2011 miał być rokiem rozpędzania się gospodarki, po tym jak w 2010 roku wychodziła z kryzysu. Rok temu nastroje były dobre — popyt rósł, a największym problemem polskich przedsiębiorców była drożejąca ropa i trudności z zatrudnieniem dobrych pracowników. Złoty miał się umacniać. A jak było? Grecja otarła się o bankructwo, strefa euro niemal się rozpadła, złoty się osłabił, a przedsiębiorcy musieli stawić czoło drugiej fazie kryzysu lub — jak kto woli — nowemu kryzysowi. Ale znów, tak jak w 2009 roku, im gorzej na świecie, tym lepiej nad Wisłą. Polska okazała się prymusem i PKB urośnie o ponad 4 proc.
Jaki będzie 2012? Dla kibiców na pewno dobry, bo na piłkarskie mistrzostwa zjadą do nas najlepsi w Europie. Ale nie tylko dla nich — EURO 2012 ma być motorem napędzającym krajową turystykę, handel, telekomunikację czy przemysł spożywczy i gastronomiczny. Ale na horyzoncie czai się też sporo zagrożeń. Jeśli ziści się teza o spowolnieniu gospodarki, spadnie popyt, a to odczują niemal wszyscy. Wszystkie firmy będą musiały zmierzyć się z prognozowaną przez energetyków podwyżką ceny prądu i trudniej dostępnym i droższym kredytem bankowym. Chemia dodatkowo z droższym gazem i malejącym popytem. Budowlańcy ze znacznym spadkiem zamówień, bo wyschnie źródło projektów za unijną kasę. Prawdziwym wyzwaniem będzie dla nich walka o marżę, a jeśli banki zakręcą kurek — o płynność. Chemia i meblarstwo liczą, że słaby złoty napędzi eksport. Ale wpędziłby on w problemy odzieżówkę i turystykę. W dobrych nastrojach w 2012 rok wchodzą branże medyczna, ubezpieczeniowa, ale tej ostatniej pokrzyżować plany może aura. W zgoła odmiennych farmacja, w której głównym hasłem będzie restrukturyzacja, cięcie kosztów i bankructwa.
Jedno jest pewne — to nie będzie łatwy rok. Przeważają pesymizm i obawy. Przedsiębiorcy znów będą musieli wznieść się na wyżyny, by poprawić wyniki. Ale tak było i w 2009 roku, a potem byliśmy zieloną wyspą i pod koniec 2010 roku, by w mijającym roku weryfikować prognozy w górę. Kryzys miał nadejść, ale nie nadszedł.