Kreatywna księgowość w SK Banku i Dolcanie

Dawid TokarzDawid Tokarz
opublikowano: 2023-01-09 20:00

SK Bank oszukał obligatariuszy i deponentów co do swojej dobrej kondycji, a nierzetelnie księgi prowadziła też grupa Dolcan, jego największy klient — wynika z ustaleń prokuratury.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Tydzień temu, na podstawie akt sądowych, ujawniliśmy w PB kulisy afery dotyczącej działania na szkodę Spółdzielczego Banku Rzemiosła i Rolnictwa (SK Bank) przy udzielaniu kredytów na rzecz grupy deweloperskiej Dolcan. Opisane przez nas zarzuty niegospodarności na kwotę ponad 1,6 mld zł są najpoważniejsze w tej sprawie, ale niejedyne. Akt oskarżenia dotyczy też oszustw i licznych naruszeń ustaw o obligacjach, ofercie publicznej i rachunkowości.

Jak koszty zwiększały aktywa

Z ustaleń prokuratury oraz wcześniejszego śledztwa dziennikarskiego PB wynika, że aż połowa kredytów, udzielonych przez SK Bank — ponad 1,4 mld zł z 2,8 mld zł — trafiła do grupy ponad 50 firm powiązanych z Dolcanem. Przy czym bezpośrednio na grupę Dolcan przypadała niewielka część tej kwoty, a większość stanowiły długi zaciągnięte za pośrednictwem spółek powiązanych z nią nieformalnie, których udziałowcami i prezesami byli pracownicy Dolcanu oraz członkowie ich rodzin.

Dzięki takiemu układowi SK Bank wykazywał, że nie przekracza prawnego limitu, zgodnie z którym podmiotom powiązanym nie można pożyczyć więcej niż równowartość 25 proc. funduszy własnych banku. Skala kredytowania nieformalnej grupy firm mogła rosnąć także dlatego, że kredytobiorcy płacili SK Bankowi wysoką prowizję, tzw. wpisowe (6-12 proc. wartości pożyczek), które na papierze zwiększało fundusze banku, a w konsekwencji jego akcję kredytową.

Ujmowanie wpisowego jako składnika kapitałów własnych SK Banku biegli powołani przez prokuraturę uznali jednak za naruszenie ustawy o rachunkowości. Tak samo jak złą wycenę portfela kredytowego i zaniżanie wymaganych rezerw celowych. To dlatego Jan B., wieloletni prezes SK Banku, oraz inni członkowie jego zarządu usłyszeli zarzuty dotyczące prowadzenia nierzetelnych ksiąg banku w latach 2011-15.

O naruszenie ustawy o rachunkowości śledczy oskarżyli też prezesów firm z nieformalnej grupy Dolcan, którzy mieli zawyżać wyniki i kapitały własne poszczególnych spółek. W tym wypadku kreatywna księgowość miała polegać m.in. na ujmowaniu w aktywach faktycznie bezwartościowych pożyczek udzielonych innym firmom z grupy, a w przychodach finansowych odsetek od tych pożyczek oraz na takim księgowaniu kosztów obsługi zadłużenia kredytowego, że te… powiększały aktywa. Biegli wyliczyli, że w wyniku tego typu księgowych sztuczek już po 2013 r. kapitały własne firm z nieformalnej grupy Dolcan zawyżone były o ponad 80 mln zł. Dzięki temu rzekomo zdrowe spółki mogły brać coraz większe kredyty.

Nie przyznają się do winy:
Nie przyznają się do winy:
Zarówno Jan B., wieloletni prezes SK Banku (z lewej), jak też Sławomir D., właściciel Dolcanu, nie przyznają się do żadnego z zarzutów. Ich strategia obrony jest jednak różna. Pierwszy złożył przed prokuraturą obszerne wyjaśnienia, drugi skorzystał z prawa do odmowy ich składania.
MAREK BICZYK NEWSPIX, Marek Wiśniewski

Straty obligatariuszy i deponentów

Równocześnie SK Bank zdobywał kapitał ze sprzedaży obligacji. W latach 2011-15 wyemitował i wprowadził na rynek Catalyst papiery o łącznej wartości 75 mln zł, które później nie zostały wykupione. Zdaniem prokuratury w dokumentach dotyczących emisji i dopuszczania obligacji do obrotu bank podawał nieprawdziwe informacje. To dlatego Jan B. i inni członkowie zarządu SK Banku oskarżeni są o oszukanie obligatariuszy, a także naruszenie ustaw o obligacjach i ofercie publicznej.

Wśród obligatariuszy, którzy musieli pogodzić się ze stratami, są zarówno osoby fizyczne, jak też instytucje. Z tych drugich najbardziej uderzone po kieszeni zostały życiowe towarzystwa ubezpieczeniowe Warta (10 mln zł) i Europa (7,1 mln zł), fundusze inwestycyjne zarządzane przez Copernicus Capital TFI (8,1 mln zł) i BPS TFI (8,2 mln zł), a także Uczelnia Warszawska im. Marii Curie- Skłodowskiej (5,7 mln zł), Totalizator Sportowy (4,9 mln zł) oraz Fundacja Europejski Fundusz Rozwoju Wsi Polskiej (4,6 mln zł).

Według prokuratury władze SK Banku oszukały też tzw. nadgwarantów, czyli deponentów, którzy mieli ulokowane w banku kwoty większe niż równowartość gwarantowanych przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny 100 tys. EUR. Zdaniem śledczych Jan B. i czterech innych członków zarządu SK Banku wprowadzili ich w błąd „co do bezpieczeństwa środków i zdolności banku do wywiązania się ze zobowiązań”.

W zarzutach jest mowa o ponad 385 mln zł, czyli kwocie, jaką „nadgwaranci” ulokowali w SK Banku. Ich rzeczywiste straty są znacznie niższe, ale i tak sięgają aż 79,1 mln zł. W tym wypadku najbardziej poszkodowanych jest kilka osób fizycznych (każda z nich utopiła ponad 1 mln zł), podwarszawskie gminy Wieliszew (niecałe 2,5 mln zł) i Ząbki (niecałe 2,4 mln zł), śląskie spółdzielnie mieszkaniowe: Górnik z Katowic i Orłowiec z Rydułtów, a także szpital powiatowy w Zawierciu (1 mln zł).

Poznaj program konferencji “CFO Excellence”, 19 stycznia 2023, online >>

Poszkodowani: lepsi i gorsi

Kilka lat temu „nadgwaranci” liczyli, że odzyskają pieniądze po tym, jak syndykowi uda się sprzedać SK Bank w całości. Jednak zgodnie z przewidywaniami PB żaden z banków nie chciał przejąć tego, co zostało po niegdyś największym banku spółdzielczym w Polsce. W tej sytuacji jedyną nadzieją deponentów stało się naprawienie ich szkód przy okazji procesu karnego — po ewentualnych prawomocnych wyrokach skazujących. Proces potrwa jednak wiele lat, bo — jak pisał PB — w sprawie jest prawie 100 oskarżonych i ponad 450 świadków.

Zdecydowana większość oskarżonych nie przyznaje się do popełnienia zarzucanych im przestępstw, a swoją winę uznaje zaledwie kilkanaście osób. Ci ostatni składają wnioski o dobrowolnie poddanie się karze, przewidujące dla nich wyroki więzienia w zawieszeniu, grzywny po kilkadziesiąt tysięcy złotych i obowiązek „częściowego naprawienia szkód” w zakresie od 10 do 100 tys. zł.

Beneficjentem tych ostatnich sum nie mają być jednak „nadgwaranci”, lecz syndyk SK Banku jako główny pokrzywdzony w sprawie. To z nim bowiem i z prokuraturą skruszeni oskarżeni negocjują swoje wyroki. O tym, czy uwzględnić wnioski o dobrowolne poddanie się karze, zdecyduje sąd. Na razie zasypywany jest pismami deponentów banku, którzy sprzeciwiają się wydawaniu wyroków nie uwzględniających pokrycia również ich szkód.