Słowa nic nie kosztują

Kamil ZatońskiKamil Zatoński
opublikowano: 2013-10-24 00:00

W życiu pewne są śmierć, podatki i to, że opozycja będzie krzyczeć, że majątek narodowy wyprzedawany jest za bezcen.

KOMENTARZ

Prezes PiS Jarosław Kaczyński nie ma wątpliwości, że wycena akcji PKP Cargo nie odzwierciedla realnej wartości przedsiębiorstwa i nie ma nic wspólnego z zyskami, które przynosi firma, i jej majątkiem.

Słowa nic nie kosztują (a te wypowiadane przez polityków są w dodatku zwykle niewiele warte), ale to, ile można uzyskać ze sprzedaży akcji, to wypadkowa co najmniej kilku czynników (nastrojów na giełdzie, zasobności funduszy, wielkości firmy, subiektywnej oceny jej perspektyw, marketingu itd.), a nie jedna cyfra, którą można znaleźć w bilansie czy rachunku zysków i strat (prezes PiS swoich szacunków nie podał).

Koniec końców coś jest warte tyle, ile ktoś za to chce zapłacić. Na giełdzie dochodzi jeszcze oczekiwana stopa zwrotu, bo fundusze nie bez powodu mają w nazwie człon „inwestycyjne”, a nie „charytatywne”, i jeśli wykładają pieniądze klientów, to po to, by na akcjach zarobić, a nie żeby je mieć.

Prezesa PiS, który szczycił się brakiem konta w banku, o znajomość finansów trudno podejrzewać, podobnie jak o lekturę prospektu emisyjnego PKP Cargo.

Wartość księgowa spółki na koniec czerwca wynosiła 3,29 mld zł, a jej aktywa prawie 4 mld zł, ale utożsamianie tych liczb z wartością firmy prowadzi donikąd, bo wartości bilansowe rzadko odpowiadają rynkowym. Kapitalizacja PKO BP jest dwukrotnie większa od wartości księgowej. Czy to oznacza, że akcje kontrolowanego przez państwo banku są dwukrotnie przewartościowane?

Inwestorzy wycenili PKP Cargo na 3 mld zł (C/WK to 0,9) i trudno z tym dyskutować. Przez ostatnie dwa lata zyski przewoźnika nie rosły, ale spadały, m.in. przez spowolnienie gospodarki. W tym roku też najprawdopodobniej będą niższe, i to mimo księgowego zabiegu z 2012 r., kiedy wydłużono okres przydatności ekonomicznej taboru, co obniżyło koszty amortyzacji i podniosło zyski.

PKP Cargo nie podaje prognoz na ten rok, ale za spółkę zrobili to analitycy z biur, prowadzących ofertę (trudno więc ich podejrzewać o pesymizm). Porównując Cargo do spółek kolejowych z regionu BRIC (w Europie Zachodniej nie ma giełdowych przewoźników), akcje polskiej firmy nie są wcale tanie, a już na pewno nie można powiedzieć, że są sprzedawane za bezcen. Wskaźnik cena do zysku na rok 2013 to 14,5 (średnia dla rywali to 11), na 2014 8,1 (średnia 8,8), a 2015 7,4 (średnia 6,4). Podobnie jest z relacją EV do EBITDA, a pod względem marż Cargo, owszem, nieźle wypada na tle niegiełdowego niemieckiego DB Schenker, ale od rosyjskich czy chińskich spółek kolejowych dzieli je przepaść.

Spółka jest już po najważniejszej części restrukturyzacji, działa w niej 180 związków zawodowych, koszty pracownicze pożerają prawie jedną trzecią przychodów — to pierwsze z brzegu argumenty, którymi zarządzający mogli szermować w negocjacjach ze sprzedającym. Strony spotkały się przy cenie 68 zł i nawet jeśli w dniu debiutu i po nim kurs będzie rósł, to wygrani będą akcjonariusze. Także ci drobni, wśród których zapewne nie brak wyborców PiS.