupełnie innego. Przekonani, że żadna z dostępnych metod nie jest w stu procentach skuteczna, w 2005 r. ustalili, że musi być jakiś sposób na chemiczne rozpuszczenie dysków.
— Po latach prób udało nam się uzyskać zadowalające efekty — mówi dr Paweł Markowski, prezes BOSSG Data Security, firmy oferującej chemiczne niszczenie nośników danych. Po rozpuszczeniu nośnik po prostu znika, zamienia się w ciecz. I nie ma już żadnej możliwości odzyskania danych. W przeciwieństwie do mechanicznego niszczenia, gdzie z wiórków zawsze uda się coś poskładać. Pytanie tylko, ile to będzie kosztować.
— Dowodem są działania niemieckiej firmy Convar, która po katastrofie na World Trade Center odzyskiwała dane z wydobytych z gruzów komputerów na zasadzie odczytu laserowego. Udało się to praktycznie
Nie niszczą danych
Danych z nośników cyfrowych w ogóle nie utylizuje aż 21 proc. firm i instytucji, a 16 proc. informatyków nie wie, czy robią to ich pracodawcy — wynika z badania laboratorium informatyki śledczej Mediarecovery z ub.r. Z tych firm, które niszczą wspomniane dane, aż 21 proc. wskazało, że posługuje się amatorskimi sposobami — młotkiem albo wiertarką. Tylko 16 proc. używa specjalnych programów, a kolejne 16 proc. korzysta m.in. z niszczarek i usług firm zewnętrznych. 10 proc. badanych niszczy dane za pomocą demagnetyzerów.
w 100 proc. Za 20-30 tys. USD od dysku. To jest cena sprzed 10 lat, dziś zapewne można byłoby to zrobić znacznie taniej. A trzeba pamiętać, że zniszczenia były poważniejsze niż te, których jest w stanie dokonać wiórkująca niszczarka — tłumaczy Paweł Markowski.
Jego zdaniem, podobnie jest ze skutecznością innych metod, jak degaussery czy nadpisywanie programowe. Ponadto w przypadku tych metod nigdy nie ma pewności, czy dane rzeczywiście zostały usunięte, ponieważ nośnik wygląda tak jak przed operacją na nim. Sprawdzenie tego przez analityka to kolejny wydatek.
— Mamy wiele przykładów niedostatecznej skuteczności dostępnych metod niszczenia danych zapisanych na nośnikach magnetycznych i elektronicznych — przekonuje Paweł Markowski.
Najskuteczniejsza metoda
Stąd właśnie pomysł. Realizacja wymagała kilku lat pracy i potężnych inwestycji (ponad 1 mln EUR), ale teraz firma zbiera laury. Chemiczne rozpuszczanie nośników danych znalazło już uznanie przedstawicieliWojskowej Akademii Technicznej. Prof. Sławomir Neffe, członek Rady Naukowo-Doradczej Dyrektora Generalnego OPCW w Hadze i były doradca Panelu Nauka i Technologia na rzecz Bezpieczeństwa Komitetu Naukowego NATO, w opinii na ten temat pisał, że obecnie to najpewniejszy i najskuteczniejszy sposób całkowitego i nieodwracalnego zniszczenia nośników magnetycznych i zapisanych na nich informacji. BOSSG Data Security swój produkt oferuje od września zeszłego roku i ma już znaczących klientów. Kilka razy niszczyła dyski Ministerstwu Rozwoju Regionalnego, zainteresowane są także sądy, kancelarie prawne, banki, ubezpieczyciele, urzędy, szpitale i firmy prywatne.
— Chemiczne rozpuszczanie może być szczególnie interesujące dla instytucji publicznych i sektora militarnego, gdzie procedury i wymogi dotyczące trwałego usuwania danych są wyjątkowo obostrzone — twierdzi Paweł Markowski.
Na podbój świata
Usługa jest młoda i zespół BOSSG Data Security wciąż pracuje nad jej ulepszeniem.
— Rok temu rozpuszczenie 200 dysków zajmowało nam ok. 15 godzin, a dzisiaj możemy to zrobić w ciągu 4 — tłumaczy prezes. Usprawnienie procesu może również wpłynąć na cenę. Teraz talerz, który bezpośrednio podlega niszczeniu, trzeba najpierw wyjąć z dysku. Potem trafia do niszczarki mechanicznej, a na końcu poddawany jest reakcjom chemicznym i ostatecznie kończy w próbowce w postaci cieczy. Koszt zniszczenia jednego nośnika to ok. 149 zł netto, ale jeśli klient przyniesie ich 100, to cena jednego wyniesie ok. 59 zł netto. Niszczenie odbywa się w specjalnym samochodzie-laboratorium. Auto przyjeżdża do klienta i niszczy wszystko na miejscu, pod jego czujnym okiem. Dla dodatkowego zabezpieczenia proces nagrywają kamery.
Firma pracuje też nad rozszerzeniem zastosowania metody na inne nośniki, m.in. taśmy do streamerów, pendrive’y i płyty CD/ DVD/BluRay itd. Liczy, że w ciągu kilku lat inwestycja się zwróci, a BOSSG Data Security będzie liderem niszczenia nośników danych w Europie. Na pierwszy ogień pójdą Niemcy, a potem inne kraje europejskie. W dalszej perspektywie firma ze swoim produktem zamierza też pojawić się w USA. Już zgłaszają się do niej różne firmy z pytaniem o technologię i propozycją współpracy.
Do pełni sukcesu potrzeba jeszcze czasu i pieniędzy (BOSSG będzie się starał o dotację na dalszy rozwój). Do tej pory świadomość konieczności utylizacji danych na dobre jeszcze nie zakorzeniła się w firmach.
Tradycyjne metody
Dane w formie cyfrowej można niszczyć w specjalnych niszczarkach, które dyski zamieniają w setki wiórków. Inna metoda to nadpisywanie programowe, które polega na nadpisaniu każdego obszaru dysku nowymi danymi według ustalonego wzorca. Można też skorzystać z demagnetyzacji polegającej na poddaniu nośnika działaniu silnego impulsu magnetycznego w celu rozmagnesowania warstwy zapisu za pomocą urządzenia zwanego degausserem. Liczba rozwiązań nie zmienia się od lat, choć poziom ich zaawansowania wraz z ulepszaniem nośników danych też rośnie. Niszczarki wydalają z siebie coraz więcej drobniejszych wiórków, nadpisywać można już wielokrotnie, a degaussery wraz z większą odpornością nowszych dysków na pole magnetyczne mają już moc sięgającą 20, a nawet 40 tys. gaussów. Kiedyś wystarczyło 4 tys.