„PB”: Czy nastawia się pan na głęboki kryzys wywołany pandemią COVID-19, czy raczej szybkie odbicie gospodarki?

Zbigniew Jakubas: Uważam, że już mamy do czynienia z kryzysem, który niestety będzie trwał przez następne lata, a jego skala będzie zależała od tego, jak szybko świat poradzi sobie z wirusem. Nie widzę racjonalnych przesłanek do optymizmu. Skutki blokady gospodarczej wywołane przez pandemię to nie tylko straty finansowe, ale również spustoszenie mentalne i emocjonalne u wielu ludzi. Obawa przed chorobą, utratą pracy czy zmniejszeniem wynagrodzenia przewartościowała nasze zachowania. Wielu z nas zaczęło się zastanawiać, czy model naszego bardzo konsumpcyjnego stylu funkcjonowania, ciągłego życia na kredyt był właściwy.
Jak obecne trendy wpływają na sytuację w gospodarce i na rynku kapitałowym?
Przedsiębiorcy z wielu dziedzin gospodarki, takich jak turystyka, transport lotniczy, handel, gastronomia, kina, teatry, nie mogą liczyć na szybki powrót do normalności. W takiej sytuacji rynki finansowe powinny się mocno przecenić. To jednak nie nastąpiło, ponieważ na całym świecie zaczęto na potęgę drukować pieniądze, aby wesprzeć gospodarkę w wielu krajach. Takie działanie nieuchronnie prowadzi do inflacji. Lokaty w bankach praktycznie nie są oprocentowane, więc posiadacze gotówki zaczęli inwestować na giełdach, w nieruchomości lub złoto. 90 lat temu uncja złota kosztowała 20 USD, a dzisiaj 1700 USD — to znaczy, że w tym czasie dolar zdewaluował się względem złota 85 razy.
A czy pan obecnie inwestuje w ryzykowne instrumenty, czy woli chronić kapitał?
Kiedy na morzu jest sztorm, łódki cumują w portach. Taką zasadę stosuję w moich inwestycjach. Obecnie jest duża niepewność w gospodarce, dlatego należy bardzo rozważnie inwestować i starać się przede wszystkim chronić kapitał. Oczywiście w burzliwych czasach, inwestując spekulacyjnie, też można zarobić — i to często więcej, niż kiedy na rynkach panuje spokój. Ja jednak inwestuję tylko w fundamentalnie zdrowe firmy, ograniczając do minimum ryzyko utraty kapitału.
W co pan inwestuje? Preferuje pan zakup akcji spółek notowanych na GPW albo zagranicznych giełdach, czy też bezpiecznie wybiera pan obligacje? A może kuszą pana start-upy, nieruchomości, private equity, dzieła sztuki, lokaty? Jak wygląda pański portfel?
Moja filozofia inwestycyjna od lat jest niezmienna. Inwestuję w firmy przemysłowe, także notowane na giełdzie. W moim portfelu są takie podmioty, jak: Mennica, Newag, Netia, CNT, Enea. Poza giełdą inwestuję na rynku nieruchomości, zwłaszcza mieszkaniowych. Duży bank ziemi jest przeznaczony na inwestycje magazynowe, które wkrótce się rozpoczną. Unikam natomiast ryzykownych inwestycji, np. w start-upy, bo jak pokazują statystyki, tylko 3 proc. takich projektów kończy się powodzeniem.
Kiedyś jednak zainwestował pan w start-up, jakim przed laty był CD Projekt. Czym pan się kieruje, podejmując decyzje inwestycyjne?
Wiedzą i zdrowym rozsądkiem, ale bardzo często także intuicją. Unikam ryzykownych projektów, bo taką mam zasadę. Jeśli jednak ktoś część portfela zainwestuje np. w rynek start-upów, który rozumie albo w który wierzy, może osiągnąć bardzo wysoką stopę zwrotu. Dziesięć lat temu zainwestowałem w CD Projekt tylko na podstawie zaufania do czterech wspaniałych ludzi, założycieli tej firmy. Po połączeniu go z Optimusem miałem kilkanaście milionów akcji, po cenie 1 zł. Kiedy wartość spółki zaczęła rosnąć, sprzedałem je po 8 zł, ciesząc się z kilkusetprocentowego zysku w ciągu roku. Gdybym poczekał, nic nie robiąc, jeszcze kilka lat, mój portfel byłby wart kilka miliardów złotych. Przytoczę jednak znane powiedzenie: analiza wsteczna zawsze skuteczna.
Czy są branże albo typy spółek, których lepiej unikać, i takie, które są — pana zdaniem — ciekawe?
Trzeba unikać spółek, które tylko obiecują, potrafią świetnie się sprzedawać, ale „nie dowożą” obietnic. Należy czytać wyniki finansowe, analizować prognozy, także dywidendowe. Każdy szanujący się inwestor powinien uczestniczyć w walnych zgromadzeniach, zadawać pytania, by wiedzieć, w jaką spółkę inwestuje i dlaczego. Inwestor musi mieć zaufanie do zarządu, ale przede wszystkim brać pod uwagę kondycję finansową spółki i jej perspektywy. Na naszej giełdzie są bardzo tanie spółki, których wycena sięga 20 proc. wartości księgowej lub 3-4-krotności rocznego zysku netto. Do tego grona należą wszystkie spółki energetyczne. Gdyby zostały uwolnione od ryzyka nieprzewidywalnych decyzji właścicielskich, takich jak budowa bloku węglowego w Ostrołęce, i przestrzegały polityki dywidendowej, kosztowałyby dużo drożej.
Co pan radzi inwestorom?
Podejmowanie decyzji z rozwagą oraz dywersyfikowanie portfela w myśl zasady „nie trzymaj wszystkich jajek w jednym koszyku”. Kolejne przesłanie brzmi: jeżeli jedziesz na fali wzrostowej, pamiętaj, że ona kiedyś opadnie. Jeśli firma rośnie jak balon tylko dlatego, że jest z modnej branży, to równie szybko może z niej ujść powietrze, a wtedy straty będą dotkliwe.
Nigdy nie kierował się pan emocjami i nie popełniał błędów? Jakie lekcje, doświadczenia i wnioski z poprzednich kryzysów czy nietrafionych decyzji inwestycyjnych pan wyciągnął?
Od 20 lat inwestuję na polskiej giełdzie. To był czas nauki na własnych błędach. W tym okresie — przez przypadek — uczestniczyłem w bańce internetowej, osiągając rewelacyjne efekty. Kupiłem akcje Optimusa po 44 zł za sztukę, a po kilku miesiącach sprzedałem po 360 zł. Po trzech miesiącach jednak, już na fali spadkowej, odkupiłem po 142 zł pakiet kontrolny i męczyłem się z tą spółką w portfelu przez kilka lat — aż do 2010 r., kiedy zdecydowaliśmy się połączyć ją z CD Projekt. Decyzję o drugim zakupie akcji Optimusa podjąłem tylko pod wpływem emocji, nie było żadnych racjonalnych przesłanek wejścia do tej samej spółki po cenie trzykrotnie wyższej niż za pierwszym razem. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Drugim błędem było niewyjście z inwestycji w Energopol Południe, którego cena podczas bańki budowlanej w 2007 r. wzrosła w ciągu czterech miesięcy z 5 zł do 170 zł za akcję. Wnioski z tego doświadczenia są takie: jeżeli udało ci się zrealizować sowity zysk, zamykaj pozycję i jedź na urlop, bo każdy wzrost ma granice.
Zbigniew Jakubas jest założycielem grupy Multico i inwestorem w Mennicy, za pośrednictwem której rozwija działalność na rynku nieruchomości. Wśród kluczowych podmiotów w grupie jest też Newag, producent taboru kolejowego. Znany inwestor pracę zaczynał jako nauczyciel. W latach 80. założył spółkę odzieżową w Międzyrzecu Podlaskim, która zajmowała się również składaniem komputerów. Inwestował także w branżę medialną, spożywczą i elektroniczną, m.in. w takie spółki, jak Optimus, Ruch i Zakłady Azotowe Puławy.
Wszystkie rozmowy z ekspertami na temat inwestowania w czasie pandemii znajdziesz w serwisie specjalnym "Tak inwestują gwiazdy biznesu":