Uzyskanie korzystnego wyroku w sądzie jest dla frankowiczów coraz mniejszym problemem. Sęk w tym, że to trwa, a sądy nie zawsze zasądzają odsetki za cały okres, lecz czasami dopiero od chwili pouczenia kredytobiorcy o skutkach nieważności umowy. Następuje to niekiedy w I instancji, a czasami dopiero po apelacji. W 9 przypadkach na 10 umowy są unieważniane, co oznacza, że strony muszą zwrócić sobie świadczenia – bank zwraca wpłacone raty, konsument otrzymany kapitał. Najczęściej przez kilkanaście lat (najwięcej tego typu kredytów było udzielanych w latach 2006-08) konsument wpłacił do banku więcej, niż otrzymał, więc po rozliczeniu może zamknąć sprawę kredytu i uwolnić hipotekę nieruchomości.
Teoretycznie ugody będą najbardziej atrakcyjne dla mieszkańców Warszawy, bo to oni na rozstrzygnięcie sprawy w sądzie czekają najdłużej – nawet 7 lat. Ponieważ siedziby banków znajdują się w stolicy, to tutejszy wydział frankowy ma najwięcej pracy. Osoby spoza Warszawy mogą też pozwać bank w lokalnym sądzie odpowiednim dla ich miejsca zamieszkania, ale warszawski ma jedną zaletę: udziela zabezpieczeń umożliwiających zaprzestanie płacenia rat, gdy frankowicz wpłacił już do banku więcej, niż wynosił kredyt. Poza stolicą można liczyć na załatwienie sprawy w trzy lata (choć zdarza się szybciej), częściej też sądy przyznają odsetki od początku sprawy.
Decydując się na ścieżkę sądową, trzeba też wyłożyć ok. 30 tys. zł na prawnika i założenie sprawy. Większość można odzyskać po korzystnym wyroku. W uproszczeniu można jednak powiedzieć, że za taką kwotę plus raty przez trzy lata trwania sprawy dostajemy zamknięcie kredytu i nieruchomość wolną od hipoteki.

Problemem jest zadłużenie, nie rata
KNF podaje, że do 29 listopada wpłynęło 31,5 tys. wniosków o mediację, która może doprowadzić do zawarcia ugody z bankiem. Zgodnie z propozycją nadzoru kredytobiorcy mogą przewalutować kredyt tak, jakby od początku był złotowy. Przewalutowanie następuje zatem po kursie z dnia zaciągnięcia, ale bank uwzględnia znacznie wyższe odsetki, liczone na bazie WIBOR, za cały okres kredytowania.
– Propozycja KNF nie cieszy się powodzeniem, bo cała korzyść wynikająca z przewalutowania jest pochłaniana przez zwiększone wstecznie raty odsetkowe zależne od WIBOR – mówi Tomasz Konieczny, radca prawny reprezentujący frankowiczów.
Tymczasem największą niewygodą kredytów powiązanych z walutą obcą pozostaje wysokie zadłużenie, które ogranicza możliwości frankowiczów w zakresie dysponowania nieruchomością, na której jest ustanowiona hipoteka.
– Problemem nie jest wysokość raty, tylko wysokość zobowiązania. Ludzie się rozwodzą i dzielą majątek albo chcą sprzedać nieruchomość i mają problem ze stroną pasywną [wysokością salda kredytu - red.]. Część klientów, zwłaszcza w wieku emerytalnym, myśli perspektywicznie i nie chce ryzykować pozostawienia po sobie długu spadkowego z tytułu kredytu frankowego. Tymczasem jeśli wystawiają mieszkanie na sprzedaż, okazuje się, że cena nie pokrywa zobowiązania albo nadwyżka nie wystarcza na realizację innych planów. Klientów boli, że mają do spłaty więcej, niż pożyczyli. Np. kredyt na 285 tys. zł został wzięty w 2006 r., a do spłaty wciąż pozostaje 300 tys. zł – mówi Tomasz Konieczny.
Jak ocenić atrakcyjność ugody
Aby zatem ugoda była atrakcyjna, kredyt musi być spłacalny w ciągu kilku lat. W tym celu bank musiałby przewalutować go po kursie zbliżonym do obowiązującego w chwili zaciągnięcia, i musiałoby to dotyczyć całości kredytu, a nie tylko kwoty pozostającej do spłaty. Innymi słowy: kwota pozostająca do spłaty musiałaby zostać umorzona w ponad 50 proc.
Weźmy przykładowy kredyt na 71 tys. CHF zaciągnięty w 2007 r. Według banku do spłaty pozostało 39,2 tys. CHF, ale suma rat przekroczyła już wypłacony kapitał, który według kursu z 2007 r. (ok. 2,3 zł) wynosił ponad 163 tys. zł. W tym przypadku sąd zamknąłby zatem temat kredytu dla konsumenta. Bank uważa natomiast, że według obecnego kursu do spłaty pozostało 186 tys. zł. Aby spotkać się w połowie drogi, bank musiałby zaproponować ugodę, w której umarza ponad 90 tys. zł lub przewalutowuje kwotę pozostałą do spłaty po kursie 2,3 zł. Z punktu widzenia frankowicza to minimum, żeby w ogóle można było mówić o opłacalności ugody. Czasami banki idą na rękę bardziej i sprowadzają kurs do poziomu niższego niż kiedykolwiek notowany, np. 1,7 zł lub nawet poniżej 1 zł. Tak się dzieje, gdy sprawa jest już w sądzie i bank wie, że wkrótce i tak zapadnie niekorzystny dla niego wyrok. Jarosław Knieć, adwokat frankowiczów, wspomina, że najniższy kurs, z jakim się spotkał, to 17 gr.
– Większość banków już aktywnie prowadzi politykę proponowania ugód według pewnych szablonów, ale propozycje są bardzo różnorodne - np. PKO BP często proponuje przejście na kredyt, który od początku był złotowy. Inne banki zwykle oferują przewalutowanie pozostałej kwoty kredytu według rozmaitych kursów, które różnią się nawet w obrębie jednego banku. W trybie postępowania sądowego też jest możliwość zawarcia ugody już na bardziej indywidualnych warunkach – są propozycje spłaty jednorazowo określonej kwoty lub też skredytowania takiej kwoty, banki są bardziej elastyczne – mówi Jarosław Knieć.
Odfrankowienie a WIBOR
Banki starają się rozwiązać problem jak najtaniej. Skutek jest taki, że ich oferta budzi marginalne zainteresowanie.
– Z reguły banki twierdzą, że ich oferty są kompromisowe – tak, aby niedogodności związane ze wzrostem kursu walut były podzielone po połowie. Taka jest argumentacja, ale w praktyce jest różnie – mówi Jarosław Knieć.
– Gdyby oferta banków plasowała się między propozycją KNF a unieważnieniem umowy, przyjęłoby ją znacznie większe grono kredytobiorców. Skoro przekształcenie kredytu frankowego w złotowy ze stawką LIBOR [po kursie z dnia zaciągnięcia - red.] większość frankowiczów uznaje za sukces, prawdopodobnie zgodziliby się także na podobną formułę ze stawką WIBOR obowiązującą od dnia zawarcia ugody [KNF proponuje jej zastosowanie od dnia zaciągnięcia kredytu - red.], o ile wcześniej - od zaciągnięcia kredytu do ugody - obowiązywałby LIBOR/SARON – mówi Tomasz Konieczny.
To by oznaczało wyższe oprocentowanie, ale pozwoliłoby bankom nie trzymać sztucznych umów, które powstają, gdy sądy usuwają klauzule przeliczeniowe i zostaje kredyt złotowy oprocentowany SARON-em.
– Myślę, że taka oferta zainteresowałaby 60-70 proc. frankowiczów – mówi Tomasz Konieczny.
Dodatkowym argumentem za ugodą byłoby uniknięcie pozwu o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału, wiążące się z kolejną dawką stresu. Wisienką na torcie dla frankowicza, który zdecyduje się na ugodę, jest możliwość skorzystania z wakacji kredytowych – taką możliwość potwierdziły trzy banki – Santander, PKO BP oraz mBank.