Najemca? Nie zawsze na straconej pozycji

Agnieszka Janas
opublikowano: 2005-05-10 00:00

Konflikt między właścicielem warszawskiego Blue City a najemcami nie został zażegnany. Niektórzy myślą o wystąpieniu na drogę

prawną.

Znowu zawrzało w stołecznym centrum handlowym Blue City. Po konflikcie, do którego doszło na przełomie roku, właściciel — spółka Blue City, podjął działania zmierzające do zwiększenia liczby osób odwiedzających obiekt oraz poprawy relacji z najemcami. Na stanowisku zastępcy dyrektora generalnego — Yorama Reshefa — zatrudniono Katarzynę Obuchowicz, dodatkowymi osobami wsparto dział marketingu, rozpoczęto na szerszą skalę promowanie centrum (np. jedna z części realizowanego przez Polsat programu Idol odbywała się w klubie Lucid, wchodzącym w skład Magic City, części rozrywkowej obiektu). Zdaniem części najemców, nie przyniosło to jednak spodziewanych rezultatów.

— Nie jesteśmy zadowoleni z naszej obecności w tym centrum. Nic z tego, co nam obiecywano, nie zostało spełnione i dlatego podejmiemy kroki prawne, zmierzające do zakończenia naszej współpracy z właścicielem tego obiektu. Mam nadzieję, że przyłączą się do nas ci wszyscy, którzy udzielają nam poparcia podczas spotkań najemców — mówi Paweł Mieteń, dyrektor oddziału Warszawa Grupy Open, właściciela marek obuwniczych m.in. Sprandi, Rider, Grendha, Via Uno.

Błędna informacja

Grupa Open zdecydowała się wynająć powierzchnię w obiekcie tuż przed jego otwarciem.

— Wtedy po raz pierwszy zostaliśmy wprowadzeni w błąd przez agencję wynajmu DTZ. Ta informowała nas, że nie ma już prawie wolnej powierzchni. W związku z tym zaakceptowaliśmy wskazane nam miejsce na sklep (150 mkw.) w odległej alejce. Po otwarciu okazało się, że prawie połowa alejki nie jest wynajęta. Podobnie było w innych częściach obiektu. Centrum dysponuje lepszymi lokalizacjami do tej pory. Płacimy około 18 tys. zł czynszu miesięcznie za miejsce, w którym mamy 30 tys. zł obrotu. Tymczasem wartość towaru w sklepie wynosi 400 tys. zł. Nasze miesięczne straty wynoszą około 25 tys. zł — wylicza Paweł Mieteń.

Przyznaje on, że firma podpisała kontrakt w dużej mierze pod wpływem rozmów, obietnic i publikacji prasowych dotyczących rozwoju Blue City.

— Roztaczano przed nami wizje świetlanej przyszłości. Zapewniano o wyjątkowości przedsięwzięcia: hotelu, kina jedynego w tej okolicy, centrum rozrywki, dużej liczby znaczących najemców, działających na klientów jak magnes. Niczego takiego nie ma w tym obiekcie. Może trwają jakieś rozmowy, ale dla najemców nic z tego nie wynika, że właściciel negocjuje np. z Zarą — tego sklepu po prostu nie ma. A centrum rozrywki niczym nie różni się od innych miejsc z grami komputerowymi — podkreśla dyrektor Mieteń.

Ważne decyzje

Nie wyczerpuje to listy żalów oraz pretensji najemców do zarządcy.

— Obserwujemy stały odpływ klientów z Blue City i spadek obrotów, co szczególnie dotkliwe i zastanawiające było w okresach przedświątecznych, kiedy to w innych naszych sklepach biliśmy rekordy sprzedaży. Chcieliśmy rozwiązać ten konflikt polubownie. Zaproponowaliśmy różne drogi wyjścia z sytuacji: przeniesienie nas w lepsze miejsce i obniżkę czynszu lub rozwiązanie pięcioletniej umowy za porozumieniem stron. Zarząd Blue City nie przyjął żadnej propozycji — opowiada Paweł Mieteń.

Grupa Open zdecydowała w tej sytuacji zaprzestać płacenia czynszu.

— Wolimy tak zaoszczędzone pieniądze przeznaczyć na usługi prawników — podkreśla przedstawiciel najemcy.

Dodaje też, że spółka Blue City poinformowała oficjalnie, że dokonała cesji czynszu płaconego przez Grupę Open na rzecz banku Millennium — kredytodawcy spółki. Paweł Mieteń poinformował też, że według jego wiedzy większość najemców otrzymała takie pisma.

Druga strona konfliktu najchętniej nie wypowiadałaby się na jego temat. Po licznych prośbach kierowanych do przedstawicieli spółki, otrzymaliśmy od Pauliny Starzyńskiej, jej rzecznika prasowego, następującą odpowiedź.: „My wywiązaliśmy się ze wszystkich warunków umowy. Nie wiemy, czy i jakie były dodatkowe ustalenia pomiędzy najemcami i DTZ, i nie możemy wypowiadać się na ten temat. Kontynuujemy pracę nad realizacją wszystkich planowanych części kompleksu. Umowa z operatorem hotelu jest podpisana, trwają zaawansowane negocjacje w sprawie wynajmu biur”.

Prawnik radzi

Zdaniem Jarosława Chałasa, radcy prawnego, partnera zarządzającego kancelarii Chałas i Wspólnicy, jedną z przyczyn niepowodzeń dzialalności kupców w centrach handlowych może być podpisywanie umowy bez jej analizy. Jeśli wszystko idzie po myśli najemcy, to nadal jej nie czyta. Gorzej, gdy zaczynają mu spadać dochody. Przeważnie wtedy okazuje się, że właściwe nic nie może zrobić i jest uzależniony od dobrej woli właściciela. Jeśli jednak jest to większa grupa niezadowolonych, a handel w danym obiekcie idzie źle, wówczas można próbować walczyć o poprawę swojej sytuacji. Warto wtedy zjednoczyć się i wynająć dobrego prawnika (wbrew częstej opinii nie oznacza, że musi on być najdroższy na rynku), który po przeanalizowaniu umów i okoliczności, w jakich je zawierano — zaproponuje rozwiązanie konfliktu. Można to zrobić na trzy sposoby: obniżyć czynsz, zmienić lokalizację sklepu na lepszą w tym samym centrum lub wyjść z niego bez ponoszenia konsekwencji finansowych wcześniejszego rozwiązania wieloletniej umowy. Bardzo ważne jest, aby grupa najemców występowała solidarnie.

— Dla sądu istotny jest nie tylko zapis kontraktu, ale też okoliczności, w tym działanie od początku w dobrej lub złej wierze. Jeśli można udowodnić, że najemcy podpisywali kontrakty nie tylko opierając się na zapisach na papierze, ale i na wiadomościach podawanych ustnie lub publikowanych w prasie, które się nie sprawdziły, wówczas mamy do czynienia z przypadkiem doprowadzenia kogoś podstępem do działania na swoją niekorzyść. A zatem umowa jest nieważna. To dobra droga wyjścia z tej sytuacji — mówi Jarosław Chałas.

Dodaje, że trzeba pilnować, aby samemu być w porządku. Nie wolno więc samowolnie zaprzestać płacenia czynszu. To może sprawić, że najemca, mający słuszne roszczenia, wychodzi na osobę, która łamie prawo i jest narażony na dodatkowe nieprzyjemności. Można natomiast zwrócić się do sądu, aby czynsz wpłacany był jako depozyt. To rozwiązanie umożliwi szybszy zwrot nadpłaty, jeśli sąd zadecyduje, że np. brak w obiekcie obiecywanego wcześniej kina wpływa na duże obniżenie liczby klientów odwiedzających obiekt, a zatem czynsz nie może być tak wysoki, jak wtedy, gdyby kino działało i przyciągało klientów.