Piotrowska-Oliwa: Wybory w czasach AI i kwitnącego populizmu to sport ekstremalny

Grażyna Piotrowska-Oliwa
opublikowano: 2023-12-28 20:00

Zasada im więcej hałasu, tym większa rozpoznawalność, klikalność i liczba lajków, czyli na końcu liczba wyborców podejmujących decyzje na podstawie dostarczanych im odpowiednio profilowanych informacji, odnajduje się już pod każdą szerokością i długością geograficzną. Algorytmy AI i social media znakomicie się sprawdzają — pisze Grażyna Piotrowska-Oliwa, prezes Grupy Modne Zakupy.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Grażyna Piotrowska-Oliwa jest członkiem rady dyrektorów Pepco Group NV, prezesem Grupy Modne Zakupy oraz inwestorem w spółce Rentplanet. Ukończyła studia MBA we francuskim INSEAD, Krajową Szkołę Administracji Publicznej w Warszawie oraz Akademię Muzyczną w Katowicach. Jest menedżerem z ponad dwudziestoletnim doświadczeniem zawodowym, przez większość tego okresu związana z sektorem telekomunikacyjnym. W latach 2015-20 była prezesem Virgin Mobile Polska. W trakcie kariery zawodowej była m.in. dyrektorem wykonawczym ds. strategii, rozwoju i oferty hurtowej w Telekomunikacji Polskiej oraz prezesem PTK Centertel (operator sieci Orange), członkiem zarządu ds. sprzedaży w PKN Orlen oraz prezesem PGNiG. Prowadziła niezależną działalność doradczą i inwestycyjną. Pełniła również funkcje członka rad nadzorczych takich spółek jak PZU, Krajowy Depozyt Papierów Wartościowych,  ABC Data, Orlen Deutschland oraz PGNiG Norway (PGNiG International). Była również członkiem rady dyrektorów AR Packaging Group AB oraz Talkin’ Things. Mentorka w programie Mentors4Starters.

Stare chińskie przysłowie (albo, jak kto woli, klątwa) „obyś żył w ciekawych czasach”, jak nigdy wydaje się dzisiaj bardzo na miejscu. Klejstenes, ojciec demokracji ateńskiej, w najśmielszych snach nie mógłby przewidzieć, że w XXI w. o wyniku wyborów będzie decydować powszechny brak umiejętności analizy krytycznej i sztuczna inteligencja, rodzice fali populizmu coraz szybciej ogarniającej świat.

W 2023 r. wraz z ChatGPT4 czy Bardem sztuczna inteligencja, technologia mająca historię de facto już od kilku dekad, w końcu — i to z przytupem — wyszła z kręgów naukowych i trafiła do audytorium w postaci miliardów mieszkańców naszej planety. Biorąc pod uwagę miliardowe inwestycje gigantów technologicznych w start-upy z dziedziny AI (np. 10 mld USD Microsoftu w OpenAI, 4 mld USD Amazona w Anthropic) oraz pojawiające się z prędkością grzybów po deszczu regulacje prawne (Polska,jak zwykle w dziedzinach high-tech pozostaje pod tym względem w tyle peletonu), trzeba przyznać, że 2024 r. może upłynąć pod znakiem AI i dyskusji na temat jej wpływu na wszystkie dziedziny naszego życia.

Naukowcy ze Stanford University (raport Human-Centered Artificial Intelligence Faculty) przewidują, że AI będzie miała ogromny wpływ na kilka dziedzin naszego życia, ja skupię się na trzech. Pierwsza to wzrost wydajności pracy — mniej w kontekście pełnej automatyzacji, bardziej w poszerzeniu dostępnych narzędzi dla pracowników umysłowych. Można tu wskazać nowe algorytmy, procesowanie danych i analitykę czy choćby prostą transkrypcję np. wykładów w czasie rzeczywistym. Druga — istotne rozprzestrzenianie się dezinformacji i tzw. deepfake’ów szczególnie w warstwie wizualnej (czy ktoś z państwa jeszcze nie widział filmików, gdzie konkretne osoby wygłaszają nigdy niewypowiedziane kwestie?). Nie trzeba wybujałej wyobraźni, aby dostrzec potencjalny wpływ na dokonywane wybory, zarówno przez konsumentów, jak też wyborców. Trzecia — brak procesorów GPU (potencjalne efekty już znamy z okresu covidowej pandemii i zaburzeń łańcucha dostaw).

Biorąc pod uwagę trendy ekonomiczne, malejąca inflacja (co prawda, wiele krajów poradziło sobie z tym problemem lepiej niż Polska, ale także u nas widać pozytywny trend), stabilizacja łańcucha dostaw (a więc również powrót cen za fracht do poziomu sprzed pandemii), ustabilizowane ceny takich surowców jak gaz czy ropa, można by w Europie spodziewać się widocznego powrotu na ścieżkę makroekonomicznego wzrostu. Nastroje konsumenckie w większości krajów nadal jednak są nadal negatywne (obawa recesji). Polscy konsumenci są, co ciekawe, bardziej optymistyczni niż koledzy z zachodniej części kontynentu.

Spodziewany napływ pieniędzy z KPO będzie naturalnym dopalaczem dla gospodarki, zważywszy, że będą one przeznaczone w dużej mierze na inwestycje w projekty infrastrukturalne oraz cyfryzację, co pozwoli przyspieszyć wzrost i nadrobić zapóźnienia, które mamy w stosunku do krajów zachodniej Europy. Być może nawet będzie to skok cywilizacyjny. Warto jednak zaznaczyć, że ten strumień pieniędzy najpierw musi być szczegółowo rozpisany w ramach konkretnych projektów (z planami ich wdrożenia), a dopiero potem wydany, a czas na pełną konsumpcję kończy się w III kw. 2026 r., więc efekt inwestycji rozłoży się na ponad dwuletni okres.

Modele analityczne i statystyczne nie są jednak w stanie przewidzieć wyniku albo efektów ubocznych wydarzeń o charakterze geopolitycznym. W 2024 r. wchodzimy z konfliktem na Bliskim Wschodzie. Ogromna pomoc humanitarna dla Strefy Gazy z jednej strony, z drugiej rośnie ryzyko rozprzestrzenienia się konfliktu i powtórki z tzw. arabskiej wiosny ludów z 2011 r. i jej negatywnego wpływu na ceny ropy, a więc na gospodarkę światową.

O rosnącej dominacji gospodarczej Chin i uzależnienia od nich państw Zachodu napisano już dużo. Można tylko dodać najświeższe zapowiedzi Xi Jinpinga odnośnie „nieuchronnego zjednoczenia Chin z Tajwanem”. Tym samym znowu wróciliśmy do kwestii braku chipów i innych komponentów, bez których nawet zwykły młotek staje się zaawansowaną technologią.

Dla gospodarki największe znaczenie ma polityka, a jej makroobraz na 2024 r. nie maluje się zachęcająco. Na rosnącej fali populizmu na świecie do władzy dochodzą bądź osoby raczej nieznane szerszej światowej publiczności (Argentyna), bądź znane lokalnie (Holandia), ale ich cechą wspólną są kontrowersyjne i mocno populistyczne poglądy, nie tylko gospodarcze. Światowym hitem będą oczywiście wybory prezydenckie w USA. Obawiam się, że zasada im więcej hałasu, tym większa rozpoznawalność, klikalność i liczba lajków, czyli na końcu liczba wyborców podejmujących decyzje na podstawie dostarczanych im odpowiednio profilowanych informacji, odnajduje się już pod każdą szerokością i długością geograficzną. Algorytmy AI i social media znakomicie się sprawdzają (polecam case study Cambridge Analytica w wyborach prezydenckich w USA — i nie tylko — już w 2016 r.). Zderzenie wyborców z rzeczywistością następuje niestety dopiero po kilku latach, natomiast efekty ekonomiczne wielu działań bądź zaniechań odczuwalne są niejednokrotnie od razu. Przedświąteczne weto prezydenta Dudy do ustawy okołobudżetowej raczej nie ucieszyło nauczycieli i innych pracowników budżetówki spodziewających się zasłużonych podwyżek. Jednak na pewno bardzo zaniepokoiło nie tylko polskich, ale też zachodnich inwestorów i rynki finansowe. Bo nic nie dewaluuje złotego i nie powoduje odpływu pieniędzy z giełdy tak jak wizja politycznego konfliktu i chaosu (z potencjalnym kryterium ulicznym w tle) w jednym z największych krajów europejskich.

W kontekście efektów ekonomicznych w sumie nie wiadomo, czego bać się bardziej — samouczącej się sztucznej inteligencji (odruch całkiem normalny dla pokolenia wychowanego na kultowym „Terminatorze” Ridleya Scotta z 1984 r.), czy polityków, którzy bardzo często nie chcą się uczyć.