1 października w amerykańskich portach rozpoczął się strajk dokerów.
— Objął 36 portów na Wschodnim Wybrzeżu oraz w Zatoce Meksykańskiej. Niewątpliwie wpłynie na globalne łańcuchy dostaw. Te terminale mają duże znaczenie dla międzynarodowej wymiany handlowej. Są to kluczowe węzły dla transportu towarów z i do Azji, Oceanii czy Europy, w tym także Polski. Problemy mogą dotyczyć blisko 15 proc. światowych rejsów — mówi Beata Kostecka, ekspertka z Rohlig SUUS Logistics.
Pracownicy portów domagają się podwyżek płac o 50 proc., trzykrotnego zwiększenia zaangażowania finansowego pracodawców w świadczenia emerytalne, zwiększenia zakresu opłacanej przez pracodawców opieki zdrowotnej i ograniczenia automatyzacji urządzeń załadunkowych.
Skutki ich protestu odczują m.in. przewoźnicy drogowi.
- Niektóre statki mogą być przekierowywane do portów nieobjętych strajkiem, ale wiele z nich będzie zmuszonych czekać na redzie, aż do zakończenia protestu. Odbije się on także na transporcie drogowym. Po zakończeniu strajku będzie odczuwalny wzmożony ruch aut przewożących w Stanach Zjednoczonych towary do miejsc docelowych. Jeżeli dostępność kierowców będzie ograniczona, dojdzie do przestojów kontenerów w portach, podobnie jak podczas pandemii - twierdzi Dominika Kubecka, starszy kierownik produktu morskiego FCL Polska , DSV – Global Transport and Logistics.
Zarządzanie kryzysowe
O tym, jak minął pierwszy dzień strajku portowego, opowiada Mia Ginter, dyrektorka ds. transportu morskiego w Ameryce Północnej w firmie CH Robinson.
— Przed strajkiem pracowaliśmy do ostatniej chwili przed wypłynięciem ostatnich statków i zamknięciem terminali. Dla jednego z klientów eksportowych mieliśmy zaplanowane dwa kontenery chłodnicze, które miały wypłynąć z portu w Savannah do Japonii. Jednak statek przyspieszył harmonogram o jeden dzień z obawy przed utknięciem w porcie. W rezultacie załadowano tylko jeden kontener, a drugi pozostał na miejscu. Nasze zespoły szybko zareagowały, kierując kontener chłodniczy na kolej. Obecnie jest w drodze na Zachodnie Wybrzeże USA, gdzie zostanie załadowany i będzie kontynuował podróż do Japonii, unikając potencjalnego zepsucia produktów. Dla innego klienta kontener miał wypłynąć z portu w Savannah, ale w ostatniej chwili poinformowano nas, że statek pomija ten port. Wykorzystując naszą sieć transportu dalekobieżnego, przeładowaliśmy kontener i przewieźliśmy go do Norfolk — informuje Mia Ginter.
W tamtym porcie udało się zdążyć na statek. Mia Ginter podkreśla, że strajk portowy nie jest jedyną przyczyną zakłóceń.
— Mamy również do czynienia ze skutkami huraganu Helene oraz strajku w porcie w Montrealu, który zwykle służy jako punkt awaryjny. Huragan Helene, który spowodował powodzie i przerwy w dostawie prądu na południowym wschodzie USA, uniemożliwił niektórym importerom przemieszczenie kontenerów poza port przed rozpoczęciem strajku. Zablokowane kontenery prawdopodobnie przyczynią się do zatorów portowych, które są spodziewane po ponownym otwarciu portów. Usługi śródlądowe również będą musiały zostać odbudowane po huraganie, co dodatkowo zwiększy zakłócenia śródlądowe spowodowane strajkami — dodaje Mia Ginter.
Alternatywny transport
Znalezienie alternatywy dla przewozu towarów ze wschodnich portów USA jest dużym wyzwaniem.
— Dostawa przez porty zachodnie i konieczność transportowania ładunku do wschodniej części kraju wymaga długiego przewozu drogowego czy kolejowego po kontynencie amerykańskim. Dopłynięcie do portów zachodnich statków z Europy wiąże się z koniecznością przeprawy przez Kanał Panamski, który raz po raz zmaga się z problemami z przepustowością spowodowanymi m.in. zmianą klimatu i niskim poziomem wody. W Kanadzie także są protesty, a nawet jeśli tamte terminale pracowałyby normalnie, to mogą być alternatywą dla Detroit czy Chicago, ale nie dla portów w Zatoce Meksykańskiej. Pozostaje jeszcze transport lotniczy. Jest to jednak znacznie droższa opcja i mająca ograniczenia pod względem ładowności — twierdzi Beata Kostecka.
Mia Ginter uważa, że wykorzystanie transportu lotniczego może być konieczne, zwłaszcza dla branż takich jak motoryzacyjna. PB pisał już, że w wyniku strajku najbardziej ucierpią sektory samochodowy i farmaceutyczny.
Eksperci spodziewają się też podwyżki frachtów morskich.
- Prawdopodobne jest, że importerzy będą szukać alternatywnych tras, co zwiększy presję na dostawy do portów niemierzących się z paraliżem, a także zwiększy popyt na transport lotniczy. W transporcie morskim natomiast – ze względu na ograniczoną przepustowość portów, przekierowania i rosnące opóźnienia – spodziewany jest wzrost stawek frachtowych. Brak pustych kontenerów z powodu ich uwięzienia w portach objętych strajkiem także będzie zapewne powodem podwyżek na wielu trasach - twierdzi Dominika Kubecka.