Bez pośpiechu rób to, co ważne

Mirosław KonkelMirosław Konkel
opublikowano: 2022-04-25 20:00

Naprawdę produktywny pracownik – i zespół – to ten, który pracuje w swoim naturalnym tempie i bez presji.

Z tekstu dowiesz się:

  • jak odpoczynek wpływa na kreatywność
  • na czym polega downshifting
  • co o powolności mówią Carl Honoré i Günter F. Gross

Pracoholicy są do niczego. Więcej problemów stwarzają, niż rozwiązują. Marnują czas, skupiając się na błahych szczegółach, zamiast szybko wykonać swoją robotę i iść do domu. Spośród wielu metod działania zawsze wybiorą najtrudniejszą. Choćby po to, by pokazać, jacy są zaangażowani – wskazują Jason Fried i David Hansson, innowatorzy i przedsiębiorcy, w książce „Rework”. „Do najtrudniejszego zadania wybrałbym kogoś leniwego. On zawsze znajdzie najprostszy sposób, żeby to zrobić” – dodaje Bill Gates. A Miguel de Unamuno, hiszpański filozof, stwierdza, że postęp zawdzięczamy głównie nierobom – nie chcą się zmęczyć, więc kombinują, jak najmniejszym nakładem wysiłku i czasu uporać się ze swoimi obowiązkami.

Dla szefów płynie z tego jeden wniosek: jeśli chcecie mieć produktywnych pracowników, nie postępujcie jak poganiacze niewolników – zamiast wywierać na podwładnych zbyt dużą presję, dostosujcie obowiązki do ich sił i naturalnego tempa.

To proste:
To proste:
Wypoczęci pracownicy robią więcej niż ci, którzy nie mają przerwy na relaks,
Adobe Stock

Powolność matką wynalazku

Koło wynalazł obibok, by łatwiej mu było zwozić do osady budulec, łupy myśliwskie i plony. Inny próżniak odkrył, że z transportem ładunków lepiej poradzi sobie koń. Kolejny bumelant to skryba – tak miał dość przepisywania opasłych książek, że wymyślił maszynę drukarską. Pralka, odkurzacz, kuchenka mikrofalowa, a także komputer i smartfon – za wszystkimi tymi urządzeniami stoją wygodnisie, którzy postanowili sobie i innym oszczędzić odmóżdżającego wysiłku.

Dlaczego więc menedżerowie nie pozwalają podwładnym od czasu do czasu zwyczajnie się polenić lub chociażby zwolnić tempo?

– Bierze się to z nierealistycznych planów produkcyjnych i sprzedażowych, z napiętych deadlin’ów, z dyktatu kalendarza i zegara, podobnie jak z przekonania, że powolne działanie i odpoczynek są dla słabeuszy – mówi Aleksandra Knecht, psycholog i terapeuta.

Być może owi słabeusze choćby z nudy wpadliby wtedy na genialne pomysły mogące przyczynić się do rozwoju firmy. Sugeruje to eksperyment przeprowadzony przez zespół psychologów pod kierownictwem prof. Jonathana Shollera z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara (USA). Uczestnicy mieli wskazać jak najwięcej nietypowych zastosowań dla dachówki. Podzielono ich na dwie grupy. Pierwszą obciążono dodatkowo trudnym zadaniem, wymagającym koncentracji uwagi. Druga grupa wykonywała jakieś monotonne czynności, przy których myśli mogły swobodnie krążyć wokół innych spraw. Rezultat? Osoby, które nie musiały zbytnio wytężać umysłu, dostarczyły o 40 proc. więcej nietypowych pomysłów na wykorzystanie dachówek niż pozostali badani. W trakcie jałowego zajęcia ich szare komórki nadal pracowały nad rozwiązaniem problemu.

A teraz wyobraźmy sobie, że w piątek po południu wzywa nas do siebie prezes, by zaproponować awans. Nie każe odpowiadać natychmiast, do tematu wróci z początkiem przyszłego tygodnia. Co robimy przez weekend? Zastanawiamy się tak intensywnie, że o mało nie przeciążamy obwodów w naszych głowach.

Znacząca podwyżka, służbowe auto i studia MBA na koszt pracodawcy to naprawdę robi wrażenie. Z drugiej strony czy podołamy wyzwaniu? Co innego zarządzać garstką ludzi na miejscu, a co innego setką rozrzuconych po całej Europie. To wiąże się z koniecznością ciągłych podróży do Hamburga, Paryża i Londynu, a przecież obiecaliśmy żonie, że w każde popołudnie będziemy odwozili dziecko na basen, angielski i do logopedy. Swoimi obawami dzielimy się z rodziną i przyjaciółmi, ale każdy radzi coś innego. Przychodzi poniedziałek, a my nadal nie wiemy, co robić.

Szukasz inspiracji w codziennym zarządzaniu zespołem? Sprawdź cykl webinarów z leadershipu >>

Szukanie rozwiązań pod naciskiem chwili nie zawsze ma sens. Lepiej pójść na imprezę, na mecz, wyciągnąć się z książką na kanapie. Prawdopodobnie rozwiązanie nasunie się samo. Zdobędziemy jasność spojrzenia. Jak napisał Robert Burton, angielski humanista z przełomu XVI i XVII wieku: „Poczucie wiedzy, poprawności, przekonania i pewności to nie przemyślane konkluzje i świadome wybory, lecz mentalne wrażenia, które nas spotykają”.

Doprowadź umysł do stanu rozluźnienia, beztroski – radzą psychologowie. To doskonałe zalecenie zarówno dla osób, które stoją przed ważną zawodową decyzją, jak i dla tych wszystkich, których praca wymaga oryginalności, twórczego myślenia, łamania konwencji. Do tej kategorii zaliczają się przedstawiciele branż kreatywnych, na czele z komunikacją, reklamą i PR, jak kadra kierownicza.

– Menedżerowie, stratedzy marketingowi, programiści często się męczą nad danym zagadnieniem: bez przerwy rozmyślają, główkują, rozważają różne opcje, bez efektu. To autosabotaż. Osiągnęliby więcej, przewietrzając swoje głowy, idąc na spacer, do kina lub umawiając się z kolegami na mecz piłki nożnej – uważa Adam Bodziak, zarządzający Green Light PR.

Przeciążone obwody

Nowoczesne społeczeństwo obiecuje nam wolność, a funduje życie w kieracie. Wczytajmy się w poradniki rozwoju osobistego, wsłuchajmy się w mowy motywacyjne – dominujący przekaz brzmi: zajdziesz dalej i wyżej, jeśli w jednostce czasu zrobisz więcej, jeżeli pokonasz lenistwo, odkładanie, zmęczenie. Po taką narrację sięgają szefowie, wpędzając podwładnych w wyrzuty sumienia z powodu rzekomego próżniactwa i braku ambicji. Ale kto najchętniej wciela się w rolę poganiaczy niewolników? My sami wobec siebie.

– Surowo rozliczamy się z każdej minuty spędzonej na papierosku lub firmowych plotkach. Ciągle czujemy się nie dość pracowici, zajęci, obowiązkowi. Nawet w weekendy, święta czy na urlopie próbujemy nadgonić zaległości z biura – opisuje Adam Bodziak.

W rezultacie stajemy się coraz bardziej zmęczeni, wyeksploatowani. Dochodzi wreszcie do tego, że osiągane efekty są odwrotnie proporcjonalne do wysiłku. Zmordowany lider podejmuje złe decyzji, ledwie żywy pracownik produkcji realizuje tylko dwie trzecie miesięcznej normy, wycieńczony kierowca tira powoduje wypadek na drodze.

– Aby być produktywnym, trzeba raczej zwolnić, niż przyspieszyć. Chwilowa bezczynność sprawia, że odzyskujemy fizyczną i mentalną formę, niezbędną do tego, by utrzymać wydajność i nie popełniać błędów – tłumaczy Aleksandra Knecht.

A co z ofiarami wypalenia zawodowego? W świetle naukowych ustaleń należałoby zalecić im downshifting (ang. przesunięcie w dół), który polega na rezygnacji z hiperaktywnego, stresującego życia na rzecz spokojniejszego, choć zwykle mniej zasobnego. Szkopuł w tym, że mało kto ma na koncie tyle oszczędności pozwalające na beztroskie rozstanie z pracą. Chyba każdy z nas zna przynajmniej kilku menedżerów, którzy zamienili etat w międzynarodowej organizacji na karierę wolnego strzelca, ale po kilku miesiącach wrócili z podkulonym ogonem na korporacyjną ścieżkę.

Carl Honoré, guru ruchu slow life i autor bestsellerowej książki „Pochwały powolności”, proponuje drogę środka: nie tyle bezwzględna walka z przepracowaniem i szybkością, ile szukanie równowagi, harmonii. Dostosowywanie rytmu do możliwości i potrzeb. Odpoczynek zawsze, gdy warunki na to pozwalają. Jak nie zgodzić się z kanadyjskim pisarzem, gdy powtarza za Biblią, że na wszystko jest czas? Jest czas pośpiechu i czas spowolnienia, czas mobilizacji i czas relaksu, czas pracy i czas korzystania z jej owoców.

Dąż do równowagi – łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. „W dzisiejszych czasach jesteśmy tak niecierpliwi, że nawet zwalniać chcemy szybko” – uważa Carl Honoré. Zgadza się z nim Günter F. Gross, niemiecki psycholog, który wprowadził do obiegu zapożyczone ze świata nurków pojęcie: choroba kesonowa. Zapadają na nią ci, którzy zbyt gwałtownie wynurzają się z pełnej zaangażowania codzienności na powierzchnię weekendowego, świątecznego lub wakacyjnego lenistwa. „Kesonowcy” nie mogą sobie poradzić z niepokojem i galopadą myśli. W skrajnych przypadkach skarżą się na bóle głowy, bezsenność, nadciśnienie i nerwice.

Zacznijmy więc od rzeczy najprostszych. Gdy stracimy wenę, utnijmy sobie drzemkę. Przestańmy brać nadgodziny. Dajmy pracownikowi dodatkową przerwę – wypoczęty lepiej się przysłuży zespołowi i firmie.