Majątek Marcina Grzymkowskiego magazyn „Forbes” wycenił w tym roku na 1,13 mld zł (+20,7 proc. r/r), co zapewniło mu 75. miejsce na liście najbogatszych Polaków. Przedsiębiorca jest znany przede wszystkim jako twórca eObuwia, którego większość udziałów odsprzedał CCC (wciąż ma około 5 proc. poprzez rodzinny wehikuł inwestycyjny MKK3). Modowy gigant zapłacił w 2016 r. za 75-procentowy pakiet 231 mln zł, a w ubiegłym roku dokupił 20 proc. za 720 mln zł.
Nazwisko Marcina Grzymkowskiego pojawia się jednak coraz częściej w kontekście działalności inwestorskiej.
— Moją najnowszą inwestycją jest sklep internetowy NoskiNoski.pl. To jeden z liderów wśród sprzedawców zabawek premium, który dzięki wsparciu rozwinie kolejne kategorie i wejdzie na nowe rynki — mówi Marcin Grzymkowski.

Deweloperka i start-upy
Już parę lat temu, gdy pojawiły się znaczące nadwyżki gotówki, zaangażował się poprzez MKK3 w działalność deweloperską, a konkretnie w spółkę Sagaris.
— Zrealizowała już kilkanaście inwestycji, a obecny bank ziemi pozwala na budowę około 2,5 tys. lokali. Branża deweloperska przechodzi trudny okres, ale my realizujemy inwestycje w większości z własnych pieniędzy. To sprawia, że współpraca z nami jest pewna — mówi Marcin Grzymkowski.
Działalność deweloperska jednak mu nie wystarczyła, a w lipcu 2021 r. po 15 latach zrezygnował z funkcji prezesa eObuwia i przeniósł się do rady nadzorczej. Pozostał w niej kilka miesięcy.
– Prowadząc eObuwie, pełnię uwagi poświęcałem rozwojowi biznesu. Fascynowały mnie nowe projekty technologiczne, marketingowe czy logistyczne. Po zakończeniu w 2021 r. operacyjnej przygody z firmą nie chciałem spocząć na laurach. Nie skończyłem jeszcze 40 lat, dlatego zamierzam inwestować w projekty z dużym potencjałem wzrostu — własne jak np. Sportano [multibrandowy e-sklep sportowy — red.] albo cudze — ponieważ sprawia mi to radość — wyjaśnia przedsiębiorca.
Unikatowe technologie
Jedną z jego spółek portfelowych jest Virtue Yachts. Jej łodzie, w tym model z w pełni elektrycznym napędem, są prezentowane na europejskich targach, a ich seryjna produkcja już ruszyła.
— Obiecującym start-upem jest też Ergonode, oferujący jeden z ciekawszych na rynku systemów PIM [product information management — red.]. Obsługuje już kilkudziesięciu klientów w całej Europie, a w kolejce czekają dziesiątki nowych wdrożeń w znaczących e-sklepach. Sami używamy oprogramowania Ergonode w zarządzaniu informacją produktową w Sportano, więc jestem przekonany, że to świetne rozwiązanie — mówi Marcin Grzymkowski.
O przejęciu 30 proc. udziałów tej spółki za 5 mln zł poinformował w grudniu 2021 r. W czerwcu natomiast zainwestował w start-up Ostendi, który stworzył platformę automatyzującą obsługę procesów związanych z miękkim HR, w tym tzw. badania 360 stopni. O wartości tego rozwiązania sam przekonał się zarówno w eObuwiu, jak też w Sportano.
— Mam ten komfort, że nie musiałem szukać projektów. Postawiłem na kilka spółek spośród kilkudziesięciu, które same się zgłosiły. Nie rozglądam się za kolejnymi inwestycjami, jednak jeśli dostrzegę potencjał w jakimś biznesie, to nie wykluczam zaangażowania. Najistotniejszymi kryteriami są dla mnie unikatowość technologii, perspektywy rynku i zaangażowanie zespołu — branża schodzi na drugi plan. Potencjalne synergie dla mojej działalności biznesowej będą dodatkowym atutem — stwierdza inwestor.

Obecne otoczenie rynkowe może zachęcać do inwestycji w młode spółki technologiczne w średnim i długim horyzoncie. Start-upy wyceniane są ostrożniej, a premiowane są projekty, które potrafią udowodnić zdolność do relatywnie szybkiego generowania gotówki. Może to oznaczać, że w średniej i długiej perspektywie pojawi się sporo inwestycyjnych okazji, a wytrawni inwestorzy mogą pokusić się o rozbudowanie portfela w obliczu niepewności.
Zagraniczni inwestorzy mogą postrzegać Polskę z powodu bliskości konfliktu za wschodnią granicą jako rynek o podwyższonym ryzyku, natomiast krajowi aniołowie biznesu mogą mieć bardziej wyważoną perspektywę, a przez to większą chęć do inwestycji w lokalne podmioty. Obserwujemy to na co dzień w Cobin Angels — inwestorzy wykazują duże zainteresowanie zaangażowaniem w polskie start-upy, które w perspektywie 4-5 lat mogą kilkakrotnie zwiększyć wycenę.
Miliony złotych i godziny uwagi
Jest gotów inwestować od kilku do kilkunastu milionów złotych w pojedynczy projekt.
— Ostateczna kwota zależy jednak od siły pomysłu i założycieli spółki oraz potencjału rynku. Dopuszczam też zwiększenie zaangażowania, jeśli zajdzie taka potrzeba, niemniej z reguły oczekuję, że moje spółki portfelowe staną się dzięki inwestycji samowystarczalne — precyzuje Marcin Grzymkowski.
W przypadku części spółek portfelowych planuje otwarcie się na kolejnych inwestorów, ale bierze pod uwagę także możliwość pozostania jedynym zewnętrznym udziałowcem. Nie interesują go marginalne udziały, ponieważ chce skutecznie angażować czas i kapitał. Zazwyczaj przejmuje więc kilkadziesiąt procent udziałów — maksymalnie 51, by założyciele mieli poczucie, że to nadal ich biznes i chcieli mu się w pełni poświęcać.
— Jestem w stanie przeznaczyć kilkanaście do kilkudziesięciu godzin tygodniowo na wsparcie projektów, dlatego skupiam się na strategicznym doradztwie w zakresie skalowania biznesu, kierunkach rozwoju czy kontaktach. Pomaga mi w tym doświadczenie z eObuwia. Jako inwestor nie chcę uczestniczyć w zarządzaniu codziennymi operacjami. Pozostawiam to założycielom: rozumieją swoje branże, mocno angażują się w rozwój i czują głód sukcesu — mówi Marcin Grzymkowski.
Znaczenie rentowności
Zastrzega, że nie inwestuje w pomysły. Zwraca uwagę na start-upy z klientami i przychodami, które już są bądź w określonym terminie mogą stać się rentowne.
— W ostatnim czasie rynek mocno zweryfikował model start-upów nastawiony na agresywny wzrost, ponieważ część z nich mimo dużej skali nie mogła osiągnąć rentowności. Moim zdaniem kluczowe jest to, by poza szybkim skalowaniem spółka miała plan, jak i kiedy będzie mogła zacząć zarabiać — tłumaczy inwestor.
Interesują go firmy, które może wspierać w międzynarodowym rozwoju, dlatego nie zamyka się na zagraniczne. Z obecnymi spółkami już stawia bądź przygotowuje pierwsze kroki w ekspansji poza Polską, choć w przypadku części z nich trzeba było najpierw dopracować model komercjalizacji.
— Wiele firm, zwłaszcza opierających intensywny wzrost na kapitale zewnętrznym, mierzy się z problemami płynnościowymi. Biorąc pod uwagę koszt finansowania dłużnego, zaangażowanie prywatnych inwestorów jest obecnie bardzo cenne. Mnóstwo biznesów z ogromnym potencjałem wzrostu trafiło na wyjątkowo trudny czas do rozwoju — uważa Marcin Grzymkowski.
Weź udział w warsztacie online “Alternatywne Spółki Inwestycyjne (ASI) - studium przypadku” >>
Giełda, ale nie tylko
Podkreśla, że nie działa w formule funduszu mającego określony horyzont inwestycyjny. Chce budować ciekawy biznes, a to może trwać dłużej niż 3-5 lat. Myśli o organicznym rozwoju spółek portfelowych, ale nie wyklucza okazyjnych akwizycji.
— Biorąc pod uwagę etap rozwoju, na którym angażuję się w spółki, potencjał zwrotu jest większy niż kilkakrotność wkładu, niemniej nie przywiązuję do tego wagi. Zbytnie skupienie na mnożnikach ogranicza wykorzystanie pełni potencjału firmy — twierdzi Marcin Grzymkowski.
Najciekawszą opcją wyjścia z inwestycji z jego perspektywy jest debiut na giełdzie, ponieważ pozwala inwestorom sprzedać udziały, a założycielom utrzymać zaangażowanie, a ponadto w każdym momencie wycena spółki jest rynkowa. Pozostaje jednak otwarty na wszystkie racjonalne opcje.
— Nie ujawnię, jakie konkretne wskaźniki sprawiłyby, że czułbym się spełnionym inwestorem. Ogromną radość czerpię z samego zaangażowania w ciekawe spółki. Odczuwam satysfakcję, gdy zwiększają udział w rynku, a ich produkty czy usługi zdobywają uznanie klientów. To dla mnie największa nagroda za wykonaną pracę — podsumowuje inwestor.
