W I półroczu upadło prawie pół tysiąca firm. Liczba bankrutów rośnie nieprzerwanie od 2009 r. Fakt, że istnieje realny problem, potwierdzają dodatkowo wieści o rosnących zatorach płatniczych.
— Walka o zachowanie płynności finansowej staje się obecnie jednym z najważniejszych elementów funkcjonowania znacznej liczby przedsiębiorstw — przyznaje Dariusz Steć, członek zarządu w BRE Faktoring.
Łatwiej byłoby ją wygrać, gdyby instytucje finansowe były skłonne finansować firmy w potrzebie. Niestety, coraz większa liczba upadłości naturalnie niepokoi nie tylko przedsiębiorców, ale również podmioty, od których pożyczają pieniądze. Zapytaliśmy kilku ich przedstawicieli, jak zareagują w obecnej sytuacji.
Banku, pomocy…
Na początek — banki. To u nich wsparcia finansowego firmy szukają w pierwszej kolejności. Mogą się jednak mocno zawieść. Ale nie od dziś.
— Pierwsze oznaki spowolnienia gospodarczego w 2011 r. były sygnałem dla instytucji finansowych, by dokładniej przyjrzeć się jakości posiadanego portfela kredytowego. Stąd już od IV kwartału 2011 r. banki rozpoczęły zaostrzanie procedur, które miały ograniczyć dostępność finansowania dla firm, szczególnie z branż o podwyższonym ryzyku — mówi Karolina Nowakowska, dyrektor Departamentu Zarządzania Ryzykiem w Europejskim Funduszu Leasingowym.
Jej zdaniem, mimo to udział zaakceptowanych wniosków kredytowych dla przedsiębiorstw w IV kwartale 2011 r. sięgał 90 proc., czyli najwyższego poziomu od II kwartału 2008 r., ale w I kwartale br. już widać jego nieznaczny spadek. Będzie gorzej, bo banki już zapowiadają, że na lawinę upadłości muszą zareagować i z pewnością politykę kredytową będą zaostrzać. Co to oznacza? Wyższe ceny kredytów i mniejszą ich dostępność. W szczególności dla branż najbardziej zagrożonych niewypłacalnością. I tutaj pierwsze skojarzenie to budowlanka. Słuszne.
— Obecnie głównie podmioty z branży budowlanej najbardziej odczuwają ograniczenie dostępności kredytów, wyrażające się podwyższaniem marż, wymogiem dodatkowych zabezpieczeń czy bardziej konserwatywnym podejściem przy ocenie sytuacji finansowej — twierdzi Karolina Nowakowska.
W kolejnych kwartałach można się spodziewać kontynuacji trendu zaostrzania polityki kredytowej. — W przypadku kredytowania projektów związanych z infrastrukturą pewnie będziemy oceniać firmy ostrożniej — potwierdza Kinga Łagowska z biura prasowego Idea Banku. Jej zdaniem jednak, każdy przypadek bank rozpatrzy indywidualnie, bo firmy budowlane są bardzo różnorodne.
Z drugiej strony, widać też walkę banków w szczególności o małe i średnie firmy. Jednak bliższe przyjrzenie się promocyjnym ofertom prowadzi do wniosku, że owszem, szukają oni klientów, ale najchętniej przygarnęliby tych najbardziej wypłacalnych. Stąd zalew propozycji m.in. dla wolnych zawodów. Inne podmioty muszą wykazać się dobrą historią finansową, płynnością i solidnymi zabezpieczeniami. Nie lepiej jest w przypadku leasingodawców. Oni również boją się klientów z branż o wyższym prawdopodobieństwie upadłości.
— Im większa ekspozycja na branże zagrożone niewypłacalnością, tym większe potencjalne straty dla instytucji finansowej — przyznaje Karolina Nowakowska. Stąd ci leasingodawcy, którzy jeszcze tego nie zrobili, mogą ograniczać ekspozycjękredytową na branżach o podwyższonym ryzyku, a ci, którzy mają wielu klientów z takich branż, bardziej rygorystycznie oceniać wszystkich.
Byle historia się nie powtórzyła
O zmianach, choć ostrożnie, wspominają także ubezpieczyciele należności.
— Jeżeli ryzyko rośnie, to naturalne, że rośnie również jego cena — twierdzi Robert Dunaj, dyrektor Biura Marketingu w Euler Hermes.
Ubezpieczyciele muszą znać sytuację ekonomiczną potencjalnych kontrahentów ubezpieczanej firmy. Przedsiębiorstwa niestabilne finansowo to dla nich większe ryzyko. A większe ryzyko to więcej odszkodowań, a więc wyższa cena. W porządku, byle tylko nie powtórzyła się sytuacja z końca 2008 r., kiedy ubezpieczyciele należności niespodziewanie i gwałtownie cięli limity niezależnie od sytuacji w konkretnej branży i na polskim rynku, która jeszcze wtedy nie była zła, a limity firmom potrzebne. Tłumaczyli, że dostali rozporządzenia z centrali i musieli działać zgodnie z nimi. Jednak wielu klientów straciło zaufanie, które do dziś trudno odbudować. Euler Hermes tłumaczy jednak, że ubezpieczycielom należności zależy na długoterminowych relacjach z klientami i firma obecnie, zamiast zaostrzać warunki ubezpieczenia, bardziej je udostępnia, zwłaszcza dla sektora MSP. Mowa o nowej propozycji All Inclusive, która umożliwia firmom ubezpieczenie transakcji z odroczonym terminem płatności już od pierwszej transakcji, bez dodatkowych wymogów. Podobnie Coface na początku br. wprowadził propozycję przygotowaną specjalnie z myślą o MSP — Coface Smart. Dramatu więc pewnie nie będzie.
U faktorów też zmiany
Na większą liczbę upadłości nie mogą pozostać obojętne firmy faktoringowe.
— Widzimy dzisiaj wyraźnie, na tle wyników publikowanych przez Polski Związek Faktorów, że połowa z dziesięciu czołowych branż znajdujących się w portfelu firm faktoringowych, należy do grupy podwyższonego ryzyka — mówi Rafał Popławski, dyrektor handlowy w Akcept Finance. Dla faktorów ważna jest przede wszystkim wypłacalność nie ich własnego klienta, tylko jego kontrahentów. To od nich będą ściągać należności w razie problemów.
— Podstawowym czynnikiem decydującym o możliwości finansowania faktoringiem działalności przedsiębiorstwa nie jest jego sytuacja finansowa, ale jakość portfela należności — potwierdza Dariusz Steć. Stąd faktorzy mogą się kierować na faktoring niepełny, czyli taki, przy którym ryzyko niewypłacalności kontrahenta leży po stronie klienta faktora.
— Należy spodziewać się zatem aktywnej promocji usługi, w której ryzyko niewypłacalności pozostanie po stronie firmy korzystającej z tej formy finansowania, to jest faktoranta — potwierdza Rafał Popławski. W przypadku faktoringu pełnego ryzyko niewypłacalności bierze na siebie faktor. Ale to z kolei droższa usługa, na jedno więc wychodzi.
— Obecnie udział tych rodzajów faktoringu rozkłada się mniej więcej po połowie — mówi Krzysztof Kuniewicz, dyrektor generalny Bibby Financial Services. Jego zdaniem, w trudniejszych czasach faktorzy zwracają większą uwagę na ocenę ryzyka faktoringowego i jego lepszą kontrolę, co jednak nie oznacza automatycznego ograniczania finansowania. Może się pojawić bardziej rygorystyczna weryfikacja niektórych parametrów finansowania przy rozpatrywaniu wniosków i ostrożniejsza ocena ryzyka, ale przede wszystkim koniec walki cenowej. Polityka oceny ryzyka nie powinna się jednak zaostrzać.
— Faktoring pozostanie narzędziem znacznie łatwiej dostępnym niż kredyt, nawet w czasie dekoniunktury na rynku — deklaruje Dariusz Steć.
Jedni zadowoleni
Sytuacja sprzyja firmom windykacyjnym.
— W obecnym czasie firmy windykacyjne odnotowują zwiększone zapotrzebowanie na świadczone usługi — mówi Jarosław Długi, prezes Falcon Group. Niektóre myślą już o rozbudowie kadry, której siły przerobowe dotychczas nie były wykorzystywane w pełni, by można było obsłużyć więcej klientów. Ale długi firm z branż zagrożonych upadłością to też dla nich problem, bo jak ściągnąć należność, kiedy delikwent rzeczywiście żadnych pieniędzy nie ma i właściwie to chyli się ku upadkowi? Trzeba pamiętać, że wynagrodzenie dostają głównieza efekty, a więc należności, które uda się ściągnąć. Mają jednak tę przewagę, że wiedzą, jak to zrobić.
— Tu pojawia się szansa dla firm windykacyjnych znających doskonale procesy zarządzania należnościami oraz sposoby weryfikacji przyszłych kontrahentów. Pamiętajmy bowiem, że proces windykacji zaczyna się w momencie, gdy kontrahent puka do naszych drzwi, a nie kiedy już zalega z poważną sumą — tłumaczy Jacek Steckiewicz, kierownik pionu oddziałów w E-kancelarii Grupie Prawno-Finansowej. Wykorzystają więc windykatorzy okazję, ale nie zamierzają podnosić stawek.
Błędne koło
Wszystko wskazuje na to, że w obecnej sytuacji instytucje finansowe ostrożniej będą rozdawać pieniądze. Firmy muszą się liczyć z tym, że zanim zapadnie decyzja, zostaną prześwietlone na wylot. W efekcie o gotówkę będzie trudniej. A brak możliwości otrzymania finansowania może pogłębiać obecny stan.
— Ograniczony dostęp do źródeł finansowania w ciężkich czasach jest jednym z wielu czynników doprowadzających do upadłości firm — mówi Jarosław Długi.
Trudno winić instytucje finansowe, które nie działają non profit i muszą dobrze oceniać ryzyko, żeby zarobić. Ale firmy potrzebujące gotówki w związku z tym mogą się chwytać jakichkolwiek możliwości. Nietrudno się wtedy zgodzić na droższy czy mniejszy kredyt, z którego może być potem więcej kosztów niż korzyści. Podobnie dług w instytucji parabankowej, która pobiera słone opłaty za pożyczki, których udzieli chętnie, może okazać się bolesnym dla kieszeni przedsiębiorcy rozwiązaniem. Dowodem, że takie instytucje już cieszą się zainteresowaniem, jest Profi Credit, który w 2010 r. pożyczył 6,2 mln zł, a w tym roku — już 15,1 mln zł. Oprocentowanie wynosi 18 proc.
472 Tyle firm upadło w I półroczu br., jak podaje Euler Hermes. To o 26 proc. więcej niż rok wcześniej.
133 Tyle firm budowlanych zbankrutowało w I półroczu br. Rok wcześniej było ich 75.