Wartość polskiego rynku wina rośnie w kilkuprocentowym tempie i wynosi ok. 4 mld zł. Szybciej rozwija się jeden z największych rodzimych producentów i dystrybutorów tego trunku, a także cydru i alkoholi smakowych – istniejący od 1976 r. JNT Group (dawniej Jantoń), której właścicielem od 2017 r. jest fundusz private equity (PE) Enterprise Investors.
JNT chce przegonić Ambrę
W roku obrotowym 2022/23 zakończonym w czerwcu firma zwiększyła przychody r/r o kilkanaście procent do 370 mln zł, a wyniki poprawiła ponaddwukrotnie. Zapewnia, że rentowność ma być coraz lepsza w związku z rozłożonymi w czasie efektami dużych wydatków marketingowych z poprzednich lat.
– Zgodnie z planem z 2017 r. staliśmy się już największą w Polsce pojedynczą spółką produkującą i dystrybuującą wino, a chcemy zostać największą z takich grup. Tempo, w jakim rośniemy, nam to umożliwia, choć to duże wyzwanie - dajemy sobie na to 3-5 lat. Ostatnie kryzysy przyniosły spore zagrożenia, ale też duże szanse i uważam, że wzorowo zdaliśmy test, odpowiednio przygotowując się na konsumenckie zmiany zachowania – komentuje Jakub Nowak, prezes JNT Group.
Na razie wyraźnym liderem pozostaje wyceniana na GPW na ok. 670 mln zł Ambra, u której wina odpowiadają za większość sprzedaży. Analitycy DM Millenium prognozują, że w roku obrotowym 2022/23 zwiększyła przychody z 775,6 do 882,3 mln zł, czyli o blisko 14 proc., a zysk EBITDA ze 100 do 113 mln zł.
JNT spodziewa się w tym roku „wyraźnego przekroczenia 400 mln zł przychodów i dalszej poprawy wyników”.
– W ten rok obrotowy weszliśmy z bardzo stabilną sytuacją sprzedażową i finansową. Zabezpieczyliśmy niezbędne materiały oraz surowce i przygotowaliśmy się na odwrócenie trendu z poprzednich lat, czyli widoczne odchodzenie konsumentów od alkoholi premium w kierunku bardziej atrakcyjnych cenowo – mówi Jakub Nowak.
Rumunia początkiem zagranicznej ekspansji
Głównym celem JNT na najbliższe lata jest międzynarodowa ekspansja. Firma myśli o tym poważnie już od trzech lat, ale plany pokrzyżowały jej pandemia koronawirusa i wojna w Ukrainie. Zaczyna od Rumunii, gdzie dostrzega największy potencjał. Na ten kraj stawia również Ambra – planuje nie tylko lokalne przejęcie, ale też budowę fabryki o wartości nawet 20 mln EUR.
– Już w poprzednim roku założyliśmy w Rumunii spółkę, a od czerwca prowadzimy sprzedaż i nawiązujemy współpracę z największymi sieciami handlowymi. Dopięliśmy też umowę promocyjną z lokalną, bardzo znaną osobistością telewizyjną – Ilincą Vandici. Już myślimy o kolejnym rynku zagranicznym, ale na razie skupiamy się na Rumunii, która jest dla nas poligonem doświadczalnym – wyjaśnia szef JNT Group.
Z racji rynkowych podobieństw spółka chce w pełni skopiować model biznesowy sprawdzony w Polsce. Tłumaczy, że rumuński konsument jest na tym etapie co polski kilka lat temu – głodny nowości.
– W Rumunii za około 90 proc. rynku odpowiadają lokalne wina, więc chcemy zdominować pozostały obszar. Skupiamy się na nowoczesnych konsumentach, nieprzywiązujących dużej wagi do granic, oferując im to, z czego słyniemy na rodzimym rynku – wina aromatyzowane, głównie pod marką Monte Santi, która jest już wśród pięciu największych marek wina w Polsce. Na razie będziemy dostarczać produkty z Polski, ale rozważamy uruchomienie lokalnej produkcji w związku z przygotowywaną akwizycją. Planujemy również dystrybucję win sprowadzanych z innych części świata, a popularnych w Polsce, m.in. z Chile i Nowej Zelandii – mówi Jakub Nowak.

W Polsce jest kilku większych producentów wina, którzy sprzedają także za granicą – jak np. Winnica Turnau – ale są to śladowe ilości i trudno mówić o zagranicznej ekspansji. Rodzimi producenci jeszcze długo będą koncentrować się na lokalnym rynku. Do zmiany tego stanu potrzeba kilku czynników. Jednym z nich jest uregulowanie prawne, m.in. nazewnictwa. W krajach winiarskich istnieją osobne systemy chronionej nazwy pochodzenia dla win będące zbiorem wymogów produkcyjnych – bo w Unii Europejskiej panuje w tej sferze porządek. Potrzebna jest także zdecydowanie większa skala działalności. Przy obecnej polskie wina są drogie, więc o ile lokalni konsumenci kupują je z ciekawości czy pobudek patriotycznych, o tyle trudno przekonać do nich Niemca czy Francuza. W wyniku konsolidacji bądź zagranicznej inwestycji musiałby więc powstać większy producent, a najlepiej kilku. Wtedy wina z Polski mogłyby z powodzeniem konkurować na międzynarodowym rynku.
Akwizycje i inwestycje
JNT Group uważa, że od zmiany właścicielskiej w 2017 r. zdobyła więcej polskiego rynku wina niż konkurenci i szacuje swój udział na prawie 20 proc. z łącznego wolumenu ok. 180 mln litrów. Od tego czasu przeznaczyła kilkanaście milionów złotych na akwizycje: Grzańca Galicyjskiego, marek Wino Makłowicz i Selekcja Makłowicz oraz Platinum Wines.
– Za najlepszy zakup uznajemy, konkurencyjny dla naszego Zbójeckiego Grzanego, Grzaniec Galicyjski. To najpopularniejsze wino grzane w kraju, a w sześć lat zwiększyliśmy jego sprzedaż pięciokrotnie, m.in. dzięki rozszerzeniu oferty i promowaniu spożycia przy różnych okazjach. Natomiast importer Platinum Wines jest najszybciej rosnącą spółką na polskim rynku wina – od przejęcia w 2019 r. urósł ponadtrzykrotnie – i chcemy utrzymać to tempo wzrostu – mówi Jakub Nowak.
Teraz spółka koncentruje się przede wszystkim na rozwoju obecnych marek i tworzeniu nowych. Równolegle chce jednak konsolidować rynek i jest otwarta na rozmowy z firmami, które wniosłyby do jej portfolio dodatkową wartość – w Polsce widzi ich kilka.
W rozwoju spółce pomagają też inwestycje. Stawia nie tylko na zwiększanie produkcji i poprawę efektywności, ale też aspekty środowiskowe. W ciągu kilku lat ograniczyła m.in. odpady oraz zużycie energii o kilkanaście procent. Jej największym projektem w ostatnich latach, wartym kilkanaście milionów złotych, było uruchomienie w 2019 r. linii rozlewniczych na „najwyższym europejskim poziomie”.
– Dzięki niej część największych sieci handlowych, które wina sprowadzane z Chile czy Nowej Zelandii rozlewały np. we Francji lub w Niemczech, powierzyła to zadanie nam. W tym roku skończymy dużą inwestycję pozwalającą nam wejść w nowe segmenty rynku. To wyjątkowa innowacja, dlatego nie chcemy jeszcze ujawniać szczegółów – informuje menedżer.
Enterprise Investors (EI) to jeden z największych i najstarszych podmiotów PE w Europie Środkowej i Wschodniej. Jest w trakcie zbierania dziesiątego funduszu, o wartości 450 mln EUR – 120 mln EUR zapewniły już: IFC z grupy Banku Światowego oraz Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju. Na razie EI inwestuje jeszcze w ramach funduszu z 2017 r. o kapitalizacji 498 mln EUR. W tym roku powiększył portfel o dwie spółki: Renters.pl (operator krótkoterminowego wynajmu mieszkań) oraz Goodspeed (dostawca kateringu dietetycznego). To w ramach tego funduszu, inwestującego 20-75 mln EUR w perspektywie 5-8 lat, przejął też JNT Group.
– Spółka świetnie sobie radzi i nie potrzebowała znaczącego dokapitalizowania od początku naszej inwestycji. Testem sprawności jej zarządu były trzy ostatnie lata: pandemia, wojna, wysoka inflacja, zakłócenia łańcuchów dostaw itd. Mimo tych wyzwań JNT zrealizowało długoterminowy plan i ma zdrowe podstawy do utrzymania dynamicznego wzrostu, także poza Polską – mówi Sebastian Król, partner w EI.
Horyzont inwestycyjny funduszu powoli dobiega końca, ale nie spieszy się on ze sprzedażą. Podkreśla, że już niejednokrotnie rozwijał spółki dłużej niż osiem lat. W jego ocenie JNT istotnie zyskało na wartości od czasu przejęcia.