Papież jest nie tylko pasterzem dusz, lecz także zarządcą maleńkiego państwa, które boryka się z prozaicznymi problemami. W 2024 r. jego deficyt przekroczył 80 mln EUR, przez co Watykan przypomina podupadającą arystokratyczną posiadłość — pełną splendoru, ale z przeciekającym dachem. Czy Leon XIV ma amerykański zmysł przedsiębiorczości i zdoła uratować finanse swojego mikroimperium?
Są powody do optymizmu, bo następca św. Piotra, ikona transcendencji, jest jednocześnie machiną marketingową. Od znaczków pocztowych po różańce, od pamiątkowych monet po nagrania modlitw — Stolica Apostolska od dawna czerpie z wizerunku Ojca Świętego. Weźmy św. Jana Pawła II, którego podwójna płyta CD z różańcem w 1994 r. tylko w Hiszpanii w zaledwie dwa miesiące sprzedała się w 60 tys. egzemplarzy. To coś więcej niż dewocjonalia. To fenomen kulturowy, który można porównać do przemysłu popkultury — papież jest marką, a jego charyzma napędza sprzedaż.
Gdyby Robertowi Prevostovi udało się to przekuć ten potencjał w finansową stabilność minipaństwa na prawym brzegu Tybru, wielu watykanistów mówiłoby o cudzie na miarę św. Judy Tadeusza, patrona od spraw beznadziejnych. Nawet jednak tak imponujące zadanie blednie w obliczu wyzwań znacznie głębszych, bardziej egzystencjalnych. Oto pięć krzyży, które naznaczą nowy pontyfikat.
Krzyż pierwszy: odwrót wiernych
Zachód nie wierzy już w Boga. Nie z przekory. Po prostu ma inne religie — konsumpcję, wolność, autoekspresję. Świątynie przerabiane są na butikowe hotele, a msze zamieniają się w wydarzenia towarzyskie z elementem nostalgii. W Europie liczba apostazji rośnie wykładniczo. We Francji jedynie 15 proc. młodych deklaruje więź z katolicyzmem i aż 58 proc. nie identyfikuje się z żadną wiarą. W Holandii wskaźnik sięga 68 proc. A Polska? Tu seminaria duchowne, niegdyś pękające w szwach, pustoszeją szybciej niż urzędy pocztowe w małych miejscowościach.
Leon XIV nie przekona tego świata kazaniem. Musi proponować sens, a nie tylko moralność. Tymczasem Robert Prevost jako biskup dał się poznać z tradycyjnych poglądów. Media chętnie przypominają jego krytyczne wypowiedzi pod adresem środowisk LGBT oraz ideologii gender. Warto jednak dodać, że większość tych słów padła jeszcze w epoce Benedykta XVI — w czasach, gdy Kościół znacznie ostrożniej odnosił się do postulatów mniejszości seksualnych i stanowczo odrzucał liberalizację swojego nauczania.
Inna rzecz, że same złagodzenie doktryny nie oznacza automatycznie tłumów na niedzielnych mszach. Przeciwnie — to właśnie w krajach, w których Kościół najdalej odszedł od rygoru obyczajowego, sekularyzacja postępuje najszybciej.
Krzyż drugi: podzielona wspólnota
Afryka i Ameryka Południowa chcą mistyki i tradycji. Europa i USA — rewizji i reformy. To już nie tylko różnica akcentów. To dwie odrębne wizje Kościoła, które z każdą synodalną debatą oddalają się od siebie coraz bardziej. Ryzyko schizmy przestaje być abstrakcyjne. Czy Leon XIV zdoła utrzymać wspólnotę, której części podążają w przeciwnych kierunkach? Przeważy wierność tradycji czy troska o relacje, pluralizm poglądów, ostrożny kompromis?
Rozbudzonych sporów nie da się już wyciszyć kilkoma komunikatami z Watykanu. Kapłaństwo kobiet, błogosławienie par jednopłciowych, decentralizacja władzy biskupiej czy reinterpretacja sakramentów w duchu protestanckim — to tematy, które budzą emocje, dzielą parafie, prowadzą do napięć wśród teologów oraz wystawiają autorytet papieża na próbę. Ogień już płonie. Czy Amerykanin na Stolicy Piotrowej zechce go zdusić, czy raczej wykorzysta ten żar, by przetopić Kościół w coś nowego, silniejszego, bardziej prawdziwego?
Krzyż trzeci: wojny i konflikty zbrojne
Wojna w Ukrainie, napięcia na Bliskim Wschodzie, przemoc w Afryce — Ojciec Święty nie może milczeć, ale nie może też być postrzegany jako aktor polityczny. Musi odnaleźć moralną wiarygodność, która wykracza poza watykańską dyplomację. To zadanie pełne pułapek, o czym boleśnie przekonał się papież Franciszek. Dla wielu wiernych z Europy Środkowej i Wschodniej jego niechęć do jednoznacznego wskazania Rosji i Władimira Putina jako agresorów była źródłem głębokiego zawodu. Prawdopodobnie kierowało nim pragnienie pełnienia roli rozjemcy, jednak ta strategia nie przyniosła efektów, pozostawiając katolików z poczuciem moralnej niejasności, co niektórzy uznali za poważny błąd strategiczny.
Są powody, by wierzyć, że Robert Prevost zdziała więcej dla pokoju niż jego poprzednik Jorge Mario Bergoglio. Już podczas pierwszej modlitwy Regina Coeli nowy papież z mocą odniósł się do tragedii w Ukrainie i w Strefie Gazy. „Noszę w moim sercu cierpienia umiłowanego narodu ukraińskiego” — podkreślił, wzywając do „autentycznego, sprawiedliwego i trwałego pokoju”. Z pasją apelował o uwolnienie wszystkich jeńców i powrót ukraińskich dzieci do ich rodzin, dając nadzieję na odważne i zdecydowane przywództwo w obliczu globalnych kryzysów.
Krzyż czwarty: świat pracy 2.0
To, że Prevost będzie liderem zdeterminowanym, zapowiada jego papieskie imię. Przybierając je, nawiązał do spuścizny Leona XIII, papieża, który w epoce gwałtownych przemian przemysłowych odważył się mówić językiem robotników. W encyklice „Rerum novarum” z 1891 r. zarysował wizję moralnej ekonomii stojącej między dzikim kapitalizmem a zwodniczym socjalizmem. Opowiedział się za prawem do godnej płacy, wspólnotą pracowniczą i rolą związków zawodowych. Była to próba stworzenia trzeciej drogi — społecznej, etycznej, zakorzenionej w godności ludzkiej pracy.
Dziś — jak podkreśla Leon XIV — Kościół musi odpowiedzieć na rewolucję przemysłową spod znaku sztucznej inteligencji. Refleksja teologiczna nie nadąża za jej rozwojem. Automatyzacja w ekspresowym tempie przekształca krajobraz rynku pracy — eliminuje zajęcia powtarzalne, jednocześnie stawiając przed pracownikami konieczność nieustannego doskonalenia kompetencji. Dla niektórych oznacza to szansę, dla innych ryzyko trwałego wykluczenia z obiegu gospodarczego. Równolegle rozkwita gig economy oparta na algorytmicznej logice — choć elastyczna, często pozbawiająca gwarancji bezpieczeństwa i fundamentów tradycyjnego zatrudnienia. Na horyzoncie rysują się kolejne napięcia — nierówności w dostępie do edukacji cyfrowej, pytania o etykę decyzji podejmowanych przez systemy wspierające HR, a także fundamentalne dylematy — jak zachować ludzką twarz w środowisku zdominowanym przez kod i dane. Jeśli Kościół ma dziś coś do powiedzenia światu, to właśnie w tych punktach napięcia, gdzie technologia styka się z człowieczeństwem, a przyszłość nie jest jeszcze napisana.
Krzyż piąty: wiarygodność instytucji
Leon XIV doskonale wie, jak stroma czeka go wspinaczka. Z jednej strony politycy, którzy rozdają karty wojny i pokoju, a z drugiej giganci technologii, dla których papieska sutanna znaczy mniej niż algorytm. A pośrodku? Kościół, który utracił autorytet nie tylko przez doktrynalne spory, lecz także przez swoje samozadowolenie i pychę.
Pedofilia wśród duchownych to rana, której nie da się już zasłonić kadzidłem. Przez dekady ofiary spychano w cień, a sprawców chroniono za murami kurii. Polityczne sojusze zmieniły ambonę w megafon partyjnych haseł, zaś triumfalny ton zastąpił chrześcijańską pokorę. Nawet Franciszek, choć otwarty i odważny, nie zdołał wyplenić instytucjonalnej arogancji. Zbyt wielu biskupów kryło zło. Zbyt wiele ofiar wciąż czeka na prawdę i sprawiedliwość.
Leon XIV, jeśli chce być słuchany, musi najpierw zamilknąć. I usłyszeć. Moralna odnowa nie zacznie się od konferencji ani deklaracji, lecz od bolesnych decyzji. Od przejrzystości bez wyjątków. Od dymisji tych, którzy przez lata patrzyli w drugą stronę. Uzdrawianie finansów Watykanu? W tym kontekście to detal. Prawdziwa walka toczy się o duszę Kościoła. I zaczyna się tu i teraz.

