Zwykle podczas salonu lotniczego w Farnborough obserwatorzy emocjonowali się wyścigiem Airbusa i Boeinga o to, kto zbierze większe kontrakty. W tym roku rywalizację między dwoma gigantami przesłoniło widmo recesji.
Zarówno Boeing jak i Airbus mają już na swoim koncie pierwsze kontrakty zawarte w czasie salonu lotniczego w brytyjskim Farnborough. Już na samym początku europejski koncern ogłosił, że KLM kupuje od niego sześć samolotów A330-200s z opcją zakupu 18 kolejnych pojazdów.
Wiadomość podniosła nastroje w Farnborough i tylko nieliczni zwrócili uwagę na to, że 700 mln USD (2,8 mld zł) za sześć samolotów to wyjątkowo okazyjna cena.
Nic dziwnego. 11 września niewątpliwie wpłynął fatalnie na branżę lotniczą. Zbankrutowały już Sabena i Swissair, a American Airlines są o krok od niewypłacalności.
— Po wojnie w Zatoce Perskiej spadek dochodów lotniczych liczony w przewożonych pasażerach na kilometr wyniósł 2 proc. Teraz jest to 13-14 proc. — przyznaje Phil Condit, prezes Boeinga.
— W 2001 roku rozsądnie zmniejszyliśmy naszą księgę zamówień o 100 samolotów, dlatego teraz tylko trzy zostały anulowane —oświadczył z kolei Noel Torgeard, dyrektor zarządzający Airbusa.
Ratunek dla branży może przyjść z Azji. Wczoraj w Farnborough wypłynęła wiadomość, że japońskie linie All Nippon Airways kupią od Boeinga 14 samolotów za blisko 2 mld USD (8,1 mld zł). Japończycy chcą zwiększyć liczbę lotów do Chin, gdzie wzrost gospodarczy wyniesie w tym roku 8 proc.
Także brazylijski Embraer może poszczycić się niemałym kontraktem, pierwszym na Jeta 175. Indyjskie linie Jet Airways kupią od niego 10 takich samolotów z opcją wykupienia kolejnych 10. Transakcja jest warta 510 mln USD (2,06 mld zł).
Wszyscy w Farnborough niecierpliwie wyczekują, kto zdobędzie warte 3 mld USD (12,15 mld zł) zamówienie od China Airlines. Szala zdaje przechylać się na stronę Airbusa, który zaproponował tańszą ofertę od Boeinga.