Sklepowe lodówki zawojowały trzy smaki: waniliowy, czekoladowy i orzechowy – w takiej kolejności. Intuicja podpowiada, że zwycięzca ma tylko nieco więcej wielbicieli niż zdobywcy drugiego i trzeciego miejsca w zestawieniu Międzynarodowego Stowarzyszenia Producentów Lodów. Nic bardziej mylnego. Rozkład preferencji wygląda inaczej. Waniliowe lody zagarnęły 30 proc. rynku, czekoladowe 8 proc., orzechowe 5 proc. Zaraz za podium znalazły się smaki: truskawkowy, neapolitański i straciatella – i każdy z nich odpowiada tylko za 3-4 proc. światowej sprzedaży.
Wysokość premii jest nieproporcjonalna do zasług. Zwycięzca bierze kilka razy więcej od tych, którzy uplasowali się tuż za nim, a dla przeciętniaków zostają ochłapy. Ta prawidłowość, nazwana prawem Zipfa, dotyczy kinowych premier, przebojów muzycznych, książek, a nawet ludzi.

Prezesi 140 największych spółek giełdowych w Polsce zarabiają 20-krotność średniej pensji w tych przedsiębiorstwach – wynika z opublikowanego pod koniec ubiegłego roku raportu PwC. Czy ci liderzy są aż 20 razy lepsi od typowego pracownika? Wątpliwa sprawa.
Prawo Zipfa jest niesprawiedliwe, ale nie zmienisz go, podobnie jak prawa grawitacji. Co to oznacza dla twojej kariery? Jaką strategię w pracy lub biznesie powinieneś obrać? Być najlepszym na świecie czy wystarczająco dobrym?
Biznes uwielbia supergwiazdy
Odpowiedź przychodzi do głowy bez namysłu. Skoro zwycięzca dostaje tak dużo, trzeba nim zostać – bezwzględnie! To oznacza, że w tym, co robisz, musisz stać się najlepszy na świecie, cokolwiek przez to rozumiesz – najlepszy w swojej miejscowości, najlepszy w swej firmie, specjalizacji, branży, niszy rynkowej. Jeśli twoje ambicje ograniczają się do bycia wystarczająco dobrym, wylądujesz daleko poza podium, a wtedy zapomnij o zacisznym gabinecie na ostatnim piętrze firmowego biurowca, limuzynie z kierowcą i innych symbolach menedżerskiej kariery.
Poznaj program konferencji “Learning & Development Strategies”, 29 sierpnia 2022, online >>
„Nasza kultura uwielbia supergwiazdy” – mówi Seth Godin, guru marketingu zza wielkiej wody. Oto dlaczego bycie numer jeden jest takie ważne! O znalezieniu się w biznesowej, finansowej czy zawodowej elicie decydują nie koneksje czy zdolności, lecz upór – przekonuje amerykański ekspert. W tym gronie jego zdaniem nie ma zbyt wielu geniuszy, ponieważ w pewnym momencie zrezygnowali z marzeń. Tylko promil społeczeństwa zmusza się do ciągłego podwyższania poprzeczki, zapewniając sobie sukces.
Ktoś, kto myśli, że należy poświęcić całą uwagę sumiennemu wykonywaniu obowiązków, zamiast tracić energię na robienie dobrego wrażenia, powinien przemyśleć te kwestie raz jeszcze. Takie osoby zwracają na siebie uwagę jedynie wówczas, gdy wychodzą na jaw jakieś niedociągnięcia.
Niestety, wyjaśnienie to nie znajduje potwierdzenia w faktach, bo ile znasz osób, które dzięki uporowi i ciężkiej pracy osiągnęły w swoich dziedzinach mistrzostwo, a mimo to utknęły na najniższych szczeblach społecznej drabiny? Z drugiej strony czy nie widzisz, jak wielu nieudaczników zasiada w zarządach i radach nadzorczych renomowanych spółek? Czy naprawdę nikt nie wie, że to leniwe beztalencia? O co tu chodzi? Skoro nawet bycie najlepszym na świecie nie wystarczy, co robić, by liczyć się w grze o władzę, wpływy, zaszczyty?
Aby odpowiedzieć na to ostatnie pytanie, chciałbym przywołać badanie, które przeprowadzili amerykańscy psycholodzy Barry Schlenker i Mark Leary. Przydzielili oni części uczestników przypadkowe zadania i kazali im określić, jak sobie z nimi poradzą. Deklaracje składano w skali od „bardzo dobrze” do „bardzo słabo”. Druga grupa miała zanotować te przewidywania, a następnie patrzeć, jak poszczególne jednostki zrealizowały polecenia. Rozsądek podpowiada, że oceny wystawiono na podstawie wyników: tych, którzy dali sobie radę najlepiej, uznano za najbardziej kompetentnych, resztę za mało kompetentnych lub niekompetentnych.
A tu niespodzianka: obserwatorzy wzięli pod uwagę nie tyle rezultaty uczestników, ile ich wcześniejsze prognozy. Badanym z pozytywnym podejściem do swoich możliwości wystawiono wysokie noty. Dla odmiany osoby skromne oceniono wyraźnie gorzej – niezależnie od wyniku. Przy fatalnym wykonaniu optymiści dostali dwa razy wyższe oceny od tych, którzy trafnie przewidzieli swoje słabe rezultaty. Podsumowując: im kto jest bardziej pewny siebie, tym lepiej go postrzegamy.
Wracając do prezesów największych polskich spółek giełdowych: to, że zarabiają 20-krotność średniej pensji w swoich firmach, wcale nie musi świadczyć o tym, że są 20 razy lepsi od typowego pracownika. Nie dość tego – można zaryzykować twierdzenie, że niektórzy z nich to przeciętniacy, którzy brak talentów nadrabiają tupetem. Są promowani, bo robią wokół siebie wiele hałasu, a może też nie mają oporów, by przypisywać sobie cudze osiągnięcia i zasługi. Dlatego włóż między bajki słowa Setha Godina o tym, że karierę napędzają nie koneksje czy zdolności, lecz upór. W wielu przypadkach o sukcesie stanowi autoreklama, marketing osobisty, dobre wrażenie.
Postrzegana kompetencja jest ważniejsza od rzeczywistej – twierdzi Jack Nasher, wykładowca z Munich Business School. Przymioty demonstrowane, jak profesjonalizm, konsekwencja, skuteczność, brane są za prawdziwe. Dlaczego?
Według prof. Nashera prawdopodobnym wyjaśnieniem jest strach, a ściślej wdrukowana w nas przez ewolucję tendencja do redukowania niepewności. W książce „Idź po swoje! Jak przekonać innych, że jesteś najlepszy” pisze: „Niemal każde niepowodzenie naszych przodków oznaczało potencjalną podróż w zaświaty. Zwykłe przeziębienie i wysoka gorączka mogły zwiastować rychłą śmierć. Ludzie po prostu musieli być czujni przez cały czas, ponieważ za nieuwagę często płaciło się życiem. Przetrwali najwięksi tchórze. Spadek po nich objawia się codziennie w najbardziej trywialnych sytuacjach”. Należą do nich nich najprostsze wybory konsumenckie.
Tylu badanych przez Premium Consulting deklaruje, że są skłonni zapłacić więcej osobie, która zbudowała markę osobistą, niż pracownikowi, specjaliście czy menedżerowi bez marki.
Zwykle kupujemy to, co znamy. Nic dziwnego, że lody waniliowe cieszą się dużo większą popularnością od tych o smaku ciasteczek lub pralinek. Inny przykład pochodzi ze świata gastronomii. Czy nie zdziwiło cię nigdy, że Amerykanin w Polsce chętnej odwiedzi McDonalds’a niż któryś z lokalnych barów? Czy faktycznie kocha hamburgery z tej sieci fast foodów? Prawdopodobnie nie. Ale tutaj przynajmniej wie, czego się spodziewać. Wizyta w lokalu z literą „M” w logo to jego sposób na wspomnianą redukcję niepewności.
Skromni bez szansy na awans
Teraz dochodzimy do najważniejszego. Strach kryje się także za większością decyzji personalnych. Na menedżerów, przywódców i wodzów wybieramy jednostki emanujące poczuciem siły i pewnością siebie, optymistycznie nastawione do wyzwań, charyzmatyczne, z błyskiem w oku. Przecież nie chcemy, by prowadził nas robiący w spodnie defetysta. Do tego nadaje się nieustraszony, pełen pasji wojownik. Tylko on zminimalizuje nasze wątpliwości i lęki, da nadzieję na pokonanie rynkowej konkurencji i wyprowadzenie firmy z kryzysu. Komuś takiemu 20-krotność średniej pensji należy się jak psu buda. Czy jesteś gotów stać się taką osobą?
I w tym tkwi szkopuł. Otóż, nie ma znaczenia, czy jesteś najlepszy na świecie czy wystarczająco dobry – liczy się to, co myślą o tobie inni. Możesz nawet odstawać od ideału zwycięzcy, ale musisz za zwycięzcę uchodzić. I na odwrót: odwaga, pracowitość, upór nie zagwarantują ci podwyżki czy awansu, jeżeli te pozytywne cechy trzymasz w ukryciu. Krótko: świetnie, że w swoim fachu nie masz sobie równych, ale zwróć uwagę przede wszystkim na to, czy także otoczenie widzi w tobie mistrza.