„Nikt z nas nie jest tak bystry jak my wszyscy” – głosi japońskie przysłowie. Zbiorowa mądrość może być większa od mądrości jednostki. Podobnie jak pomysłowość, inwencja, odkrywczość. Dlatego nie musisz mieć pod sobą najbardziej twórczych ludzi na świecie. Nawet ze średniakami zrewolucjonizujesz usługę, produkt lub branżę.
Ale nieważne kim zarządzasz: księgowymi, piekarzami czy testerami gumowych kaczek – musisz wprowadzić zespół w kreatywny tryb pracy. Oto pięć pomysłów, jak to zrobić skutecznie.

1. Elastyczne środowisko pracy
Steve Wozniak w książce „iWozniak” napisał, że wszyscy wybitni wynalazcy i inżynierowie są jak artyści – żyją we własnych głowach i najlepiej pracują w samotności. Z drugiej strony John Lennon i Paul McCartney większość przebojów stworzyli razem. No to na kogo stawiać – solistów czy graczy zespołowych? Oferować pracownikom biura typu open space czy tradycyjne, podzielone na małe pomieszczenia gwarantujące ciszę i spokój?
Jedno nie wyklucza drugiego – ci sami ludzie raz potrzebują izolacji, a raz obecności i inspiracji innych osób. Dlatego dzisiejsze przestrzenie biurowe są elastyczne, a zespoły kreatywne często mają charakter tymczasowy. Mądrzy liderzy dbają też o to, by niechęć do współdziałania nie wynikała z różnic osobowościowych między zatrudnionymi – tak ich dobierają, by była między nimi chemia. Choć oczywiście wzajemna sympatia nie gwarantuje wpadania na 10 szalonych rozwiązań w ciągu dnia.
2. Burza mózgów po harwardzku
Niektóre etapy kształtowania się pomysłów dobrze przejść samemu, a inne w grupie. Dotyczy to m.in. jednej z najczęściej stosowanych metod rozwiązywania problemów: burzy mózgów. Klasyczny brainstorming polega na tym, że zbiera się do 10 pracowników, by omówić jakąś trudną dla firmy sprawę pod kierownictwem osoby przewodzącej spotkaniu. Wszyscy muszą przestrzegać określonych reguł, takich jak niekrytykowanie czyichś koncepcji.
W społeczeństwie, w którym panowała stagnacja informacyjna, a zmiany zachodziły z prędkością lodowca, stosunkowo niewiele jednostek angażowało się w procesy twórcze — egzystencją zdecydowanej większości społeczeństwa rządziła rutyna, która raz opanowana wystarczyła za drogowskaz do końca życia. Ale w społeczeństwie, w którym wiedza i umiejętności odchodzą do lamusa, zanim zdążą stać się rutyną, praktycznie każdy człowiek staje się częścią procesu twórczego: jeśli nawet sam nie tworzy oryginalnych rozwiązań, to przynajmniej wykorzystuje i włącza do swojego życia nowe idee, koncepcje i umiejętności.
Chcąc zwiększyć skuteczność tej techniki, naukowcy z Harvardu eksperymentowali z różnymi jej wariantami. Tak odkryli, że doskonałe rezultaty przynosi podzielenie sesji na 20-minutowe odcinki, podczas których uczestnicy pracują na przemian indywidualnie i zespołowo.
Poznaj program cyklu webinarów “Akademia Lidera”, 25 września - 27 października 2022 >>
3. Firmowy błazen
Nawet przeprowadzona na harwardzką modłę burza mózgów nie daje gwarancji, że zostaną sformułowane i wyłonione najlepsze pomysły. Mają na to wpływ psychologiczne uwarunkowania, którym ulegają członkowie grupy: konformizm, potrzeba akceptacji, lęk przed krytyką. Jeśli prowadzącym spotkanie jest autokratyczny menedżer, a większość uczestników nie grzeszy asertywnością, do otwartej dyskusji nie dojdzie – nikt nie wypowie swoich wątpliwości na głos, a zgłaszane rozwiązania będą zbieżne z tym, co chce usłyszeć szef. Tylko jego pomysł jest z słuszny i nie wolno go kwestionować.
Często pogardzamy średniowieczem, ale akurat ta epoka radziła sobie całkiem dobrze ze szkodliwą jednomyślnością. Na każdym dworze królewskim i książęcym był błazen – wcale nie tak zabawna postać, jak się ją obecnie przedstawia. Jego praca polegała na przekłuwaniu balonu pychy i przypominaniu władcom, że jako zwykli śmiertelnicy mogą się mylić. Nic dziwnego, że na Zachodzie niektóre korporacje przywróciły instytucję błazna.
4. Powrót do szkoły
W pychę zwykle wpadają ludzie zaraz po awansie, ale także na najniższych szczeblach służbowej drabiny nie brakuje osób nadmiernie pewnych siebie. Gdy mamy o sobie zbyt duże mniemanie, nasza kreatywność spada na łeb na szyję. Takie jednostki – przypomina John Cleese, współzałożyciel grupy Monty Python – wychodzą z założenia, że nie ma już nic, czego mogłyby się nauczyć. Przestają przyswajać sobie nowe rzeczy i opierają się tylko na dobrze znanych wzorcach. Oznacza to zatrzymanie własnego rozwoju.
John Cleese jako przedstawiciel branży komediowej jest w lepszej sytuacji niż większość liderów w biznesie – gdy publiczność się nie śmieje, on wie, że się myli. A kto powie szefowi, że się myli lub że jest przeżytkiem jak maszyna do pisania w świecie laptopów?
Jeśli pracodawca widzi, że jego kierownicy pozjadali wszystkie rozumy, powinien wysłać ich na branżowe szkolenia, konferencje lub studia MBA. Być może to obudzi ich ciekawość, otworzy na nową wiedzę, zachęci do zrewidowania poglądów na biznes. Jeżeli nie, trzeba pomyśleć o zmianie kadry zarządzającej.
5. Różnorodne zespoły
Skoro jesteśmy przy zatrudnianiu, zwykle menedżerowie faworyzują kandydatów na swój obraz i podobieństwo lub pasujących do zespołu pod względem wieku, wykształcenia czy wartości. To błąd. Jednorodność ułatwia zarządzanie, ale nie sprzyja kreatywności. Rewolucyjne innowacje powstają tam, gdzie różne osobowości, zdolności czy doświadczenia uzupełniają się lub nawet ścierają. Skrytykowaliśmy pychę, ale umiarkowana dawka jednostkowych ambicji może być dobra. W wielu przypadkach nietuzinkowe pomysły są efektem rywalizacji, a nie gładko przebiegającej współpracy.
Mądrzy liderzy tak dobierają pracowników, by była między nimi chemia. Ważny wyjątek: gdy ludzie są wysokiej klasy profesjonalistami, ich stosunki mogą być dalekie od przyjaznych, a i tak wyróżnią się nowatorstwem i odniosą razem sukces – do tego wystarczy zrozumienie i aprobata tego, co mają wspólnie zrobić.