Fluency, fintech założony przez Polaków na Wyspach Brytyjskich, przez ostatnie dwa lata równolegle rozwijał dwie linie biznesowe. Pierwsza to hybrydowy neobank dla klientów indywidualnych, który łączy dwa światy: waluty fiducjarne z kryptowalutami. Spółka posiada licencję e-money, którą może posiłkować się w 30 europejskich krajach (w ramach strefy wolnego handlu i wspólnego rynku), a także współpracuje z partnerami biznesowymi z Wielkiej Brytanii i Szwajcarii. Druga noga biznesowa to unikatowe rozwiązanie technologiczne, umożliwiające kreację cyfrowego pieniądza oraz zarządzanie nim. Pod koniec 2020 r. firma stanęła na rozdrożu.
Gorący temat
— Ukończyliśmy prace nad bankiem kryptowalutowym i byliśmy już gotowi do startu operacyjnego, gdy pojawiła się szansa na współpracę z bankami centralnymi w zakresie cyfrowych walut. Niestety te linie biznesowe mają konflikt interesów: CBDC (waluta cyfrowa banku centralnego) opiera się na scentralizowanej technologii blockchain, podczas gdy kryptobank integruje konto walutowe ze zdecentralizowanymi kryptowalutami. Musieliśmy wybrać jedną z nich. Postawiliśmy na CDBC — informuje Inga Mullins, CEO Fluency.

Przypomnijmy, że CBDC to młoda koncepcja, którą obecnie zgłębia ponad 80 proc. banków centralnych na świecie. Bardzo zaawansowane prace w tym zakresie prowadzą Chiny, Szwecja, Kanada czy Ekwador. W ciągu najbliższych kilku lat na rynek ma trafić także cyfrowe euro. Pod koniec grudnia zeszłego roku Europejski Bank Centralny (EBC) ogłosił przetarg dotyczący stworzenia systemu pod e-euro, do którego zgłosiło się Fluency i nie odpadło w przedbiegach. Do połowy lutego ma czas na złożenie kompletu dokumentów.
— Wokół CBDC wyrośnie ogromny rynek — porównywalny z rozwojem internetu. Przykładowo, po świecie krąży 37 bln USD w gotówce. Z czasem pieniądz papierowy zostanie zastąpiony cyfrowym, co pokazuje potencjał biznesowy. Naszymi pierwszymi klientami mogą być banki centralne – z kilkoma prowadzimy już rozmowy. Kolejnymi mogą być natomiast banki komercyjne, merchanci, a także użytkownicy końcowi, w przypadku których przejście od pieniądza elektronicznego do cyfrowego będzie bardzo płynne, wręcz niezauważalne — mówi szefowa Fluency.
Fintech posiada już proof-of-concept scentralizowanego blockchaina i szykuje się do opatentowania wynalazku. Stosowny wniosek planuje złożyć jeszcze w tym miesiącu.
Zastrzyk kapitału
Inga Mullis jest większościowym udziałowcem, współzałożycielką i prezesem Fluency. Ostatnia wycena spółki wynosiła ok. 42 mln zł. W rundzie seed, która otworzyła się w na początku zeszłorocznych wakacji, a zamknęła w grudniu 2020 r., start-up pozyskał od inwestorów — głownie od aniołów biznesu — 3,1 mln zł. W spółkę uwierzył m.in. Jarosław Sobolewski. Według portalu Linkedin od 3 lat jest prezesem w firmie Storgen. W przeszłości przez wiele lat kierował Polskim Bankiem Komórek Macierzystych (PBKM), którego był założycielem. Ponadto, we Fluency zainwestował także Kajetan Wojnicz — członek rad nadzorczych w spółkach giełdowych: Gaming Factory, Berling, Comp, Elzab, a wcześniej Relpol, Admiral Boats, Plastbox, MNI, Plasma System. Współzakładał biura maklerskie BPH i WBK. Trzecim inwestorem jest Tomasz Kaźmierowski, jeden ze współzałożycieli banku internetowego Inteligo, przejętego przez PKO BP.
Fluency ma pewne finansowanie na najbliższy rok. Liczy na owocne negocjacje z bankami centralnymi, co wywindowałoby wycenę spółki i przyciągnęło nowych inwestorów. Obecnie fintech zatrudnia około 20 osób. W większości są to programiści pracujący w krakowskim biurze. Przed spółką wciąż sprzedaż kryptobanku. Ile na tym zarobi? Na tym etapie Fluency nie ujawnia tej informacji. Rozmowy z potencjalnymi kupcami już trwają. Wśród zainteresowanych są firmy europejskie, głównie z Wielkiej Brytanii i Polski, które działają na rynku transferów międzynarodowych. Zainteresowany jest również operator telekomunikacyjny z Wysp.
— Nasz kryptowalutowy neobank jeszcze nie ruszył operacyjnie, a na listę klientów oczekujących wpisało się jak dotąd ponad 30 tys. osób. Gdyby nie pandemia, wystartowalibyśmy w połowie 2020 r. — mówi szefowa Fluency.
CBCD to obiecujący rynek, który wkracza w fazę dynamicznego rozwoju. Wokół koncepcji cyfrowego pieniądza będą wyrastać wartościowe spółki. W tym roku powinniśmy obserwować pierwsze partnerstwa banków centralnych z biznesem, a w przyszłym – kilka pilotażowych projektów. Coinfirm [firma specjalizująca się w zabezpieczaniu transakcji realizowanych za pośrednictwem blockchaina przed praniem pieniędzy i finansowaniem terroryzmu - red.] zaangażowany jest w kilka inicjatyw dotyczących CBDC. W ciągu miesiąca ogłosimy kontrakt z jednym z europejskich rządów w tym zakresie - będzie to pierwszy tego typu projekt w Europie.
Na tym etapie trudno szacować wartość rynku, jaki wyrośnie wokół koncepcji CBDC, ale jest to bardzo ciekawy i przyszłościowy kierunek rozwoju. W poszczególnych państwach krystalizują się różne koncepcje: począwszy od takiej, która zakłada bezpośrednią relację banku centralnego z końcowym użytkownikiem, po taką, gdzie jest miejsce dla wszystkich uczestników sektora finansowego, których mamy obecnie: dystrybucja e-pieniądza realizowana będzie wciąż przez banki komercyjne.
Uważam, że wraz z rozwojem CBDC nie znikną kryptowaluty. Co więcej, ich pozycja będzie się umacniać, na skutek takich ruchów, jaki wykonała Tesla [spółka zainwestowała 1,5 mld USD w bitcoiny - red.]. W wielu krajach rozwiniętych kryptowaluty są traktowane jak majątek, a ich zdelegalizowanie mogłoby skończyć się pozwami wobec rządów.