Był to jeden z tematów spotkania Woźniaka z komisarzem ds. przemysłu Guenterem Verheugenem.
"Rozmawialiśmy na temat stoczni. Potrzebujemy więcej czasu na rozwiązanie tej sprawy" - powiedział Woźniak po spotkaniu. "Potrzebujemy kilku miesięcy" - sprecyzował.
Dopytywany, na jaki termin liczy, odparł, że zależy to od przebiegu prywatyzacji zakładu. "To jest kwestia tego, czy się konkretny inwestor pojawi i w jakim tempie będziemy negocjować. Narzucanie ścisłych terminów jest niekorzystne" - powiedział.
Zadeklarował, że stocznia zostanie sprzedana "inwestorowi branżowemu". "To musi być ktoś, to ma wiarygodne, długofalowe plany utrzymania stoczni w tym przemyśle" - tłumaczył.
Komisja Europejska tłumaczy, że nie chce zamknięcia Stoczni Gdańsk, ale konieczne jest ograniczenie produkcji, bowiem zakład mimo otrzymanej pomocy publicznej nie dokonał restrukturyzacji.
W lipcu Komisja Europejska postawiła ultimatum, dając Polsce miesiąc na przedstawienie planów redukcji mocy produkcyjnych stoczni. KE żąda zamknięcia dwóch z trzech pochylni. Jeśli to nie nastąpi, gdański zakład będzie musiał zwrócić pomoc publiczną, jaką dostał od polskiego rządu po 1 maja 2004 roku, czyli po przystąpieniu Polski do UE. Może chodzić o kwotę nawet 100 mln zł.
Ministerstwo Gospodarki, udzielając 20 sierpnia Komisji Europejskiej odpowiedzi, uznało, że aby Stocznia Gdańsk była rentowna, potrzebne są dwie pochylnie. Komisja wciąż analizuje przesłane przez polski rząd dokumenty. Nieoficjalnie w Brukseli mówi się, że KE podejmie decyzję najwcześniej w drugiej połowie przyszłego miesiąca, najpewniej już po wyborach parlamentarnych.
"Pewnie mamy jakieś dwa miesiące, ale czy to starczy - nie wiem" - powiedział w Brukseli Woźniak.
Michał Kot (PAP)