W ostatnim czasie mieliśmy do czynienia z kilkoma nieudanymi emisjami obligacji i upadłościami emitentów — głównie wśród mniejszych firm. Mimo to obligacje długo jeszcze mogą być szybko rozwijającym się rynkiem. Jednak nie każdy z takiego rozwiązania powinien korzystać.
![— Obligacje mogą być źródłem finansowania dla niedużych firm, ale już ze sprawdzonym modelem biznesowym, osiągających pozytywne wyniki finansowe, jasną strategię i kompetentnym zarządem — mówi Krzysztof Dziubiński, prezes Navigator Debt Advisory. [FOT. ARC]](http://images.pb.pl/filtered/115ea689-00f8-45ec-9fd8-0053732b4732/6f6e6fb6-8b50-502b-964c-81140b7394b9_w_400.jpg)


Droższe, ale opłacalne
Rynek obligacji rośnie średnio o 20-30 proc. w ciągu roku.
— A najbardziej dynamiczną częścią są obligacje przedsiębiorstw, i to coraz mniejszych — zwraca uwagę Łukasz Lefanowicz, prezes Gerda Brokera. Jego zdaniem, nic nie wskazuje na to, żeby ten trend w najbliższym czasie się odwrócił. Wręcz przeciwnie. Sprzyja mu choćby sytuacja w bankach.
— Co prawda, banki mają dzisiaj dużą nadpłynność, ale mentalnie wciąż tkwią w kryzysie i niespieszno im do pożyczania pieniędzy małym firmom. Sytuacja może być jeszcze trudniejsza, kiedy zostaną obłożone dodatkowymi daninami (podatek bankowy czy też podatki rekompensujące problemy z kredytami frankowymi), które od dawna są zapowiadane, a wiele z nich jest już także w fazie realizacji — zwraca uwagę Łukasz Lefanowicz.
Jego zdaniem, w przyszłości obligacje mogą stać się bardzo częstym wyborem firm. I to pomimo że to znacznie droższe rozwiązanie niż kredyt. Różnica jest nawet dwukrotna — kredyt może kosztować 5-6 proc. rocznie, a obligacje — 10-11 proc.
— W zależności od przedsięwzięcia ich cena jest różna, ale zawsze na niekorzyść obligacji. Jednak w niektórych sytuacjach przedsiębiorcom bardziej opłaca się finansować droższymi obligacjami niż tańszym kredytem, nawet jeśli ten drugi sposób jest dla nich dostępny — zauważa Łukasz Lefanowicz.
Najlepszym przykładem są deweloperzy. Banki chętnie pożyczą na dobrą inwestycję budowlaną, ale po pierwsze nie sfinansują zakupu gruntu pod inwestycję, więc firma musi mieć na to gotówkę, a po drugie wymagają np. 30 proc. przedsprzedaży.
— A przecież sprzedaż mieszkań w budynku, który jeszcze nie powstał, oznacza konieczność zaoferowania sporych zniżek. Dlatego bardziej może się opłacać droższe finansowanie niż organizowanie przedsprzedaży — tłumaczy Łukasz Lefanowicz. Ponadto — z punktu widzenia nabywców obligacji, szczególnie prywatnych, projekty budowlane mają najlepsze zabezpieczenia. — Tu jest pewien paradoks — bo banki budowlankę uważają za ryzykowną branżę, a dla nabywców obligacji jest jedną z najbezpieczniejszych — mówi Łukasz Lefanowicz.
Rośnie popyt
Do tego im większy popyt na obligacje, tym ich ceny będą niższe. A ten jest dzisiaj duży. — Mamy niskie stopy procentowe, więc dostępne możliwości inwestowania się kurczą. Jeżeli chcemy zarobić więcej niż na lokacie, jednym ze sposobów jest właśnie inwestycja w obligacje — podkreśla Łukasz Lefanowicz. Z drugiej strony, jest także w czym wybierać, bo obligacjami chce się finansować coraz więcej firm.
— Zgłasza się do nas mnóstwo podmiotów, które chciałyby się finansować obligacjami, ale około 90 proc. z nich już na wstępie odrzucamy — przyznaje Mateusz Mucha, wiceprezes Navigator Debt Advisory, dyrektor w departamencie obligacji Navigator Capital Group. Jego zdaniem, przyczyną większej liczby niewykupywanych obligacji w ostatnim czasie jest z jednej strony fakt, że w grupie finansujących się tym sposobem podmiotów jest coraz więcej małych firm, które często kierowały emisje obligacji do inwestorów indywidualnych, a z drugiej strony, wielu doradców, kierując się chęcią zysku, niezbyt starannie selekcjonuje podmioty, które powinny się tym sposobem finansować.
— Wiele małych firm zbyt optymistycznie podchodziło do finansowania obligacjami. Czasem przychodzi moment, kiedy rynek mówi „sprawdzam” i okazuje się, że przedsiębiorcy mają problemy z obsługą albo wykupem obligacji — podkreśla Krzysztof Dziubiński, prezes Navigator Debt Advisory.
Obligacje przede wszystkim nie są dobrym sposobem finansowania dla firm na wczesnym etapie rozwoju, kiedy ich ryzyko działalności jest największe.
— Przy finansowaniu start-upów inwestorzy obligacyjni ponoszą duże ryzyko przy zwrocie z inwestycji ograniczonym do wysokości oprocentowania — zwraca uwagę Mateusz Mucha. Finansowanie obligacjami nie jest często możliwe także dla projektów długoterminowych. — Okres finansowania, gdzie spółki z sektora MSP są w stanie pozyskać finansowanie z obligacji, to maksymalnie 3-4 lata — podkreśla Krzysztof Dziubiński. O innym sposobie pozyskania gotówki powinny pomyśleć podmioty w słabszej kondycji finansowej.
— Przy takich transakcjach nie doradzamy, choć pokusa jest tutaj duża i wiele podmiotów organizujących emisje korzysta z tego. Dobry sprzedawca potrafi sprzedać wszystko, dlatego tym bardziej warto zachować zdrowy rozsądek. Oczywiście obligacje zawsze wiążą się z ryzykiem, ale trzeba je umieć zdefiniować i odpowiednio się zabezpieczyć — tłumaczy Łukasz Lefanowicz. — W momencie pozyskiwania finansowania źródło spłaty obligacji powinno być jasno określone i wysoce prawdopodobne. Rzetelny doradca nie poleci też obligacji firmie na przykład planującej spłacić swój dług z niepewnych przepływów w przyszłości albo z góry za pomocą kolejnej emisji obligacji — zwraca uwagę Krzysztof Dziubiński.
Dużo do zagospodarowania
Nie oznacza to jednak, że obligacjami nie mogą się finansować małe firmy. — Obligacje mogą być źródłem finansowania dla niedużych firm, ale już ze sprawdzonym modelem biznesowym, osiągających pozytywne wyniki finansowe, jasną strategię i z kompetentnym zarządem — tłumaczy Krzysztof Dziubiński. Istotne są także branże, w których działają emitenci.
— Rynek obligacji jest zdominowany przez deweloperów, banki, firmy finansowe oraz windykatorów. Stanowią one prawie 90 proc. emitentów — twierdzi Mateusz Mucha. Wymieniony przekrój branż nie wynika z faktu, że w takie sektory najchętniej inwestują nabywcy obligacji, lecz z faktu, że spółki działające w tych sektorach najczęściej poszukują alternatywnego do bankowego finansowania dłużnego.
— Często nie są one po prostu dobrymi kandydatami na finansowanie w bankach — tłumaczy Krzysztof Dziubiński. Inwestorzy chętnie kupowaliby też obligacje np. spółek produkcyjnych, branży spożywczej czy przemysłu lekkiego.
— Inwestorzy chcą zdywersyfikować portfel, lecz niestety rynek najczęściej nie dostarcza szerokiej możliwości dywersyfikacji sektorowej — mówi Mateusz Mucha.
Nieudane akcje i ich przyczyny
W ostatnim czasie doszło do kilku przypadków nieudanych emisji. Ich powody są różne i w ocenie ekspertów, nie powinny zmniejszyć popularności tego sposobu finansowania. Work Service uplasował jedynie połowę oferowanych papierów, ponieważ zaproponował bardzo niską marżę. Ekogeneracja odwołała emisję, podając jako powód zmianę warunków rynkowych. Spółka tłumaczy, że nie doszła do porozumienia z potencjalnymi oferującymi obligacje co do satysfakcjonujących terminów przeprowadzenia oferty publicznej i dlatego wycofała się z niej. Obecnie realizuje emisję w trybie oferty prywatnej.
Natomiast przypadek Creamfinance pokazuje, że inwestorzy nie są skłonni podejmować dodatkowego ryzyka, w tym przypadku kursowego. Spółka oferowała jednocześnie dwie emisje obligacji, jedną w złotych i drugą w euro. Pierwsza uplasowana została bez problemu, a nominowana w euro musiała zostać okrojona w stosunku do pierwotnych planów.
Nieudane akcje i ich przyczyny
W ostatnim czasie doszło do kilku przypadków nieudanych emisji. Ich powody są różne i w ocenie ekspertów, nie powinny zmniejszyć popularności tego sposobu finansowania. Work Service uplasował jedynie połowę oferowanych papierów, ponieważ zaproponował bardzo niską marżę. Ekogeneracja odwołała emisję, podając jako powód zmianę warunków rynkowych. Spółka tłumaczy, że nie doszła do porozumienia z potencjalnymi oferującymi obligacje co do satysfakcjonujących terminów przeprowadzenia oferty publicznej i dlatego wycofała się z niej. Obecnie realizuje emisję w trybie oferty prywatnej.
Natomiast przypadek Creamfinance pokazuje, że inwestorzy nie są skłonni podejmować dodatkowego ryzyka, w tym przypadku kursowego. Spółka oferowała jednocześnie dwie emisje obligacji, jedną w złotych i drugą w euro. Pierwsza uplasowana została bez problemu, a nominowana w euro musiała zostać okrojona w stosunku do pierwotnych planów.