PB: Czy Orlen zaczął już due diligence w Puławach?
Marek Wadowski: Tak.
Ile to potrwa i jaka będzie dalsza procedura?
Standardowo analizy trwają dwa, trzy miesiące. Jeżeli Orlen zdecyduje się złożyć wstępną ofertę, zapoznamy się z nią i na tej podstawie zdecydujemy, czy warto prowadzić dalsze rozmowy.
Prezes Tomasz Hinc mówił niedawno, że taka transakcja musi być opłacalna dla obu stron. Czy Grupa Azoty już policzyła, jaka musiałaby być zaproponowana przez Orlen cena, żeby można było się nad nią zastanowić.
Wyliczenia są w toku – przed zakończeniem due diligence będziemy znać te liczby. Równolegle przeprowadzamy analizy, jak Grupa Azoty będzie funkcjonowała w dłuższym czasie bez Puław i z nimi.
Przecież prezes już kilka tygodni temu na pytanie Business Insidera, czy Grupa Azoty poradzi sobie bez Puław, odpowiedział „oczywiście”.
Tak, ale musimy sobie odpowiedzieć na przykład na pytanie, co zrobimy z pieniędzmi ze sprzedaży Puław, jeśli doszłoby do transakcji. W jakich kierunkach mamy się rozwijać. Jesteśmy na początku tej drogi.
Czy takiej analizy nie należałoby przeprowadzić przed zaproszeniem Orlenu do rozmów?
Orlen wyraził zainteresowanie zakupem Puław i zgodziliśmy się, że warto ten scenariusz rozważyć. Żeby móc powiedzieć, czy taka transakcja w ogóle ma sens, musimy poznać ofertę drugiej strony. Trudno analizować zupełnie hipotetyczne zdarzenie. Dlatego najlepiej jest, jeśli obie strony przeanalizują sytuację i przekonają się, czy transakcja może być opłacalna dla każdej z nich. Nie ma sensu analizować sprzedaży Puław, jeśli w ogóle nie będzie oferty zakupu.
Żeby transakcja była transparentna i konkurencyjna - a mówimy przecież o ewentualnej sprzedaży części spółki skarbu państwa – pewnie należałoby złożyć taką propozycję nie tylko Orlenowi, ale też innym ewentualnym chętnym. Przecież, ktoś może zaoferować więcej.
Nie podjęliśmy decyzji o sprzedaży Puław, więc nie podjęliśmy też akcji ofertowej.
Czy na temat ewentualnej sprzedaży będziecie rozmawiać tylko z jednym podmiotem?
Dziś nie mogę o tym przesądzić.
Ale zgadza się pan, że zaoferowanie Puław kilku ewentualnym nabywcom byłoby korzystniejsze dla Grupy Azoty niż propozycja złożona tylko jednemu podmiotowi?
Nie wiem, czy to byłoby korzystniejsze. Zarząd musi dokonać analizy i wyceny oraz mieć pewność, że potencjalna transakcja odbędzie się na warunkach rynkowych i będzie korzystna dla Grupy Azoty. Na pewno należy wziąć również pod uwagę fakt, że produkcja nawozów jest strategicznym elementem gospodarki krajowej.
Grupę Azoty można uratować pewnie na kilka sposobów. Możliwe są zatem różne scenariusze. Czy sprzedaż Puław to najbardziej prawdopodobny? Czy to plan A?
Nie, to nie jest plan A.
A jaki jest plan A?
Pracujemy nad nim, analizując sytuację i perspektywy Grupy Azoty. W tym scenariuszu działamy jednak cały czas w obecnym składzie, razem z Puławami.
Co pan sądzi o scenariuszu, w którym Puławy zostają w grupie, a ta, żeby podreperować finanse, wypuszcza nowe akcje? Takie rozwiązanie - jako znacznie lepsze niż pozbywanie się największej spółki w koncernie - sugerują byli menedżerowie Grupy Azoty.
To na pewno wariant, który musimy mocno brać pod uwagę. Natomiast każde podwyższenie kapitału ma plusy i minusy. Trzeba na przykład pamiętać, że może dojść do rozwodnienia obecnych akcjonariuszy.
Jeśli przeprowadzi się emisję z prawem poboru, to nie musi dojść do rozwodnienia.
Tak, wtedy ten problem jest znacznie mniejszy, o ile wszyscy dotychczasowi akcjonariusze proporcjonalnie dokupią nowych akcji.
Jakie są minusy podwyższenia kapitału?
Musimy pamiętać, że jesteśmy w trakcie rozmów z instytucjami finansowymi, sytuacja rynkowa nie poprawiła się na tyle, żeby można było rentownie funkcjonować na rynku, a to może istotnie wpłynąć na cenę oferowanych potencjalnie nowych akcji.
Emisję można zrobić za pół roku albo za rok, gdy sytuacja w branży będzie lepsza.
Tak, dlatego mówię, że taki scenariusz trzeba poważnie brać pod uwagę.
Kiedy będzie gotowa analiza sytuacji Grupy Azoty?
Mniej więcej wtedy, gdy zakończy się due diligence Orlenu w Puławach, czyli na początku IV kwartału.
A kiedy mogą się zakończyć prowadzone z dziewięcioma bankami rozmowy na temat zawieszenia części kowenantów?
Mam nadzieję, że jeszcze przed publikacją sprawozdania za pierwsze półrocze.
Czyli przed końcem sierpnia. To bardzo szybko. Podobne rozmowy z bankami trwają zwykle dłużej.
Tak, natomiast w tym przypadku bardzo istotna jest kwestia okresu, jakiego mogłoby dotyczyć porozumienie. Nie wykluczam scenariusza, że będzie ono obejmować krótszy okres niż ten, o który występowaliśmy, ale zapewniający ciągłość finansowania, na bazie zaproponowanych i uzgodnionych z finansującymi mechanizmów utrzymania przez grupę bezpiecznej rezerwy płynności. Uzgadnianie warunków długoterminowych byłoby następnym etapem negocjacji.
Dlaczego Grupa Azoty chce zawieszenia aż do końca 2024 r.? To by oznaczało, że stosunek długu netto do zysku EBITDA musiałby spaść poniżej 4 dopiero po pierwszym półroczu 2025. Czy perspektywy są aż tak złe, że potrzeba aż dwóch lat na powrót do uzgodnionych z bankami parametrów?
Z naszych analiz rynku i tego, co komunikują nasi konkurenci, wynika, że poprawa sytuacji nie będzie skokowa, ale stopniowa. Będziemy więc potrzebować pewnego czasu na powrót do zapisanych w umowach z bankami wskaźników. Ponadto uznaliśmy, że instytucjom finansowym przedstawimy wariant konserwatywny, żeby nie trzeba było kolejny raz występować o zmianę warunków. Dodatkowym istotnym czynnikiem jest fakt, że EBITDA jest liczona za okres ostatnich 12 miesięcy. Czyli np. na wysokość wskaźnika liczoną w połowie 2024 r. będą miały wpływ wyniki finansowe grupy z drugiej połowy 2023 r.
Co Grupa Azoty oferuje instytucjom finansowym, żeby zgodziły się na korzystne dla niej zmiany w umowach?
Liczymy się z tym, że będzie się to wiązało z dodatkowymi kosztami i koniecznością zaoferowania bankom wyższych zabezpieczeń. Na razie jednak nie potrafię powiedzieć, o jakie kwoty i zabezpieczenia będzie chodzić. Rozmowy trwają. O ich wyniku poinformujemy rynek w sposób przewidziany dla spółek notowanych na GPW.
Jakie jest teraz zadłużenie Grupy Azoty wobec tych dziewięciu banków?
Dług netto w formule umów bankowych, czyli ten brany pod uwagę do wyliczenia wskaźnika dług netto do EBITDA przez konsorcjum banków, na koniec I kwartału 2023 r. wynosił 3,837 mld zł.
Wytwarzanie których produktów z siedmiu podstawowych z portfolio Grupy Azoty jest obecnie opłacalne?
Coraz lepiej jest w segmencie nawozów azotowych i wieloskładnikowych. Produkcja niektórych z nich już teraz jest rentowna. To efekt wzrostu rynkowych cen i spadku cen gazu. Finansowych efektów nie zobaczymy jednak od razu, bo w trakcie żniw, które właśnie się rozpoczynają, sprzedaż nawozów nie jest znacząca. Spodziewamy się, że pozytywne skutki będą widoczne w ostatnim kwartale tego roku.
Produkcja innych substancji jest rentowna?
Wciąż poważnym ograniczeniem jest niski popyt, więc zwiększanie produkcji nie ma uzasadnienia. Obecny kwartał pod względem rentowności w tych obszarach nadal będzie trudny, ale liczymy na poprawę w ostatnim kwartale.
Na rynku tymczasem pojawili się konkurenci. Zwiększa się napływ nawozów z Rosji, w segmencie melaminy pojawiły się w Europie duże dostawy z Chin. Grupa Azoty tymczasowo, wyłączając produkcję, niemal automatycznie straciła znaczną część rynku. Kiedy zostanie wznowiona produkcja kaprolaktamu?
Kaprolaktam to półprodukt do wytwarzania tworzyw sztucznych, a na tym rynku generalnie jest dziś dużo niższy popyt. Dodatkowo rośnie konkurencja firm azjatyckich. W efekcie faktycznie sprzedajemy dziś znacznie mniej tworzyw niż rok temu.
Tu też są przestoje?
Tak, mamy ograniczenia produkcji tworzyw, bo dopasowujemy ją do potrzeb rynkowych.
Czy produkcja kaprolaktamu będzie wznowiona w tym roku?
Będzie to zależało od sytuacji rynkowej.
Kiedy sytuacja w tym segmencie się poprawi?
Potencjalną szansą na to byłoby odbicie w gospodarce chińskiej. Dziś właśnie z powodu braku popytu na rodzimym rynku tamtejsi producenci szukają okazji w Europie. Trudno jednak przewidzieć, kiedy to się stanie.
Rośnie też konkurencja ze strony europejskich producentów. Czeski Agrofert kupuje właśnie za 810 mln EUR segment nawozowy austriackiej firmy Borealis. Zdolności wytwórcze firmy Andreja Babiša staną się większe niż moce Grupy Azoty. Jak się przygotowujecie na konkurencję z tak wzmocnioną firmą?
Mamy wewnętrzne analizy w tym zakresie i m.in. na ich podstawie będziemy przygotowywać się do tej zmiany na europejskim rynku nawozowym.
Jaki jest na to pomysł?
Z pewnością chcielibyśmy wykorzystać w tym celu naszą niemiecką spółkę Compo Expert i jej międzynarodową sieć dystrybucji nawozów specjalistycznych, bo ma inny profil produkcji niż polskie zakłady.
Konkurować będziecie przede wszystkim w segmencie nawozów masowych, a nie specjalistycznych.
Rozwój nawozów specjalistycznych to tylko jeden element, który bierzemy pod uwagę w tym kontekście. Pracujemy nad innymi kierunkami i w tym celu trzeba dokładnie przeanalizować sytuację rynkową, zwłaszcza, że w ubiegłym roku doszło do wielu przetasowań.
Czy biorą państwo pod uwagę też obecną, wyjątkową sytuację w polskim rolnictwie? Chodzi o to, że napływ zboża z Ukrainy spowodował znaczny spadek cen. Polscy rolnicy nie sprzedali dużej części zeszłorocznej produkcji, a zaczynają się żniwa. Niektórych nie będzie stać na zakup nawozów, a inni mogą w ogóle zrezygnować z zasiewów. Krajowy popyt może więc znowu być bardzo niski. Co wtedy?
Liczymy się z takim scenariuszem. Dlatego z jednej strony stale dopasowujemy produkcję do popytu, a z drugiej aktywnie poszukujemy nowych rynków zbytu dla naszych produktów. Zakładamy jednak, że instrumenty wsparcia, z jakich polscy rolnicy będą mogli już w najbliższym czasie skorzystać, np. rządowe dopłaty do nawozów, pobudzą popyt krajowy.
Być może trzeba będzie ograniczyć produkcję nie tymczasowo, ale definitywnie?
Tak, jak powiedziałem, dostrzegamy ryzyko ograniczonego popytu. Obecnie dostosowujemy poziom produkcji do bieżącej sytuacji, jednocześnie dopasowujemy portfolio produktowe do oczekiwań rynku.
Prezes powiedział, że wytwarzanie w Unii Europejskiej niektórych produktów, które Grupa Azoty ma w portfolio, przestaje być opłacalne. Czy to może oznaczać rezygnację z jakiegoś rodzaju produkcji?
Nie ma takiej decyzji. Będziemy się starali utrzymać całą produkcję i szukamy rozwiązań, które nam to umożliwią.
Nawet wtedy, jeśli stałaby się trwale nierentowna?
W 2021 r. informowaliśmy o zakończeniu działalności w zakresie biznesu polioksymetylenu, a powodem było to, że w dającej się przewidzieć perspektywie był on nieefektywny ekonomicznie. Jeśli chodzi o pozostałe obszary, zakładamy, że nastąpi ożywienie na rynku, dlatego staramy się utrzymać całe portfolio produktowe.
W czerwcu oficjalnie uruchomili państwo instalację Polimery Police, ale prace nad tym projektem wciąż trwają. Jakie jest opóźnienie?
Pod koniec czerwca rozpoczęliśmy produkcję polipropylenu, która następuje w ramach rozruchów technologicznych instalacji. Moce produkcyjne będą stopniowo zwiększane aż do osiągnięcia założonych parametrów nowej fabryki. Jesteśmy w fazie uruchamiania poszczególnych elementów instalacji i na tym etapie – prób technologicznych - mogą się pojawić różne usterki, które muszą być naprawione, co może skutkować niewielkimi opóźnieniami.
Mówię o opóźnieniu w stosunku do przyjętego harmonogramu prac, który jest elementem umowy z generalnym wykonawcą, czyli koreańskim Hyundaiem. Wiarygodne źródło związane z Grupą Azoty twierdzi, że poślizg przekracza już 50 dni.
Prace przebiegają zgodnie z harmonogramem. Zakładany termin zakończenia inwestycji też jest z nim zgodny – mówimy o drugiej połowie tego roku.
Wcześniej jednak, na wniosek Hyundaia kilkakrotnie podnosili państwo cenę realizowanych robót i wydłużali terminy. Jeśli ostatecznie jednak będzie spore opóźnienie, czy Grupa Azoty wystąpi do Koreańczyków o zapłatę przewidzianych w umowie surowych kar?
Najpierw musimy przeprowadzić testy integralności, czyli 72-godzinną nieprzerwaną produkcję na wszystkich instalacjach pod pełnym obciążeniem. Takie działanie pozwala zweryfikować, że cała instalacja działa zgodnie z założeniami. Jeśli będzie nieuzasadnione opóźnienie, oczywiście będziemy podejmować odpowiednie kroki.
Kiedy ruszy komercyjna produkcja?
Informowaliśmy, że komercyjne uruchomienie nastąpi na przełomie tego i przyszłego roku. Zakładamy, że ten termin zostanie dotrzymany.
Jak w przyszłym roku Polimery Police wpłyną na przychody i wyniki finansowe Azotów?
Najważniejsze jest wejście na rynek. Oczywiście przygotowujemy się do tego, zakończyliśmy już proces wyboru dystrybutorów na poszczególne rynki, podejmujemy działania marketingowe. Zakładamy, że wpływ sprzedaży Polimerów Police na zysk EBITDA całej Grupy Azoty będzie widoczny w 2024 r. Nie będzie to jeszcze poziom docelowy, spodziewam się jednak wpływu rzędu kilkudziesięciu milionów złotych. Muszę tu zrobić zastrzeżenie, że nie będzie ona brana pod uwagę przy wyliczaniu wskaźnika dług netto do EBITDA.
Czy będzie też zysk netto?
Taki mamy cel. Przy czym należy uwzględnić, że istotna część odsetek jest naliczana - i na etapie budowy kapitalizowana - od pożyczek podporządkowanych udzielonych przez akcjonariuszy, czyli przede wszystkim Tarnów i Police. Odsetki te z chwilą oddania fabryki do eksploatacji stanowić będą koszty finansowe pomniejszające zysk netto Grupy Azoty Polyolefins, ale jednocześnie odsetki te zgodnie z modelem dystrybucji powinny być w rosnącej części płacone do wspomnianych spółek Grupy Azoty.
Co było główną przyczyną słabych wyników Grupy Azoty w I kwartale tego roku?
Mierzyliśmy się z wyzwaniami, które dotknęły wszystkich producentów tworzyw i nawozów na rynku europejskim. Przede wszystkim wpływ na wyniki miał niski popyt w poszczególnych segmentach, a ten z kolei był wynikiem m.in. agresji Rosji na Ukrainę, wysokich cen nośników energii i surowców w Europie oraz bezcłowego importu nawozów i tworzyw spoza Unii Europejskiej.
To na poziomie przychodów. A co zaważyło na tym, że wyniki finansowe były fatalne?
Również niski popyt, który przełożył się na niższy wolumen sprzedaży. To sytuacja, w której znalazł się cały rynek europejski, a nie tylko Grupa Azoty.
Jaki był wpływ na wyniki ceny, po jakiej Grupa Azoty kupowała gaz?
W grudniu 2022 r. zabezpieczyliśmy część wolumenu gazu w umowie z PGNiG. To faktycznie miało wpływ na jego cenę, zwłaszcza że właśnie z powodu słabego popytu musieliśmy ograniczyć skalę produkcji, a co za tym idzie - zużycie gazu. Wszyscy pod koniec zeszłego roku spodziewali się, że gaz będzie drożał, zwłaszcza, że maksymalna cena wyznaczona przez Unię Europejską wynosiła 180 EUR za 1 MWh, czyli znacznie więcej niż cena spotowa w tym czasie. Również my oczekiwaliśmy, że nawet jeśli gaz nie podrożeje, to jego cena będzie się utrzymywać na początku 2023 r. na podobnym poziomie jak pod koniec 2022 r., a nie, że będzie spadać. Stąd wykorzystanie możliwości, jakie daje nam umowa z PGNiG i zawarcie transakcji zabezpieczających.
Czy zafiksowali państwo cenę na poziomie 80-90 EUR za 1 MWh?
Także niższym - ceny różniły się w przypadku poszczególnych spółek grupy. Dotyczyło to tylko części wolumenu. Resztę mieliśmy kupować po cenach spotowych.
Jakiej części?
To był poziom, który umożliwiał swobodne kształtowanie wielkości produkcji w dużym zakresie możliwych wolumenów, jakie braliśmy pod uwagę na podstawie naszych analiz z końca 2022 r.
Jaki był wpływ zabezpieczenia części wolumenu gazu po ustalonej w grudniu cenie na wyniki I kwartału? Innymi słowy, o ile więcej Grupa Azoty zapłaciła PGNiG za gaz w stosunku do tego, ile zapłaciłaby, kupując na rynku spotowym?
Przede wszystkim na łącznej cenie zaważył wolumen zakupu. Gdyby popyt w I kwartale był na poziomie, jakiego się spodziewaliśmy, to kupilibyśmy więcej gazu i jego jednostkowa cena byłaby znacznie niższa.
Jaka była przeciętna cena 1 MWh gazu w zabezpieczonych przez PGNiG dostawach w I kwartale?
Nie publikowaliśmy takich danych.
Nie powinni państwo opublikować takich informacji w raporcie bieżącym? Jak się później okazało, były istotne.
Gdyby był obowiązek przekazania tego typu informacji na rynek, to oczywiście byśmy to zrobili. Mechanizm zabezpieczenia nie jest kontraktem terminowym. To wykorzystanie zapisanej w umowie ustalonej formuły cenowej. Stosowaliśmy ją zresztą już wcześniej, w latach 2021-22.
Czy wykorzystanie w grudniu 2022 r. mechanizmu zabezpieczenia ze stałą ceną było optymalnym rozwiązaniem?
Zawsze staramy się, żeby ceny gazu były dla nas jak najniższe. Ale musimy też zadbać o to, żebyśmy mogli cały czas produkować, dlatego takie zabezpieczenie dostaw było rozsądnym podejściem. Niestety nikt się nie spodziewał, że cena gazu w I kwartale aż tak spadnie.
Wszyscy analitycy giełdowi i eksperci z branży chemicznej, z którymi rozmawialiśmy, krytycznie odnoszą się do decyzji Grupy Azoty dotyczącej zabezpieczenia dostaw gazu z PGNiG po z góry ustalonej cenie z końca 2022 r. Ówczesne prognozy dotyczące spodziewanych cen spotowych gazu na początku 2023 r. były wtedy bardzo różne: jedne przewidywały dalszy wzrost, inne znaczny spadek. „W grudniu 2022 r. nie podjąłbym takiej decyzji, jaką podjęły wtedy Azoty” - twierdzi jeden z naszych rozmówców, chcący zachować anonimowość. Eksperci uważają, że to był błąd, choć przyznają, że popełniło go wtedy wiele europejskich firm. Żadna z nich nie ucierpiała jednak na tym, aż tak bardzo, jak Grupa Azoty. Problemem polskiego koncernu było to, że zabezpieczył relatywnie duże dostawy, co poskutkowało pierwszą w historii kwartalną stratą na wszystkich poziomach. Decyzja dotycząca zakupu gazu w I kwartale 2023 r. po ustalonych w grudniu cenach miała uchronić Grupę Azoty od ryzyka, tymczasem - jak zauważa jeden z naszych rozmówców - naraziła ją na inne, które w dodatku się zmaterializowało.
W jaki sposób są podejmowane takie decyzje w Grupie Azoty?
Mamy zespół analityczny, który składa się z osób z różnych spółek, bo jednak profile produkcyjne każdej z nich są nieco inne. Decyzję podejmuje odpowiedni komitet, który funkcjonuje zgodnie ze ściśle określonymi procedurami, które stosowaliśmy również w poprzednich latach. Gdyby nie zdecydowanie niższy wolumen produkcji, który był wynikiem sytuacji popytowo-podażowej na rynku europejskim, mogłoby być zupełnie inaczej.
Ten czynnik jednak komitet też powinien wziąć pod uwagę.
Oczywiście - i wziął. W zeszłym roku mieliśmy jednak bardzo nietypową sytuację dotyczącą cen gazu i nawozów. Dla przykładu: zachwiana została podstawowa zasada „ścieżki cenowej”, która wszystkim uczestnikom rynku umożliwiała zaplanowanie zakupów i zapewnienie sobie odpowiednich środków finansowych w danym czasie.
I kwartał to zwykle szczyt sezonu nawozowego. W poprzednich latach zwiększony popyt w tym okresie skutkował sprzedażą całej produkcji. Zakładanie, że popyt na nawozy tak drastycznie zmaleje, byłoby wręcz nieracjonalne.
A z perspektywy czasu nie uważa pan, że zafiksowanie cen gazu było błędem?
Uważam, że była to słuszna decyzja, bo ograniczyliśmy przewidywane ryzyko. Zresztą również dane, które przedstawiliśmy w prezentacji wynikowej, potwierdzają, że były okresy, w których nasza cena była niższa od tej rynkowej.
O ile mniej kosztowałby Grupę Azoty gaz, gdyby w I kwartale kupowała go na rynku spotowym, a nie w ramach umów zabezpieczających? Wiarygodne źródła związane ze spółką podają, że mogła to być kwota między 500 mln zł a 1 mld zł.
Nie podajemy takich danych, ale na pewno nie jest taka skala.
Czy zastosowali państwo mechanizm zabezpieczający zapisany w umowach z PGNiG także w II kwartale?
Nie, dlatego, że przewidywaliśmy stabilizację cen gazu z lekką tendencją do ich spadku
A w III kwartale?
Też nie. Ale być może będziemy go stosować w przyszłości, bo jest to dobre narzędzie
Porozmawiajmy o innym paliwie. Podpisali państwo z Polską Grupą Górniczą umowę na dostawy węgla. PGG nie dotrzymała warunków w 2022 r. Azoty były zmuszone dokupić kilka tysięcy ton węgla na rynku, płacąc za niego więcej. Różnica wyniosła 200 mln zł. Czy to prawda?
Faktem jest, że w ubiegłym roku nie otrzymaliśmy całego zakontraktowanego wolumenu węgla. PGG dostarczy go w tym roku i ostatecznie wywiąże się ze zobowiązań, ale prawdą jest, że musieliśmy dokupić węgiel na rynku. Informacji o tym, ile zapłaciliśmy, nie publikujemy.
Czy Grupa Azoty podjęła jakieś kroki prawne wobec PGG?
Oczywiście prowadzimy rozmowy z PGG. Jest już ich pierwszy efekt: dziś kupujemy węgiel od PGG po cenie niższej niż rynkowa, bo robimy to wciąż w ramach rozliczenia umowy z 2022 r.
I to załatwia sprawę?
Nie. Rozmowy wciąż trwają i chcemy dojść do porozumienia z PGG.
Jeśli zarząd nie będzie dochodził praw wynikających z tego, że druga strona nie dochowała postanowień umowy, narazi się na zarzut działania na szkodę spółki. Czy Grupa Azoty będzie się zatem domagać odszkodowania od PGG?
Jesteśmy w trakcie rozmów z PGG, ale jeśli nie dadzą one oczekiwanych przez nas skutków, to będziemy musieli korzystać również z możliwości, jakie są zapisane w tej umowie.
Kiedy spodziewa się pan finalizacji rozmów?
Na pewno w tym roku.
W zeszłym roku – jak wynika z oficjalnych informacji Grupy Azoty – zarobił pan ponad 1 mln zł. Za pracę w 2022 r. może pan jeszcze otrzymać 970 tys. zł tzw. potencjalnego wynagrodzenia, którego wypłata zależy od spełnienie przez pana i zarząd jako całość pewnych zawartych w umowach warunków. Jakie to warunki?
Nie publikujemy takich informacji. Wśród celów wskazanych w ustawie są m.in.: wzrost zysku netto albo zysku przed pomniejszeniem o odsetki, podatki i amortyzację albo dodatnia zmiana tempa wzrostu jednego z tych wyników.
Czy możliwe jest, żeby zarząd wypełnił wyznaczone cele, a jednocześnie spółka miała tak złe wyniki finansowe w drugiej połowie zeszłego roku, że teraz musi się zastanawiać na sprzedażą jednego z kluczowych aktywów, by się ratować?
Wyniki za ubiegły rok były najlepsze w historii grupy. Grupa Azoty mierzy się z wieloma wyzwaniami rynkowymi, na co zarząd musi odpowiednio reagować i przez ten pryzmat należy patrzeć na sytuację spółki. Trudno mi powiedzieć, czy wręcz spekulować, jak w tym konkretnym przypadku będzie z oceną realizacji celów. Rozliczenie jeszcze nie nastąpiło. Rada nadzorcza może się w tym posiłkować pomocą zewnętrznego doradcy, co zresztą często w przeszłości robiła.
Rozmawiał Bartłomiej Mayer

