We wtorek, 24 czerwca, na warszawskiej giełdzie zadebiutowały akcje spółki Arlen. Nie był to może debiut tak imponujący jak ten Diagnostyki (plus 20 proc. na otwarciu), ale wstydu nie ma. Cena otwarcia wyniosła 38,5 zł, czyli była o 10 proc. wyższa niż cena emisyjna (35 zł). Wystarczyło 10 minut, aby zwyżka spadła do 5 proc., ale już około 9.30 kurs ponownie ruszył w górę.
- Debiut oceniam pozytywnie. Można powiedzieć, że był nawet książkowy – kurs otworzył się z 10-procentowym wzrostem i utrzymał w przedziale 5-10 proc. na plusie – powiedział mi Dariusz Tenderenda, członek zarządu DM Navigator, który pomagał Arlenowi przygotować się do wejścia na giełdę.
Jego entuzjazm podziela Tomasz Bardziłowski, prezes GPW.
- Debiut oceniam jako udany. Cieszy nas duże zainteresowanie inwestorów indywidualnych i fakt, że to już druga spółka w tym roku, która weszła na giełdę. Sektor zbrojeniowy potrzebuje inwestycji, a giełda to doskonałe miejsce na pozyskanie kapitału. Ważne, że Arlen to spółka rodzinna – mam nadzieję, że jej przykład zachęci inne podobne firmy do rozważenia giełdy jako ważnego etapu w rozwoju – mówi Tomasz Bardziłowski.
Arlen jest 407 spółką na rynku podstawowym, a wartość oferty wyniosła blisko 271 mln zł. W sumie do inwestorów trafiło 7,74 mln akcji, przy czym zdecydowana większość do instytucji (7,04 mln). Dla inwestorów indywidualnych przewidziano 700 tys. walorów (9 proc. oferowanych). Kapitalizacja spółki wynosi 774 mln zł. Trochę do miliarda brakuje, ale wierzę, że w przyszłości uda jej się to osiągnąć.
Giełda spółkę ulepsza, nie pogarsza
W szampańskim humorze był prezes Andrzej Tabaczyński, który chętnie udzielał odpowiedzi na liczne pytania przedstawicieli mediów i nie tylko. Prezes już wcześniej mówił, że dla niego giełda jest klubem liderów przedsiębiorczości, więc jego entuzjazm nie był zaskoczeniem.
- Mam jeden ważny przekaz dla inwestorów: czuję się wyjątkowo odpowiedzialny za wasze pieniądze. Gdy firma była moja, to mogłem sobie pozwolić na stratę, bo to były moje pieniądze. Ale zdaję sobie sprawę, że inwestorzy mogą nie mieć takiej samej cierpliwości. Sam proces wchodzenia na giełdę zrobił z nas lepszą firmę. Jesteśmy transparentni i wierzę, że będziemy odnosić sukcesy – mówi prezes Arlenu.
Mam nadzieję, że te słowa dotrą do innych spółek rozważających wejście na warszawską giełdę. Skala redukcji zapisów w transzach detalicznych w przypadku tegorocznych debiutantów pozwala optymistycznie patrzeć w przyszłość. W przypadku Arlenu wyniosła ona 87 proc., a Diagnostyki – 94,16 proc. O popyt zatem nie trzeba się martwić, więc trzymam kciuki, że włodarze GPW wykorzystają okazję.
- Skupiamy się na przyciąganiu emitentów przede wszystkim z Polski. Mamy firmy, które pod względem skali są gotowe do debiutu. Regularnie organizujemy spotkania w różnych miastach, na których pojawia się średnio kilkunastu potencjalnych kandydatów. Mam nadzieję, że jesienią zobaczymy kilka debiutów, ale te większe spodziewane są raczej w 2026 r. – wytłumaczył mi Tomasz Bardziłowski.
Podobnego zdania jest Dariusz Tenderenda. Według niego rodzimy rynek IPO już się przebudził i można śmiało spodziewać się kolejnych debiutów.
- Oczekujemy, że kolejni emitenci pojawią się na jesieni i w przyszłym roku. Debiuty Diagnostyki i Arlenu powinny służyć jako przykład zarówno dla funduszy private equity szukających wyjścia z inwestycji oraz polskich firm rodzinnych szukających źródeł finansowania do dalszego rozwoju – mówi Dariusz Tenderenda.
Zapisz się na newsletter Inwestora Wojtka>>
Bilans pozytywny
Po nieudanej próbie zapisania się na debiut chorwackiego Studenaca mój instynkt w kwestii debiutów nie zawiódł – zarówno Diagnostyka, jak i Arlen otworzyły się na plusie, a na akcjach tej pierwszej zarobiłem już blisko 37 proc. Oby akcje Arlenu podążały tą samą ścieżką.
Mój apetyt jednak nie został zaspokojony – zapisałem się na 250 akcji, a dostałem ich tylko 32. Pakiet zatem jest wart – po cenie emisyjnej 35 zł – 1120 zł. To nie jest dużo, a model biznesowy spółki jest unikatowy w Europie dzięki integracji pionowej, w ramach której firma rozwija działalność, wydłużając łańcuch wartości, aby uzyskać większą kontrolę nad procesem produkcji. Kontrola nad etapami produkcji pozwala na elastyczność i zmniejsza uzależnienie od zewnętrznych dostawców. To ważne w sytuacji ewentualnego zaburzenia łańcuchów dostaw, co w czasie napięć geopolitycznych nie byłoby niczym nadzwyczajnym. Ponadto spółka zapowiedziała chęć regularnego dzielenia się zyskiem z akcjonariuszami. Polityka dywidendowa zakłada coroczne przekazywanie 30-50 proc. (maksymalnie 75 proc.) skonsolidowanego zysku netto. Spółka zapowiada, że podzieli się zyskiem za 2025 r.
Arlen to spółka reprezentująca segment, jakiego chcemy mieć więcej: opartego na własnych pomysłach. Uważam, że nasz rynek da tej spółce skalę, którą później można wykorzystać do ekspansji do innych krajów. Dlatego będę wyczekiwał okazji, aby trochę akcji dokupić.
Inwestor Wojtek: Jakie są cele rozwojowe Arlenu? Czy szykują się jakieś przejęcia?
Andrzej Tabaczyński: Mamy obecnie 2-3 cele, ciągle pojawiają się nowe okazje. Mamy wielki apetyt akwizycyjny, chcemy rozwijać ofertę produktową, szczególnie w Europie. Dla bezpieczeństwa firmy i inwestorów musimy postawić na rozwój geograficzny – w tej chwili mamy przedstawicieli w Hiszpanii, Niemczech, Litwie, Norwegii etc. Ciekawie się zapowiada sytuacja na rynku niemieckim, ponieważ Bundeswehra ma do wydania 800 mld EUR. Patrzymy na firmy z przychodami na poziomie 6-10 mln EUR i zysku EBITDA około 1 mln EUR.
Na ile perspektywy Arlenu są zależna od obecnej koniunktury w zbrojeniach?
Moda na zbrojeniówkę rzeczywiście sprzyja Arlenowi, ale jest to raczej przypadek – egzystencja spółki nie jest zależna od popytu na produkty wojskowe. Szyjemy też dla służb mundurowych, jak Policja czy Straż Graniczna. Nasz model biznesowy jest unikalny w całej Europie – nikt inny nie produkuje tkanin i nie szyje z nich odzieży specjalistycznej. Ważne jest, żeby inwestorzy zrozumieli istotny element sezonowości w naszej spółce. Pierwszy kwartał jest zazwyczaj powolny – ruszają przetargi, zaczyna się produkcja. Rozpędzamy się dopiero w drugim i trzecim, a w czwartym potrafimy wypracować 60 proc. sprzedaży. Cykl zamówień w naszej branży można porównywać do sinusoidy – raz jest za dużo przetargów, raz za mało. Aby spłaszczyć tę sinusoidę, musimy mieć ekspozycje na rynki w całej Europie – to jest mój główny cel.
Czy inwestorzy mogą liczyć na dywidendę w tym roku?
Zdecydowanie!
Czytaj także ----> 10 rzeczy, które warto wiedzieć o IPO Arlenu
Inwestor Wojtek: Przyjrzałem się akcjom Arlenu. Oto moja decyzja
Cześć, jestem Inwestor Wojtek, postać, za którą stoją doświadczeni dziennikarze giełdowi i analitycy PB. Chcę za 25 lat mieć w portfelu 1 mln zł. Inwestuję prawdziwe pieniądze (zacząłem od 50 tys. zł) w akcje, obligacje i inne instrumenty finansowe. Chcę edukować i promować inwestowanie na rynku kapitałowym. Jestem transparentny: z odpowiednim wyprzedzeniem napiszę, że zamierzam kupić lub sprzedać dane walory.
Skład mojego portfela i stopę zwrotu można obserwować na notowania.pb.pl/inwestor-wojtek.
Zachęcam też do zapisania się na mój newsletter>> oraz wysłuchanie podcastów>>