Przetarg last minute, o którym pisaliśmy w „PB” pod koniec października, zamknięte zakłady utylizacji odpadów, a w tle podejrzenia o przestępstwo gospodarcze — tak wygląda obraz rynku śmieciowego w stolicy. Problemy piętrzą się, jak sterta śmieci, a rozmowy o drugim Neapolu i nerwowe pytania o to, kto po Nowym Roku będzie wywoził śmieci z największego miasta w Polsce, są coraz bardziej palące.

— W październiku do prokuratury wpłynęło zawiadomienie złożone przez przedstawiciela miasta stołecznego Warszawy o popełnieniu przestępstwa przez osobę fizyczną prowadzącą działalność gospodarczą. Śledztwo nie jest wszczęte, trwa postępowanie wyjaśniające — informuje Marcin Saduś, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
Według naszych informacji, może to mieć związek wydarzeniami sprzed kilku miesięcy. W wakacje miasto poinformowało mieszkańców, że umowa na odbiór odpadów z Mokotowa z PHHU Lekaro wygasła przed terminem upływającym 31 grudnia z powodu „wyczerpania się limitu” budżetowego przewidzianego na jej realizację. Innymi słowy — ilość śmieci, które firma odbierała z warszawskiej dzielnicy, przekroczyła masę przewidzianą w kontrakcie. Powody takiej sytuacji mogą być dwa: niedoszacowanie przez urzędnikówkwoty na odbiór śmieci w budżecie lub większa masa odpadów komunalnych zbieranych i zgłaszanych do odbiorów przez firmę sprzątającą. W zawiadomieniu do prokuratury ratusz zarzuca wykonawcy „doprowadzenie miasta do niekorzystnego gospodarowania mieniem znaczącej wartości poprzez zawyżanie masy zbieranych odpadów komunalnych w związku z umową z 14 kwietnia 2014”.
Zawiadomienie dotyczy prawdopodobnie właścicielki firmy PPHU Lekaro, która dziś nadal odbiera odpady z pięciu dzielnic (pozostałe obsługuje MPO i SUEZ Polska).
Podejrzenia
15 kwietnia 2014 r. miasto zawarło pięć trzyletnich umów na odbiór i zagospodarowanie śmieci z 10 dzielnic. Tylko jedną z prywatną firmą — PPHU Lekaro, dotyczącą Mokotowa. Jej wartość opiewała na 115,3 mln zł (brutto). Pozostałe umowy miasto podpisało z MPO, czyli spółką, nad którą nadzór sprawuje, jako właściciel, samorząd miasta. Wraz z ich podpisaniem kolejne dzielnice Warszawy zostały objęte nowym systemem segregacji odpadów (na trzy frakcje: odpady suche, szkło i odpady zmieszane).
„Dzięki tym umowom jeszcze w wakacje cała Warszawa zostanie objęta docelowym systemem gospodarowania odpadów. Miasto będzie miało za pomocą systemu GPS-ów pełną kontrolę nad śmieciami odbieranymi od mieszkańców” — informował wówczas ratusz w komunikacie prasowym.
Umowy obowiązywały do lipca 2017 r., ale przed upływem tego terminu urzędnicy przedłużyli je, już bez przetargu, formalnie do 31 grudnia 2018 r. lub do wyczerpania przewidzianych w nich kwot. Leszek Zagórski, rzecznik prasowy Lekaro, sugeruje, że zawiadomienie w prokuraturze może dotyczyć innego operatora, ale uważa jednocześnie, że cała sytuacja jest nieporozumieniem, bo w systemie nie ma miejsca na nieprawidłowości.
— Informacja o zawiadomieniu jest dla nas zaskoczeniem, gdyż ratusz nie sygnalizował nam żadnych uwag wcześniej. Nasze rozliczenia z miastem odbywają się na podstawie danych zarejestrowanych automatycznie przez systemy zamontowane na pojazdach, bez ingerencji wykonawcy. Masa zebranych odpadów mierzona jest za pomocą legalizowanych wag przez Główny Urząd Miar, dlatego nie ma zastrzeżeń co do ich wartości. Dane są poparte wskazaniami GPS-ów pojazdów, potwierdzając, że odpady zostały odebrane z terenu miasta, wraz z informacją, z jakiej nieruchomości zostały odebrane. Ponadto same rozliczenia były i są skrupulatnie analizowane przez zamawiającego, zaś zapłata jest regulowana jedynie za ważenia bezsporne i kompletne, tzn. potwierdzone danymi z wag, GPS-ów i instalacji zagospodarowania odpadów — mówi Leszek Zagórski.
Miasto na razie nie wypowiada się na temat relacji z Lekaro. Nie informuje też, podobnie jak prokuratura (ze względu na dobro śledztwa), na ile szacowane są ewentualne straty, które mogły wynikać z nieprawidłowego ważenia śmieci bądź zawyżania ich masy przez spółkę, ani skąd wzięły się podejrzenia o popełnieniu przestępstwa.
— Lekaro jest jednym z największych i najnowocześniejszych operatorów gospodarki odpadami w kraju i nierzadko staje się ofiarą walk lokalnych polityków lub bezpodstawnych zarzutów ze strony konkurencji lub organizacji ekologicznych finansowanych przez konkurencję — broni firmy Leszek Zagórski.
Wobec tej samej firmy, którą miasto podejrzewa o przestępstwo gospodarcze — informuje prokuratura — od dwóch lat toczy się śledztwo, w którym jeszcze nikt nie usłyszał zarzutów. Dotyczy podejrzeń o zanieczyszczanie środowiska na terenie powiatu otwockiego.
Kłopoty
W wakacje, po rozwiązaniu z Lekaro umowy na odbiór śmieci z Mokotowa, miasto ogłosiło przetarg na nowego wykonawcę. Nie udało się go jednak rozstrzygnąć, więc powierzyło zadanie w trybie zamówienia z wolnej ręki MPO, własnej spółce komunalnej, (wówczas obsługiwała ona nieco ponad 50 proc. terenu Warszawy). Zanim MPO poradziła sobie z nowym zadaniem, w niektórych częściach Mokotowa sterty worków ze śmieciami tygodniami zalegały na śmietnikach i przed domami.
— Problemy ze zmianą operatora w ciągu pierwszych tygodni dotyczyły tylko niewielkiej części punktów odbioru, których na Mokotowie jest prawie 10 tys. Cały czas w terenie są nasi pracownicy, którzy wspólnie z funkcjonariuszami Straży Miejskiej monitorują sytuację. Z danych wynika, że sytuacja na Mokotowie się ustabilizowała — wyjaśnia Justyna Michalak z Urzędu Miasta.
W tym samym czasie miasto wypowiedziało umowy dotyczące innych dzielnic obsługiwanych przez Lekaro, a także spółce SUEZ Polska (dawniej SITA Polska), odbierającej odpady z Ursynowa i Wilanowa. Nie miało to jednak tak dramatycznych konsekwencji jak na Mokotowie.
Ratusz chce się rozliczyć z sierpniowego kryzysu, zwłaszcza że kolejny zbliża się wielkimi krokami. 31 grudnia kończą się umowy ze wszystkimi operatorami — w związku z tym miasto ogłosiło przetarg na nowych wykonawców dla wszystkich dzielnic. Zdaniem naszych rozmówców, zbyt późno i nie ma nawet najmniejszych szans na podpisanie umów w tym terminie. Dodatkowym problemem jest to, że Krajowa Izba Odwoławcza (KIO) uwzględniła część zarzutów spółek starających się o zamówienie dotyczących specyfikacji istotnych warunków zamówienia (SIWZ). Nakazała miastu zagwarantowanie zwycięzcom, że będą mieli minimum trzy miesiące na przygotowanie się do zadania.
— Uzasadnienie wyroku wpłynęło już do urzędu. Wprowadziliśmy zmiany w SIWZ, które wynikały z wyroku KIO. Przygotowujemy zmiany do publikacji, która powinna nastąpić w ciągu najbliższych dni — informuje Justyna Michalak.
Urzędnicy liczą na to, że otwarcie ofert nastąpi do 4 grudnia. Co będzie dalej? Wiadomo, że wiele przedsiębiorstw, w tym Lekaro, jest zainteresowanych zamówieniem, choć czekają, aż miasto określi ostateczne warunki. Jeśli nie uda się rozstrzygnąć przetargu przed Nowym Rokiem, miasto może negocjować przedłużenie umów z dotychczasowymi operatorami lub powierzyć zadanie MPO.
Problemy
Nie tylko odbiór odpadów powinien spędzać sen z powiek urzędnikom miasta. Śmieci, które spółki odbierają ze śmietników i spod domów, muszą być zagospodarowane — trafiają do sortowni, na wysypiska, do utylizacji. Niedawno Mazowiecki Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska zdecydował o zamknięciu należącej do MPO instalacji do biologiczno-mechanicznego przetwarzania odpadów w Radiowie, cofając spółce licencję. Powodem było zagrożenie dla zdrowia mieszkańców. Od zamknięcia instalacji w Radiowie — wynika z informacji przekazanych przez MPO — zmieszane odpady komunalne przekazywanie są do utylizacji w zakładach wybranych w przetargu firm: Remondis, PPHU Lekaro i PU Hetman oraz Miejskiego Zakładu Oczyszczania w Pruszkowie. Żaden z nich nie ma obecnie prawomocnego pozwolenia na działanie, grozi im zamknięcie — w tej sprawie o interwencję do ministra środowiska apelował ostatnio marszałek Mazowsza, który ostrzegał, że niedługo „będziemy mieć Neapol w Warszawie”. Z jego listu wynika, że obecnie w rejonie stolicy tylko jedna prywatna instalacja ma dziś prawomocne pozwolenie. Należy do firmy Byś, która nie startowała w przetargu MPO.