30 kwietnia Grupa Idea — czyli bank, wokół którego zbudowano wianuszek spółek zależnych finansujących małe i średnie firmy — opublikowała raport finansowy za 2018 r. Z dokumentu wynika, że zamknęła okres rozliczeniowy na ogromnym minusie — odnotowała niemal 1,9 mld zł skonsolidowanej straty netto. Skalę problemu najlepiej odzwierciedlają wskaźniki kapitałowe: łączny współczynnik, TCR, obniżył się z 12,8 proc. na koniec 2017 r. do 2,74 proc. na koniec 2018 r., a Tier 1 z spadł z 11,37 proc. do 1,35 proc. Minimalne progi określane przez nadzór wynoszą odpowiednio 8 i 6 proc. Oznacza to, że Idea na cito potrzebuje finansowej kroplówki sięgającej 1,3 mld zł.

Bank na świeczniku
Bank przekonuje, że nie grozi mu bankructwo, a gigantyczna strata to rachunek za błędy przeszłości. Apeluje też do mediów o ważenie słów, aby nie przestraszyć klientów, bo od ich depozytów w dużej mierze zależy przyszłość Idei.
— Idea Bank ma bardzo wysoki wskaźnik płynnościowy LCR [ilość nieobciążonych wysokojakościowych aktywów względem gotówkowych wypływów — red.] — na poziomie niemal 230 proc., przy wymogu regulacyjnym na poziomie 100 proc. Nie ma więc zagrożenia bankructwem. Mamy silną bazę klientów, którzy nas znają, ufają nam i wiedzą, że naszym głównym celem jest odbudowa pozycji kapitałowej oraz rentowności. Działamy normalnie, realizujemy wszystkie zlecenia — mówi Alina Gużyńska, dyrektor biura komunikacji korporacyjnej w Idei.
Zarząd opracował różne scenariusze wyjścia z finansowej zapaści. Najbardziej optymistyczny zakłada powrót banku do zdrowia dzięki pieniądzom od zewnętrznego inwestora, a mniej optymistyczny — autosanację, czyli próbę podniesienia się o własnych siłach. Grupa pozyskałaby kapitał, przeprowadzając emisję akcji i sprzedając około połowy aktywów.
Bolesna szczerość
Problemy wypłynęły latem zeszłego roku. We wrześniu zarząd przedstawił plan naprawczy, zgodnie z którym bank wycofał się ze sprzedaży wysokomarżowych, ale ryzykownych instrumentów inwestycyjnych (np. obligacji GetBacku) i ubezpieczeń, którymi przez lata pompował wynik, i które de facto doprowadziły go na skraj przepaści. Po restrukturyzacji chce zarabiać wyłącznie na stricte bankowej ofercie dla przedsiębiorców (rachunkach, lokatach, kredytach) i leasingu.
Zarząd liczył, że do 26 kwietnia tego roku, czyli do czasu publikacji raportu rocznego (ostatecznie termin przesunięto na 30 kwietnia), uda mu się pozyskać gotówkę na zasypanie dziury po czyszczeniu bilansu ze złogów (łączna kwota rezerw i odpisów obciążających zeszłoroczny wynik i kapitały grupy sięgnęła prawie 1,5 mld zł). Tak się jednak nie stało, szanse na uratowanie Idei bez inwestora spadły niemal do zera, a plan naprawczy wymaga aktualizacji. Alina Gużyńska twierdzi, że scenariusze planu naprawczego są konsultowane na bieżąco z Komisją Nadzoru Finansowego (KNF).
— Zaraportowane dzisiaj straty są spowodowane rzetelnym przeliczeniem wartości aktywów banku. To są twarde dane, pokazanie ich nie było łatwe, ale to jedyna właściwa droga do realizacji scenariusza wzmocnienia kapitałowego przez inwestora finansowego — mówi przedstawicielka Idei.
Jerzy Pruski, prezes Idei, poinformował w zeszłym tygodniu, że Idea jest w trakcie rozmów z inwestorami. Due diligence, czyli dogłębne i wielopoziomowe badanie kondycji firmy, powinno zakończyć się pod koniec maja, najpóźniej w czerwcu. Do tego czasu powinni również wyłonić się chętni na Ideę.
Wiara nadzoru
— W sprawie ratowania Idea liczy się czas. Każdy dzień zwłoki działa na niekorzyść banku. Akcja dokapitalizowania musi być przeprowadzona niezwłocznie. Dlatego uważam, że najlepszym rozwiązaniem w tej sytuacji byłoby przejęcie Idei przez państwowe banki: PKO BP, Pekao, Alior. Ewentualnie, ze względu na skalę działalności, do grona przejmujących mógłby dołączyć Santander, będący bankiem komercyjnym. W zamian za to można by je okresowo zwolnić z płacenia składki na Bankowy Fundusz Gwarancyjny. To rozwiązanie zdjęłoby z Idei ciężar pozyskiwania drogiego kapitał na prowadzenie akcji kredytowej — twierdzi analityk, zastrzegając anonimowość.
Wychodzenie z kryzysu płynnościowego, który wybuchł w listopadzie zeszłego roku po ujawnieniu nagrania rozmowy Leszek Czarneckiego, głównego udziałowca Idei i Getin Noble Banku (również w trakcie restrukturyzacji), z Markiem Chrzanowskim, byłym przewodniczącym Komisji Nadzoru Finansowego (KNF), słono kosztuje Ideę. Bank wyszedł do konsumentów z ofertą lokat oprocentowanych na około 4 proc., czyli wyżej, niż oferuje reszta sektora. Scenariusza ratowania Idei przez państwowe banki nie przewiduje Mateusz Morawiecki, pytany przez portal Money.pl. Szef rządu i były prezes banku podkreśla, że sektor finansowy jest bezpieczny.
— Nie pozostaje nam nic innego, jak uwierzyć w plan naprawczy zarządu. Wszystko wskazuje na to, że wierzy w niego również nadzór. KNF, pomimo że kapitały Idei spadły niemal do zera — o czym urząd musiał wiedzieć wcześniej, bo co miesiąc dostaje raporty od banku — nie zdecydował się na przymusową restrukturyzację — mówi analityk, który również chce pozostać anonimowy.
Co zrobi Idea, jeśli inwestor jednak się nie znajdzie?
— Być może na stole wciąż leży aktualna oferta głównego udziałowca Idei i Getin Noble Banku, który w zeszłym roku obiecał dokapitalizować swoje banki — zauważa analityk.
Wiosną zeszłego roku Leszek Czarnecki zagwarantował, że do końca 2019 r. dokapitalizuje z własnych pieniędzy miliardem złotych Getin (dotychczas biznesmen wyłożył na jego ratowanie 400 mln zł) i 50 mln zł Ideę.
— Byłoby to pożądane ze strony większościowego akcjonariusza. Z drugiej strony, czy opłaca mu się inwestować w biznes, który przepala pieniądze — zastanawia się analityk.
Czarny scenariusz
Jeśli nie znajdzie się inwestor, Idei pozostanie przymusowa restrukturyzacja. Przeprowadzić ją można pod warunkiem, że spełnione zostaną trzy ustawowe przesłanki: podmiot jest zagrożony upadłością, nie da się zrealizować planów naprawczych, a podjęcie działań jest konieczne w interesie publicznym — zarówno konsumentów, jak i utrzymania stabilności sektora finansowego. Wówczas kontrolę nad procesem uzdrawiania przejmuje Bankowy Fundusz Gwarancyjny (BFG).
— Najgorsze, co może teraz spotkać zarówno Ideę, jak i Getin, to przerażeni klienci, wypłacający swoje pieniądze. W obu instytucjach, według stanu na koniec 2018 r., klienci zdeponowali łącznie ponad 50 mld zł. BFG gwarantuje depozyty do równowartości 100 tys. EUR. Jeśli nie wystarczy pieniędzy zgromadzonych w funduszu na oddanie ich klientom banku, to ze swojej kieszeni będą musiały dorzucić inne banki, które również mają ograniczone możliwości. Jeśli kwota nadal byłaby niewystarczająca, a to jest bardzo prawdopodobne, to niezbędne byłoby wsparcie z budżetu państwa. W roku wyborczym taki obrót sytuacji byłby bardzo zły i raczej nikt do tego nie dopuści — uważa analityk.
20,4 mld zł Tyle warte były aktywa Idea Banku na koniec 2018 roku...
18 mld zł ...a taka była wartość ulokowanych w nim depozytów.