Od pierwszego października zeszłego roku w Unii Europejskiej przestały obowiązywać limity produkcyjne na cukier — to sól w oku producentów żywności, którzy obwiniali system kwotowania i przydzieloną Polsce, ich zdaniem, zbyt niską kwotę, o sztuczne windowanie cen, a tym samym kosztów produkcji wielu towarów ze spożywczej półki. Przykładowo, w 2012 r., według ich wyliczeń, przez taką organizację rynku konsumenci tylko w Polsce musieli zapłacić dodatkowe 2 mld zł (to różnica między ceną cukru z giełd światowych a ceną unijną — wówczas pierwsza oscylowała wokół 400 EUR za tonę, a druga — wokół 700 EUR). W kolejnych latach bywało różnie — wspólnotowy cukier raz taniał, raz drożał, a prawdziwy zjazd, wraz z boomem produkcyjnym, zalicza od kilku miesięcy. W porównaniu z ostatnim miesiącem obowiązywania kwot, tona cukru kosztowała w lutym 2018 r. (to ostatnie dane dla UE) prawie 25 proc mniej, a w Polsce różnica sięgała prawie 30 proc. Po trzech pierwszych miesiącach tego roku natomiast produkcja cukru wzrosła w kraju o 196 proc. — wynika z danych GUS.



— To ciężkie czasy. Do uwolnienia rynku przygotowali się praktycznie wszyscy unijni producenci, dlatego także u nas widać rekordy produkcyjne. W zeszłym roku był to prawie 11-procentowy wzrost produkcji — do 2,3 mln ton, w tym szacujemy, że będzie co najmniej tyle samo. Rekordy produkcyjne pociągnęły za sobą rekordowe spadki cen. Oczywiście to niekorzystna sytuacja z punktu widzenia producentów, a spodziewam się, że rynek potrzebuje nawet dwóch lat, żeby się ustabilizować. Na razie minęło siedem miesięcy — mówi Michał Gawryszczak dyrektor Związku Producentów Cukru (ZPC), zrzeszającego czterech graczy odpowiadających za produkcję w Polsce.
Krzysztof Nykiel, prezes Krajowego Związku Plantatorów Buraka Cukrowego, przyznaje, że plantatorzy aż tyle czasu nie mają, a to od podaży surowca zależne są cukrownie.
Granica opłacalności
— Cena, jaką uzyskujemy za buraki, jest ściśle powiązana z ceną cukru. Zakłady już płacą stawkę na granicy opłacalności uprawy. Jeżeli ona jeszcze spadnie, nie będziemy w stanie utrzymać produkcji i część plantatorów pewnie z niej zrezygnuje — twierdzi Krzysztof Nykiel.
Liczy również na ustabilizowanie się rynku, które powinno nastąpić w miarę szybko.
— Robimy wszystko, żeby przetrwać, ale nie mamy już na czym oszczędzać — dodaje Krzysztof Nykiel.
Michał Gawryszczak przyznaje, że sytuacja po stronie cukrowni też jest napięta i skończy się przetasowaniami na rynku.
— Ktoś będzie musiał wypaść — będą to najpewniej kraje z południa Europy, które są mniej znaczącymi producentami. My, jako trzecia siła w UE, zdecydowanie nastawiamy się na wzrost i zdobywanie udziałów w rynku. Na razie zostaliśmy z około 600 tys. ton nadwyżki cukru. Eksport rusza bardzo powoli. Unijny, w tym polski, cukier musi konkurować z nieporównywalnie tańszym, ze względu na klimat czy koszty pracy, cukrem z Brazylii — mówi dyrektor ZPC.
Nieoczywiste przyczyny
W tych warunkach oddech łapią spożywcy.
— Krótkookresowo takie obniżki to dobra wiadomość, ale każdy biznes lubi stabilność i przewidywalność. A tu pojawia się pytanie — z czego tak znaczące zmiany cen wynikają, czy to kwestia równania cukru unijnego do cen światowych, czy może wyniszczająca wojna cenowa między największymi europejskimi koncernami. Przecież to nie chodzi o to, żeby polscy cukrownicy czy plantatorzy mieli problemy kosztem taniego, niepokrywającego kosztów produkcji, cukru dla spożywców. Tymczasem już docierają do nas różne niepokojące głosy z branży cukrowniczej — mówi Marek Przeździak, prezes Polbisco Stowarzyszenia Polskich Producentów Wyrobów Czekoladowych i Cukierniczych.