Główni podejrzani w aferze funduszy W Investments (WI), w której - zdaniem prokuratury - zostało oszukanych ponad 1,5 tys. inwestorów na ponad 540 mln zł, po prawie 2,5 roku opuścili areszt. Stało się tak, bo - zdaniem sądu - ryzyko, że Piotr Wiśniewski i jego byli współpracownicy będą mataczyć w sprawie, mocno się ograniczyło. Prokuratura Regionalna w Łodzi koncentruje się już bowiem nie na głównym wątku śledztwa, ale na pozostałych. Jakich? Przede wszystkim „bankowym”, dotyczącym dystrybutorów toksycznych funduszy – Alior Banku i BOŚ Banku. Chodzi głównie o pierwszy z banków, który sprzedał aż około 2/3 wszystkich certyfikatów funduszy (BOŚ pięć razy mniej).
Projekt Charlie
Do pierwszych zatrzymań w sprawie funduszy WI doszło na początku marca 2019 r., kiedy w ręce CBA wpadło 11 osób związanych ze spółkami nimi zarządzającymi: Domem Maklerskim WI oraz Meridian Fund Management. Zaledwie kilka dni później zarzuty oszustwa na szkodę klientów usłyszało 12 pracowników Aliora z poznańskiego oddziału tego banku. I co? I nic. Przez kolejne 2,5 roku prokuratura nie informowała o żadnych nowych ustaleniach w wątku Aliora. Czy uznaje więc, że nieprawidłowości w sprzedaży funduszy WI dotyczyły tylko jednego oddziału banku? Bynajmniej. Systematycznie przesłuchuje kolejnych byłych i obecnych pracowników Aliora, od sprzedawców po menedżerów wyższego szczebla.
- Konieczność realizacji tych czynności wynika m.in. z działań procesowych, związanych z wyjaśnieniami złożonymi przez pracowników poznańskiego oddziału Alior Banku, którzy wskazali na pewne mechanizmy i zasady działalności tego podmiotu w obszarze dystrybucji certyfikatów – mówi Krzysztof Bukowiecki, rzecznik prasowy Prokuratury Regionalnej w Łodzi.
Zaznacza że inne materiały pozyskane w toku śledztwa w tym wątku są obecnie „przedmiotem zleconej analizy kryminalnej”.
O jakie materiały chodzi? Z naszych informacji wynika, że w aktach sprawy jest kilka różnych raportów z kontroli wewnętrznych i zewnętrznych, przeprowadzonych na zlecenie władz Aliora jeszcze w latach 2017-18. Wśród nich jest dokumentacja z audytu śledczego autorstwa PwC o nazwie „Projekt Charlie”. Można w niej przeczytać m.in., że przy sprzedaży funduszy WI po stronie banku mogło dojść nie tylko do przestępstwa karalnej niegospodarności, ale też tzw. łapownictwa menedżerskiego. O tym, czy takie bądź inne zarzuty zostaną przedstawione, czy nie, zdecyduje prokuratura. Kiedy? Krzysztof Bukowiecki przyznaje, że „biorąc pod uwagę obszerność dokumentacji, jaka poddawana jest analizie”, raczej nie przed końcem 2021 r.
Od Annasza do Kajfasza
Wątpliwości, co do tego, czy Alior przy dystrybucji funduszy WI dopuścił się misselingu oraz wielokrotnie naruszył prawo i wewnętrzne procedury, nie ma Komisja Nadzoru Finansowego (KNF). To dlatego w sierpniu 2019 r. nałożyła na bank 10 mln zł kary. Decyzja została potem uchylona przez Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie, o czym jednak zdecydowało nie to, że sąd zakwestionował ustalenia KNF, ale względy formalne. Nadzór złożył w tej sprawie skargę kasacyjną, która wciąż czeka na wyznaczenie terminu rozpoznania przed Naczelnym Sądem Administracyjnym.
Nałożenie na Alior stosunkowo niskiej kary (maksymalna sankcja mogła sięgnąć prawie 0,5 mld zł) KNF tłumaczyła tym, że bank zawiera z klientami porozumienia, na podstawie których odkupuje certyfikaty funduszy WI. Ile takich ugód zostało zawartych? Zapytaliśmy Alior, ale odmówił odpowiedzi, twierdząc, że te dane stanowią informację poufną. Jednocześnie bank zapewnił, że „wszystkie porozumienia zawarte z klientami wysyła do KNF” i wskazał, że to tam powinniśmy się zwrócić z pytaniami.
Tak też zrobiliśmy, ale nadzór również zasłonił się tajemnicą i… odesłał nas do Aliora. Przyznał, że klienci, z którymi podpisano porozumienia, zostali „wyznaczeni na podstawie kryteriów opracowanych przez bank”. Jakie to kryteria? Z informacji „PB” wynika, że ugody Alior proponował tylko tym nielicznym klientom, w przypadku których były jednoznaczne dowody na nieprawidłowości, np. w postaci mejli od pracowników banku, przedstawiających certyfikaty jako produkty w pełni bezpieczne, porównywalne do lokat bankowych. Alior konsekwentnie zapewnia bowiem, że przy oferowaniu certyfikatów funduszy WI nie dopuścił się „systemowego” misselingu.
- Poszkodowani klienci nieobjęci porozumieniami mają możliwość dochodzenia roszczeń na drodze sądowej, z wykorzystaniem przez sąd naszych ustaleń – podkreśla Jacek Barszczewski, rzecznik prasowy KNF.
Sądowe batalie
Klienci coraz chętniej korzystają z tej możliwości. Widać to choćby na przykładzie pozwu zbiorowego przeciwko Aliorowi, złożonego w 2018 r. przez kancelarię Drzewiecki Tomaszek i Wspólnicy. Po tym, jak sąd już prawomocnie zgodził się, by sprawę rozpatrzyć w trybie postępowania grupowego, do pozwu mogły przystępować nowe osoby. W rezultacie w procesie, który powinien ruszyć w najbliższych miesiącach, reprezentowanych będzie 359 posiadaczy certyfikatów WI, których łączne roszczenia opiewają na 103,9 mln zł (przy składaniu pozwu w 2018 r. były to 84 osoby, a łączne roszczenia sięgały 34,1 mln zł).
Alior w raportach okresowych konsekwentnie twierdzi, że „prawdopodobieństwo wypływu środków z tytułu tego pozwu jest szacowane na poziomie niższym niż 50 proc.” i tym uzasadnia nietworzenie rezerw w związku z tą sprawą.
Tymczasem równolegle z pozwem zbiorowym w sądach w całym kraju toczą się sprawy wytoczone Aliorowi przez jego pojedynczych klientów w normalnym trybie. Zapadają w nich różne rozstrzygnięcia, zarówno korzystne, jak i niekorzystne dla banku. Z drugiej grupy szczególnie ciekawy jest wyrok Sądu Okręgowego w Kielcach z 16 września 2021 r., zgodnie z którym klient Aliora, reprezentowany przez kancelarię WN Legal Wątrobiński Nartowski, ma otrzymać 200 tys. zł odszkodowania za nieudaną inwestycję w jeden z funduszy WI.
Dlaczego ten wyrok, na razie nieprawomocny, jest ciekawy? Dotychczas sądy, które uznawały, że Alior dopuścił się uchybień w dystrybucji funduszy WI, ustalały jego odpowiedzialność, ale jedynie „na przyszłość”. Argumentując, że o tym, ile wyniesie szkoda, zdecydują wyniki likwidacji funduszy, prowadzonej przez ich byłego depozytariusza, czyli Raiffeisen. Proces likwidacji feralnych funduszy mocno się jednak ślimaczy i nie wiadomo, kiedy się zakończy (na początku roku Raiffeisen zmienił termin z lutego 2021 r. na luty 2024 r.). Tymczasem kielecki sąd uznał, że szkoda klienta, równa zainwestowanej przez niego kwocie, istnieje „tu i teraz” i powinna być przez Alior wyrównana. A jeśli w wyniku likwidacji funduszu klient odzyska jakąś część swej inwestycji, bank będzie mógł wystąpić do niego o jej zwrot.

