Gdy na przełomie października i listopada 2020 r. Allegro było wyceniane na GPW na ponad 90 mld zł, pozostałe spółki były daleko w tyle. Od kilku miesięcy jego kapitalizacja nie przekracza jednak 30 mld zł, więc na szczycie zrobiło się tłoczno.
Podczas wtorkowej sesji wartość Dino sięgnęła w pewnym momencie 33,4 mld zł, a spółka zakończyła dzień z mianem najwięcej wartej wśród polskich na warszawskim parkiecie. W środę, 6 lipca, po spadku notowań była jeszcze przed PGNiG, ale ustępowała już drugiemu z państwowych gigantów: PKO BP.
Dino lekarstwem na recesję
Łukasz Wachełko, analityk Wood & Company, uważa, że tymczasowa słabość pozostałych spółek z grona tych największych (np. notowania PKO BP straciły w miesiąc ok. 15 proc,) jest tylko jednym z czynników, których efektem było znalezienie się Dino na szczycie GPW.
– Dino to chyba jeden z lepszych pomysłów na ochronę przed inflacją. To spółka defensywna – w sytuacji oczekiwania spowolnienia gospodarczego podstawowe produkty, którymi ona handluje, wciąż powinny znajdować klientów – mówi Łukasz Wachełko.
– Jeżeli przyjmiemy scenariusz recesji, o której mówi się coraz głośniej, to takie spółki jak Dino są w pewnym stopniu bezpieczną przystanią. Musimy coś jeść i gdzieś kupić produkty, więc w obszarze konsumenckim sieci sklepów spożywczych są w mojej ocenie w lepszej sytuacji niż np. gastronomiczny AmRest. Nasuwa się jednak pytanie, czy to wystarczający argument do wzrostu kursu – dodaje Adrian Górniak, analityk Ipopemy Securities.
PKO BP | 33 |
Dino Polska | 32,5 |
PGNiG | 32 |
MOL | 29,4 |
PKN Orlen | 29 |
Allegro | 27 |
PZU | 25,1 |
Spółki z największą kapitalizacją na GPW (w mld zł)
Nie zawieść oczekiwań
Dino otworzyło w 2021 r. najwięcej sklepów w swojej historii (343), a w pierwszej połowie tego roku uruchomiło ich 162 w porównaniu do 150 rok wcześniej. Na koniec czerwca miało 1975 marketów o łącznej powierzchni 775 tys. m kw. Zdaniem Łukasza Wachełki głównym atutem tej sieci jest to, że jako jedyny spory gracz wchodzi z dużymi sklepami, szeroką ofertą i niską ceną do mniejszych miejscowości.
– Dino wypełniło w ten sposób lukę pozostawioną przez Biedronkę, która trochę zaniedbała mniejsze miejscowości kosztem ekspansji w tych dużych – zauważa Łukasz Wachełko.
Adrian Górniak dostrzega wciąż dużą przestrzeń do powiększania sieci przez tę spółkę. I to w dwóch wymiarach.
– Po pierwsze, jest ona mocno zagęszczona na zachodzie Polski, ale na południu czy wschodzie wciąż jeszcze nie. Po drugie, średni metraż sklepów Dino to ok. 300-400 mkw. w porównaniu np. do ok.700-800. mkw. Biedronki. To oznacza, że placówki pierwszej z tych firm mogą sprzedawać mniej, by dobrze zarabiać, a więc mogą otwierać się z sukcesem w mniejszych miejscowościach – podkreśla analityk Ipopemy.
Specjalista dodaje, że inwestorzy doceniają spółki spełniające obietnice, a Dino od lat realizuje zapowiedzi powiększania sieci, a wyniki są regularnie w dużej mierze zbieżne z konsensem prognoz analityków.
– Dopóki to się nie zmieni, to nie widzę znaczącego powodu – poza ewentualnym ogólnorynkowym pogorszeniem sentymentu do akcji – do obsunięcia się jego notowań – mówi Adrian Górniak.
Dino jest jedną z najbardziej rozchwytywanych spółek przez drobnych inwestorów. Znalazło się też w gronie tych, których akcje – zdaniem analityków BM BNP Paribas – warto mieć w portfelu.

Konkurencja nie śpi
Dla wartości Dino istnieją też pewne czynniki ryzyka, a Adrian Górniak za główny – pomijając sytuację gospodarki – uznaje dużą konkurencyjność rynku. Jego liderem jest Biedronka i wszyscy konkurencji reagują na to, co ona robi z cenami. Zarząd Jeronimo Martins zapowiedział na początku roku, że jest gotów „inwestować w ceny” kosztem marży.
– Po wynikach spółek za pierwszy kwartał nie było jednak widać znaczącego spadku rentowności, niemniej ten czynnik pozostaje istotny. Do tego dochodzą inne, jak presja na wzrost wynagrodzeń – co jednak pobudza jednocześnie popyt – oraz potencjalny brak zaopatrzenia w część produktów spożywczych w związku z wojną w Ukrainie – wylicza Adrian Górniak.
W ocenie Łukasza Wachełki wpłynąć negatywnie na postrzeganie Dino może – bo jak dotąd wpływu tego na wyniki nie widać – jednolita sieć sklepów. Tłumaczy, że z jednej strony pomaga to ograniczyć koszty logistyki, ale z drugiej klienci w różnych częściach Polski mają różne potrzeby i mogą oczekiwać innych produktów i marek, a w Dino wszędzie dostają to samo.
– W dłuższej perspektywie firmie może szkodzić też to, że trzyma się od internetu najdalej z wszystkich dużych konkurentów – nie ma nawet karty lojalnościowej, więc nie zbiera danych o klientach, nie współpracuje też z żadnym dostawcą produktów. Na razie to nie problem, ponieważ polski rynek e-grocery jest w powijakach i nic nie wskazuje, by Polacy masowo przenieśli zakupy spożywcze do sieci. Niemniej gdy wyścig o klienta w tym obszarze rozpocznie się na poważnie, to Dino będzie startować z ostatniej pozycji – podsumowuje analityk Wood & Company.