Krótkie pozycje w kontraktach terminowych lub długie pozycje w opcjach sprzedaży, których instrument bazowy stanowią indeksy obliczane i publikowane przez GPW — to strategia UniBessy, nowego funduszu ze stajni Union Investment TFI. Wszystko po to, aby uodpornić się na giełdowe spadki. Na razie jednak produkt znajduje się w poczekalni, bo TFI nie spodziewa się rozlewu krwi na warszawskim parkiecie. Przedstawiciele firmy tłumaczą, że fundusz został utworzony z wyprzedzeniem, aby w momencie odwrócenia się trendu na rynkach i rozpoczęcia się bessy zaoferować inwestorom alternatywę. Nie będzie to jednak produkt na każdą kieszeń. Minimalna kwota pierwszej wpłaty wynosi 160 tys. zł. Na polskim rynku dostępne są trzy podobne rozwiązania, których celem jest odzwierciedlanie odwrotności indeksu WIG20. Gdy indeks ten traci, to fundusz powinien zarabiać — i na odwrót.

Strategia ta wydaje się więc prosta, ale w praktyce do osiągnięcia zysków trzeba także silnego trendu, dobrego wyczucia zmian tendencji i zaangażowania zarządzającego. Widać to po krótkoterminowych wynikach. Dla przykładu: w tym roku WIG20 spadł o 0,14 proc. W tym czasie Quercus Short stracił 4,9 proc. Krzysztof Mazurek z Altus TFI tłumaczy, że jeśli zarządzający ograniczasię wyłącznie do gry „na krótko” na kontraktach terminowych, a zmiana indeksu bazowego jest niewielka, to w praktyce ciężko zarobić na opłatę za zarządzanie, która sięga nieco ponad 3 proc. Altus short oprócz tego, że na krótko kupuje kontrakty, to wolną gotówkę inwestuje także na rynku długu, aktywnie grając alokacją. Dzięki temu jest w stanie zarobić co najmniej na opłatę za zarządzanie, a gdy rynek sprzyja, to również znacznie przewyższyć benchmark. W tym roku fundusz jednak traci 0,5 proc. Robert Ślepaczuk, zarządzający UniBessa, nie będzie ograniczał się wyłącznie do gry „na krótko”. Może też kupować akcje, jednostki i tytuły uczestnictwa innych funduszy, depozyty, a także obligacje. Obecnie jego aktywa inwestowane są na rynku pieniężnym. Na złe czasy już od lutego 2012 r. przygotowane jest Opera TFI, które wprowadziło do oferty Eurogeddon, autorski fundusz prof. Krzysztofa Rybińskiego, który miał zarabiać na spadkach europejskich indeksów giełdowych oraz na spodziewanej recesji gospodarczej Europy. Nie wiedzie mu się jednak najlepiej, bo złe czasy nie nadchodzą, a fundusz od początku działalności zanurkował o prawie 60 proc.
W zamrażarce
Na odpowiedni moment rynkowy czeka też Eques Investment TFI. Komisja Nadzoru Finansowego już zaakceptowała prospekt funduszu Eques Rynków Wschodzących, ale firma nie spieszy się z jego sprzedażą, bo uważa, że rynki wschodzące są w defensywie, a motorniczym obecnej hossy są kraje rozwinięte, z USA na czele. Niewykluczone jednak, że sytuacja wkrótce się odwróci — gdy tak się stanie, to nowy fundusz okazji do zarobku poszuka na całym świecie, również na tzw. frontier markets (rynki graniczne, np. kraje afrykańskie). Minimalna kwota inwestycji to 100 zł, a każda kolejna — 50 zł. [JAG]