Za doprowadzenie do powstania pierwszego polskiego auta elektrycznego odpowiada spółka ElectroMobility Poland (EMP), kontrolowana przez cztery państwowe firmy energetyczne — PGE, Eneę, Energę i Tauron. W grudniu 2017 r. EMP uruchomiła postępowanie, w ramach którego chciała wyłonić partnera, jednego lub kilku, do budowy prototypu. Postępowanie zakończyło się jednak konkluzją, że żadne z 17 konsorcjów nie jest w stanie zrealizować takiego projektu. Gdyby jednak konsorcja przeorganizować… Z taką myślą EMP rozesłała w ostatnich dniach pismo, ale tylko do wybranych uczestników postępowania, w których zaprasza do rozmów o współpracy.
Oferta dla rodzynków
— Wygląda to tak, jakby EMP, zebrawszy cudzym kosztem wszystkie pomysły, chciała teraz zatrudnić u siebie tylko wybrane osoby i zrealizować cały projekt sama. Może to dla nas oznaczać, że zmarnowaliśmy dwa lata przygotowań i ponad pół miliona złotych, które wydaliśmy choćby na wynagrodzenia projektantów. Niepokoją mnie też kwestie związane z prawami autorskimi do proponowanych rozwiązań — mówi jeden z uczestników postępowania, proszący o anonimowość. Uczestników, którzy żywią podobne obawy, jest więcej.
— Środowisko jest rozgoryczone — mówi inny z naszych rozmówców. — Słyszymy o obawach i domysłach, o których rozmawiają inni uczestnicy postępowania. Sądzę jednak, że lepiej poczekać i usłyszeć, jakie są dalsze pomysły EMP — zauważa jednak Bartosz Mielecki, dyrektor zarządzający w Polskiej Grupie Motoryzacyjnej (PGM), która jest członkiem jednego z konsorcjów. Bartosz Mielecki jako jedyny wypowiedział się dla „PB” pod nazwiskiem. Pozostali nasi rozmówcy próbują zorganizować grupowe spotkanie z władzami EMP, by porozmawiać o obawach związanych z dalszymi losami postępowania. Bartosz Mielecki zachowuje jednak optymizm.
— Z zaciekawieniem przyglądamy się całemu procesowi. Jako grupa, która zrzesza polskich producentów części motoryzacyjnych, jesteśmy zainteresowani tym, by proces zakończył się sukcesem, a polskie auto powstało — podkreśla dyrektor PGM.
Nic na siłę
EMP uspokaja partnerów. Przypomina, że warunki postępowania od początku dawały organizatorowi prawo do jego odwołania, a tym bardziej do ogłoszenia braku rozstrzygnięcia, jeśli żadna z koncepcji nie spełni założeń.
— Jesteśmy w kontakcie z uczestnikami postępowania i będziemy kontynuować rozmowy z twórcami najlepszych projektów. Zmiana polega na tym, że to EMP weźmie na siebie ciężar integracji ich prac — mówi Aleksandra Bałdys, rzeczniczka prasowa EMP. Jeśli chodzi o kwestie związane z własnością intelektualną, EMP przypomina, że koncepcje techniczne i biznesowe stanowią własność intelektualną uczestników, a jej przeniesienie mogłoby nastąpić tylko na podstawie umowy.
— Warto też podkreślić, że w ramach postępowania firmy uczestniczyły często w kilku konsorcjach. Ponadto informacje pozyskane przez nas z rynku wskazują, że są gotowe współpracować z EMP niezależnie od tego, kto zostanie wybrany na partnera — podkreśla Aleksandra Bałdys.
Napięty kalendarz
Oficjalny harmonogram prac nad polskim autem elektrycznym zakłada, że jeżdżący już prototyp będzie gotowy w pierwszej połowie 2019 r. Poślizg związany z pozyskaniem partnera, zdaniem EMP, nie oznacza opóźnienia. — Aby harmonogram nie był zagrożony, planujemy współpracować z wieloma podmiotami, które uczestniczyły w projekcie i udowodniły, że mają know-how — podkreśla Aleksandra Bałdys. Kalendarz wydaje się jednak napięty. PGM szacuje, że na zaprojektowanie i wyprodukowanie prototypu auta elektrycznego powinno się przeznaczyć 14 miesięcy od momentu decyzji o wyborze partnera. Prototyp byłby więc teoretycznie gotowy w czerwcu 2019 r., gdyby wyboru dokonano… dziś.
